Metrum: 13/14


I. NORWEGIAN WOOD

Motto: 

Czyż nie jest dobre to norweskie drewno?


1. Można ostrożnie stawiać tezy, nie antagonizować, tracąc ostrość, równoważyć obustronne skrajności jak arbiter.

2. Odwrotna strategia traktowania napastników - asertywny ton - odbiera resztkę obronnych sił, jakie agresorzy magazynują.

3. Stoltenberg to następny adwokat tradycji odstraszania, radykalny orator, statyczny jako architekt manewrów operacyjnych.

4. Taktyka Norwega - atawistyczna troska o równowagę opozycyjnych stronnictw - jest aktualnie minimalizowaniem oczywistych strat.


5. Nie atakuję, tylko ostrzegam: rozsądek opłaca się, jeżeli akurat można ostateczne stanowiska tonować.

6. Ale teraz ospały retor okazuje się jedynie anachronicznym megalomanem osłabiającym spójność, typem niepewnym.

7. Traktowanie opornych rusofilów odpowiednio stanowczo - jako agenturę Moskowii - opłacałoby się także nowym adeptom.

8. Od razu otrzymaliby sygnał, jasną aluzję: macie oczyścić służby, tupnąć nogą ("annihilate traitors").


9. Romantyczna ocena scenariuszy, jakie anonsuje mistrz ostrych słów (tylko nie akcji), to oszustwo.

10. Okłamujemy się, jeśli akceptujemy mit obłaskiwania satrapów terrorystów naiwnym appeasementem, tylko opakowanym retorycznie.

11. Sytuacja jest absurdalna, miałkich oportunistów, symulujących twardzieli, nagłaśniających aluzyjnie tajny odwrót, rozumiemy odwrotnie.

12. Jak Ameryka może obracać się tyłem na apostrofy tradycyjnych obrońców Rzeczypospolitej Obojga Stanic ?!

13. Amerykanie mają oczywiście swoje tryby nikczemności/asertywności; tokować o reszcie "obrońców" ... szkoda języka.

II. W TYM TAKCIEFAKT 

Cytat

Uciekinier z KGB Michaił Butkow twierdzi, że Jens Stoltenberg był tajnym kontaktem KGB w 1990 roku o pseudonimie „Stiekłow”. Według Butkowa - Stoltenberg ("Stiekłow") spotykał się z pracownikiem sowieckiej ambasady „attaché kulturalnym” Borysem I. Kiriłłowem, faktycznie służącym w rosyjskich służbach specjalnych. Kiriłłow stacjonował w Oslo od 1986 roku aż do 1990 roku. Po ucieczce Butkowa 22 maja 1991 r. Kiriłłow - wraz z siedmioma innymi sowieckimi dyplomatami - został uznany za niepożądanego w Norwegii. Kontakty Kiriłłowa ze Stoltenbergiem częściowo przyczyniły się do uznania Kiriłłowa za persona non grata. Jako członek Komisji Obrony Stoltenberg uzyskał dostęp do zbiorowych tajemnic Sił Zbrojnych. Uczestniczył również w szeregu kontroli wrażliwych instalacji obronnych. W listopadzie tego samego roku Stoltenberg opuścił komisję obrony i został sekretarzem stanu w Ministerstwie Środowiska. Butkow napisał w książce „KGB w Norwegii – ostatni rozdział”, że sowiecke specsłużby miały kilka bardzo ważnych poufnych kontaktów w norweskiej elicie władzy. W wywiadzie Butkow stwierdził, że Stoltenberg na spotkaniach przekazał informacje, które znalazły odzwierciedlenie w raportach, które Kiriłłow wysyłał do centrum KGB w Moskwie. Inny uciekinier z KGB Oleg Gordijewski wspominał wcześniej o kontaktach Jensa Stoltenberga z personelem KGB w Oslo.
25 lutego 2003 r. - artykuł w Verdens Gang – drugim co do wielkości dzienniku w Norwegii

III. TU BLOG A TAM GLOB 

Imieniem GLOB-ian ochrzciłem moje najwierniejsze Czytelniczki i Czytelnika. Oni łapią w lot, że także ten hipertekst nie jest zwykłym kawałkiem publicystycznym. Jest on skonstruowany przy użyciu tzw. przymusów (constraints). Pierwsza część pt. "Norwegian Wood" zawiera ukryte hasło. Zagadka pojawia się na dwa sposoby. Pierwszy - "wertykalny", w postaci akrostychu, drugi - "horyzontalny" jako akronimiczna kombinatoryka. To rodzaj poważnej zabawy w stylu OuLiPo, awangardowego kierunku literackiego, któremu poświęcam podcast "Francuski kulturalnie". Ten cykl prowadzę z dr Joanną Wilkońską, a kolejny odcinek, poświęcony twórczości Raymonda Queneau pojawi się lada dzień na tym internetowym polu, udającym tylko tradycyjny BLOG.

Dodatkowy, niejawny tor grupowych działań, któremu patronuję, stworzywszy grupę na komunikatorze internetowym WhatsApp, nosi kryptonim GLOB. (GLOB to anagram wyrazu BLOG). To tam toczy się inne życie, zwyczajne i niezwykłe jednocześnie, wolne w całym sensie słowa "wolność" i poddane rygorom Gry, codziennego Bożego Igrzyska, o regułach rodzących się w trakcie tej poważnej i uważnej rozrywki-rozgrywki. Uczestniczą w niej w różnym stopniu i na różnych polach cztery osoby, oprócz mnie (Barbara, Hanna, Marzena i Michał). Razem tworzymy pięć odmiennych kręgów, o własnych (o)środkach, ale wspólnych podzbiorach, odmiennych barwach, lecz tworzących jedno widmo. Jeszcze o tym Cudzie napiszę, podwójnym cudzie - w znaczeniu bliskich spotkań ludzi (na dużą odległość) oraz człowieczego spotkania z nową technologią komunikacji i informacji. To jest dla mnie ideał Sojuszu.  

Enigmatyczna nieco i lakoniczna dygresja jest koniecznym przypisem.

Aktywizacja tła uruchamia dodatkowy wymiar.  Daję wam zajrzeć na moment za kulisy, aby ukazać kontekst hipertekstu. Zasygnalizować odmienny sposób obserwacji, interpretacji i ocen tego, co aktualnie dzieje się na całym globie.

Łatwo surfować po powierzchni zdarzeń, ale przyszłość zwykle ukazuje melizny przeszłych łatwizn. Wróćmy do Jensa Stoltenberga. Skupmy się na czternastoliterowym tytule ZNÓW JEST ÓW JENS. Co to za KRZYŻOWE SZLAKI? Jakież to 14 stacji można na nich dostrzec?

III. NORWEGIAN WOOD (repryza)

Określiłem Jensa Stoltenberga kryptonimem NORWESKIE DREWNO, bo trafnie, według mojej oceny, oddaje jego charakter, biografię, przeszłą rolę w NATO, oraz nową misję, którą - jak podejrzewam - zlecili mu jego zachodni mecenasi. Za Stoltenbergiem ciągnie się zagadkowa afera "Stiekłowa". Głośnym echem odbiły się przed wielu laty jego podejrzane kontakty z KGB, z sowieckimi służbami, które nadały mu właśnie taki pseudonim. Mimo tak poważnego cienia, jaki na jego działalność polityczną rzuciły tamte niebezpieczne związki, jego kariera rozwijała się w najlepsze, aż trafił na samą szpicę, pasowany na szefa NATO. Czytałem we wspomnieniach Norwega, że jego kandydaturę mocno wspierał prezydent USA Barack Obama, patron niesławnego resetu z putinowską Rosją oraz  kanclerz Niemiec Angela Merkel, która ze strategicznego partnerstwa  Berlin-Moskwa uczyniła swój priorytet. Nie zapominajmy również, że za kadencji Obamy, kiedy doszło do próby układania się z Rosją oraz głębokich ukłonów w stronę zbrodniarza z Kremla (było to już po krwawej inwazji na Gruzję, a wcześniej hekatombie w Czeczenii),  wiceprezydentem USA był obecny amerykański przywódca  Joe Biden. Trzeba także odnotować kontekst szokującego na pierwszy rzut oka wyboru norweskiego polityka -w młodości radykalnego pacyfisty i szalonego antynatowskiego lewicowca- na szefa tego militarnego paktu.  Jak czytamy w kalendarium: "Stoltenberg stanął na czele Sojuszu Północnoatlantyckiego, jako 13. szef tej organizacji, 28 marca 2014 roku.". Przypomnę, że działo się to tuż po aneksji Krymu przez Putina (20 lutego - 26 marca 2014). Stoltenberg, którego często przywołuje się w kontekście ówczesnego zaostrzenia retoryki wobec Kremla, nigdy takim jastrzębiem nie był i nie jest. Przeciwnie, to polityk o gołębim sercu, jeśli można w ogóle postrzegać Norwega w kategoriach samodzielnego podmiotu politycznego. Jak więc przed dziewięcioma laty doszło do tego, że zasiadł on na natowskim stolcu? Przedstawię moją hipotezę rozwoju sytuacji.

Kariera dyplomaty mi "nie grozi", mówiąc z przymrużeniem oka, więc mogę pozwolić sobie na nieco większą szczerość w wyciąganiu wniosków z zaistniałej sytuacji niż - toutes proportions gardées - mój szanowny gość w Radiu RMF24, były dyrektor biura informacji w Moskwie, Pan Robert Pszczel. Nie jestem też ograniczony do ostrożnego relacjonowania faktów, ponieważ - jak podkreślam za każdym razem - wybieram do BLOG-a tematy, które są  dyskusyjne i żywo dyskutowane, a ilu dyskutantów, tyle interpretacji i projekcji. Można więc domniemywać, że rolą Jensa Stoltenberga jest, wbrew pozorom, nie zaostrzanie, a tonowanie relacji z kremlowskim reżimem. W myśl jego własnych słów z wystąpienia w Monachium w 2016 r. i prób odnowienia formuły Rady Rosja-NATO: Dążymy do bardziej konstruktywnych i opartych na współpracy stosunków z Rosją. Postrzegamy obronę i dialog jako komplementarne. Dialog ma wiele wymiarów. Rosja jest stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych. A Rosja odegrała konstruktywną rolę w porozumieniu nuklearnym z Iranem. Sojusznicy angażują się w stosunki dwustronne z Rosją oraz w ramach organizacji wielostronnych, takich jak OBWE. Kolejnym ważnym forum dialogu z Rosją jest Rada NATO-Rosja.

Rozpamiętuję zdumiewające dla mnie amerykańskie i unijne umizgi pod adresem  putinowskiej Rosji sprzed lat nie dlatego, że wolty w polityce traktuję jako coś niesłychanego. Nie jestem aż tak naiwny. Zdaję sobie sprawę, że jedyną stałą postawą w światowej dyplomacji jest niestałość dyplomatów. Jedno co mnie dziwi to naiwność, z jaką traktuje się w naszym kraju tzw. zachodnie gwarancje bezpieczeństwa dla Polski. Mimo że twór zwany NATO kolejny raz ukazuje swoje prawdziwe oblicze, jako sojusz rywalizujących ze sobą "starych" członków, wciąż traktujących Polskę i Środkową Europę jako "młodszych partnerów", wiara w stałość amerykańskiej "przyjaźni" oparta jest na mrzonkach, "unijna solidarność" to orwellowskie określenie presji i opresji ze strony najmocniejszych europejskich państw i gremiów decyzyjnych, a nadzieje na szybkie ujrzenie słaniającej się ze słabości Rosji to wciąż pobożne życzenie.

Elity, które obecnie władają naszą strefą cywilizacyjną są absolutnie niezdolne do uwolnienia nas, przede wszystkim Europy Środkowej, od moskiewskiego monstrum. Moim zdaniem nie ma co liczyć na postacie pokroju Bidena, Scholza czy Macrona jako na sprawcze podmioty w zbożnym dziele ostatecznego wyzwolenia Polski, Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii itd. od imperialnej Rosji, a mówiąc precyzyjnie od zmaterializowanej obłąkanej idei zwanej Moskowią. Szczyt NATO w Wilnie żadnej pożądanej przez nas zmiany na lepsze nie przyniesie, poza mydleniem nam oczu. Kadencja tych polityków, a raczej konglomeratów polityczno-wojskowo-ekonomicznych, które za nimi stoją, to okres jeszcze większej niepewności, a nie czas poprawy naszego bezpieczeństwa. 

Sybilla, która tu przeze mnie przemawia, nie jest postacią mityczną, niestety. Nie trzeba być słynną starożytną prorokinią, żeby ułożyć w pesymistyczną całość osobne elementy wiedzy, dostępne dla każdej i każdego, podkreślam, każdej i każdego z Was. To jak oblicze "Krzyku" wyłaniające się z poskładanych ze sobą klocków LEGO.


Rozbrająjaca - dosłownie - jest deklaracja prezydenta Bidena, że Ukrainy nie można zaprosić do NATO przed zakończeniem wojny z Rosją, ponieważ wiązałoby się to z koniecznością zbrojnej odpowiedzi NATO, militarnej solidarności sojuszniczej. Jakżeby inaczej, przecież amerykańscy żołnierze nie mogą walczyć z rosyjskimi żołdakami! To wykluczone! Przedziwna to dla mnie logika. Amerykański argument jest taki, że groziłoby to rozpętaniem wojny nuklearnej. Tak jakby rosyjski atak jądrowy w obecnej sytuacji nie był możliwy. Rosjanie rozpatrują przecież ten scenariusz całkiem jawnie, wpisali go nawet oficjalnie do własnej doktryny militarnej. Wydaje się zatem racjonalne, że dopiero członkostwo Ukrainy w NATO byłoby warunkiem sine qua non zastopowania szaleństwa Putina i jego bezpieczniacko-wojskowej kamaryli. Natomiast oświadczenie, że USA wykluczają z definicji walkę zbrojną z państwem Putina, od razu daje Putinowi dodatkowy oręż. Hałaśliwą dyskusję wokół amerykańskiej amunicji kasetowej (dostarczanej wcześniej Ukrainie przez Turcję) uznaję jedynie za zasłonę dymną Waszyngtonu. Ten sztuczny hałas wokół "kontrowersyjnych" dostaw traktuję jako sztucznie wywołany harmider, który ma zagłuszyć pytania o miękką postawę wobec Moskwy. Rada Ukraina-NATO to (mówiąc dosadnie) ochłap rzucony przez Amerykę Ukraińcom od ponad 500 dni wykrwawiających się nie tylko w obronie własnej ojczyzny, ale także - warto to przypomnieć - także w interesie Imperium zza Wielkiej Wody. Komu zatem przypadnie globalna nagroda "Nike"? Kto wygra tę bitwę morską o Bałtyk i Morze Czarne? Z pozoru wygląda na to, że NATO, ale Pakt to nie tylko USA i EU, to także Polska, czyli my. 

Ekspresja naszych polskich interesów to osobna historia. Niestety szczerości u nas za grosz. Żadne z ugrupowań szczerzących zęby w uśmiechach do wyborczego elektoratu i szczerzących na siebie kły we wzajemnych powarkiwaniach nie powie, o co naprawdę jest ten bój o rząd dusz i o rządy w tak kluczowym kraju w tej części globu. Zdaję sobie sprawę, że dla większości wyborców (tak jak i dla mnie) najważniejsze są sprawy bytowe. Wiadomo, że normalnemu człowiekowi najbardziej zależy na tym, żeby mógł godziwie zarobić i godnie żyć, aby zapewnić dobrobyt, zdrowie i bezpieczeństwo sobie i swoim najbliższym. Jednak te podstawowe sprawy, tak zwyczajne w czasach pokoju, stają się ekstremalnym wyzwaniem podczas wojny i zniewolenia przez wrogów. 


Stereotyp? Slogan? Banał? Nie w obecnej sytuacji na świecie. Wyobraźmy sobie nagłą i niespodziewaną zmianę układu geopolitycznego. Nie chcę snuć najbardziej przerażających scenariuszy, o których coraz głośniej się mówi - ataku nuklearnym czy krachu globalnej architektury finansowej. Spróbujmy dokonać ekstrapolacji na niższym poziomie zagrożenia. Załóżmy, że szykuje się nowy układ USA i najsilniejszych państw unijnych z Rosją. Można to nazwać nowym "resetem", podziałem geopolitycznego tortu. Świadczyłyby o tym tajemnicze spotkania amerykańsko-rosyjskie oraz artykuły analityczne, które można uznać za balony próbne. Zawarty zostaje swoisty rozejm na podobnych zasadach jak po wojnie koreańskiej w latach 50. XX z linią demarkacyjną i tzw. strefą zdemilitaryzowaną. Panuje ni to pokój, ni wojna, coś przejściowego, jątrząca się rana. Co ciekawe, o takim scenariuszu, o którym czytam teraz, słyszałem osobiście kilka miesięcy temu z ust amerykańskiego generała Roberta Spaldinga. Rosja miałaby zachowałać swoje niektóre "zdobycze terytorialne", a kadłubowa Ukraina zostałaby przymuszona do zaakceptowania takich warunków w zamian za mgliste gwarancje bezpieczeństwa i nowy plan Marshalla (eldorado dla amerykańskich, niemieckich, francuskich koncernów, ewentualnie polskich podwykonawców). Swoją drogą, w momencie rozpętania "specjalnej operacji wojskowej" - rosyjskiej inwazji na Ukrainę 24.02.2022 r. - podejrzewałem, że ta propagandowa nazwa może tak naprawdę określać realny cel Putina - rozbiór Ukrainy, a nie jej całkowite wchłonięcie. Jednak takie otwarte stawianie sprawy wtedy przez polskiego dziennikarza wyglądałoby na rozpowszechnianie kremlowskiej dezinformacji. Obecnie wygląda to na całkiem realny scenariusz, choć wymagający jeszcze jakiegoś czasu, aby go domknąć, wspólnie doprecyzować. Amerykanie już konsultują tajemnicze sprawy z Rosjanami. 

Epilog jeszcze przed nami? Kiedy coda? Stawiam, że na domknięcie tematu trzeba mniej więcej roku. I tu powracam do mojego tytułowego bohatera, czy też antybohatera, zależy od punktu widzenia. Podejrzewam, że przedłużenie  kadencji Jensa Stoltenberga do 1 października 2024 r., może o tym świadczyć. To jest właśnie odpowiedni człowiek, w odpowiednim miejscu i w odpowiednim momencie, dla odegrania roli w tym globalnym scenariuszu. A kto po nim? To kolejne kluczowe pytanie.

Tu kolejne moje spekulacje: jeśli fotel szefa NATO zarezerwowany jest faktycznie dla obecnej szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, albo kogoś podobnego (kobiety z kontynentu, najlepiej Niemki), oznaczałoby - według mnie - powtórkę amerykańskiego resetu z Rosją, i co za tym idzie, powierzenie kurateli nad europejską częścią Paktu Berlinowi. Byłaby to zatem powtórka z 2009 r., choć w innych dekoracjach (z ruin, już nie gruzińskich, a ukraińskich). Na ironię losu zakrawałby fakt, że tego zwrotu dokonałaby ta sama władcza formacja w USA, "demokratyczna administracja", czy też dyskretna struktura, która za nią stoi.

Układanka to dość misterna, jednak wcale (wbrew pozorom) nie taka znów skomplikowana. Podkreślam, że jej poszczególne elementy nie są moim dziełem. Nawet połączenia między nimi też nie są mojego projektu. Projekcja na Polskę, na nasz krajowy ekran, którą prezentuję, to moja autorska wizja, własna licentia poetica. Stawiam pytanie: czy optymistyczne oceny szczytu NATO w Wilnie, ten nasz sukces, nie będzie pyrrusowym zwycięstwem?   


Bardzo jestem bowiem ciekaw, jak globalni scenarzyści potraktują w najbliższych miesiącach polski przedwyborczy "filmowy" plan polityczny. Ile uwagi poświęcą odpowiedniemu naświetleniu sceny, oświetleniu wybranych aktorów, jakie kwestie scenariuszowe podyktują swoim postaciom pozytywnym, a jakiej artystycznej krytyce poddadzą protagonistów, uznanych przez siebie za szwarccharaktery? Kto dostanie amerykańskiego Oscara geopolitycznego, a kto "Malinę"? I kto zdobędzie złotego Niedźwiedzia, jeśli do łask wróci strategiczne Berlinale? 

I czy w Berlinie znów wystąpią wybitni artyści z Rosji - reżyserzy i aktorzy, bez których oczywiście nie sposób sobie wyobrazić żadnego globalnego festiwalu obietnic? Kolejny hipertekst w BLOG-u poświęcę faktografii. Zacytuję konkretne depesze i artykuły, na których opieram swoje spekulacje.  

Stoltenberg jest tu tylko symbolem, statystą, postacią-statuetką.