DO KŁĘBKA GLOBU


1. 

Prezentuję od początku, od soboty, dnia "marszu na Moskwę", moją hipotezę: pucz Prigożyna to putinowski pic. A w bardziej eleganckich słowach, nie tak kolokwialnych? Rebelia lidera grupy Wagnera to wielkie oszustwo rezydenta Kremla, rodzaj kurtyny, która w spektakularny sposób kryje dyskretne ruchy i ciche działania rosyjskiego przywódcy politycznego, absolwenta swoistej szkoły "reżyserii" i odgrywania ról - oficera sowieckich służb specjalnych. Putin jest spadkobiercą metod stosowanych w bolszewickiej bezpiece. To oczywisty fakt, omówiony w niezliczonych książkach i artykułach, a mimo to ten kontekst został całkowicie pominięty w większości komentarzy i analiz, z którymi zetknąłem się w naszym kraju i na świecie po głośnych wydarzeniach z minionego weekendu. Bardzo niewiele było głosów podważających główny przekaz, a brzmiał on: car na Kremlu przeżywa poważny kryzys! Ta diagnoza stawiana jest nadal, mimo że wydarzenia z sobotyniedzieliponiedziałkuwtorku oraz środy przyniosły kolejne dowody, że ta hipoteza może być fałszywa, co więcej wygląda na fałsz samego Putina i jego kagiebowskiej, mafijnej kamaryli.      

Odpowiedziałem na tę tezę o słabości głównego "siłowika" w Rosji własną fabułą: Putin tylko udaje, symuluje ostry spór, stwarza pozory panicznej obrony przed zbuntowanym sługą, a tak naprawdę w pełni panuje nad sytuacją, bo sam ją wykreował ze swoimi najbardziej zaufanymi ludźmi. Putin po prostu użył Prigożyna, wykorzystał swojego "kucharza" do wysmażenia afery w Rosji i podania jej światu na talerzu. A to danie - takie wrażenie odnoszę - jest jak potrawa z marihuaną. Wywołuje halucynacje, przeróżne wyobrażenia. Każdy ma własną wizję tego, co się stało i stanie z Wagnerowcami w Ukrainie, w Rosji i ostatnio w Białorusi, nie wyłączając mnie samego. Nie jestem jednak aż tak upojony tą putinowską potrawką z "trawką", żebym utracił świadomość ... że ja też mogę być "wkręcany". Poza tym zachowałem, jestem przekonany, umiejętność logicznego myślenia. W poprzednich odcinkach podałem argumenty, potwierdzające hipotezę, że "rajd" Prigożyna był m.in. putinowskim crash-testem, ostrą kontrolą rosyjskiej infrastruktury bezpieczeństwa, błyskawicznymi ćwiczeniami gotowości sił zbrojnych w samej Rosji. Był to także swoisty papierek lakmusowy - metoda sprawdzająca reakcję przeciwników oraz lojalność sojuszników na całym globie. Wewnątrz kraju był sprawdzianem dla elit wojskowych i politycznych. Putin ustalił w kilka godzin: kto swój, a kto wróg.

Cytat

Uciekinier z KGB Michaił Butkow twierdzi, że Jens Stoltenberg był tajnym kontaktem KGB w 1990 roku o pseudonimie „Stiekłow”. Według Butkowa - Stoltenberg ("Stiekłow") spotykał się z pracownikiem sowieckiej ambasady „attaché kulturalnym” Borysem I. Kiriłłowem, faktycznie służącym w rosyjskich służbach specjalnych. Kiriłłow stacjonował w Oslo od 1986 roku aż do 1990 roku. Po ucieczce Butkowa 22 maja 1991 r. Kiriłłow - wraz z siedmioma innymi sowieckimi dyplomatami - został uznany za niepożądanego w Norwegii. Kontakty Kiriłłowa ze Stoltenbergiem częściowo przyczyniły się do uznania Kiriłłowa za persona non grata. Jako członek Komisji Obrony Stoltenberg uzyskał dostęp do zbiorowych tajemnic Sił Zbrojnych. Uczestniczył również w szeregu kontroli wrażliwych instalacji obronnych. W listopadzie tego samego roku Stoltenberg opuścił komisję obrony i został sekretarzem stanu w Ministerstwie Środowiska. Butkow napisał w książce „KGB w Norwegii – ostatni rozdział”, że sowiecke specsłużby miały kilka bardzo ważnych poufnych kontaktów w norweskiej elicie władzy. W wywiadzie Butkow stwierdził, że Stoltenberg na spotkaniach przekazał informacje, które znalazły odzwierciedlenie w raportach, które Kiriłłow wysyłał do centrum KGB w Moskwie. Inny uciekinier z KGB Oleg Gordijewski wspominał wcześniej o kontaktach Jensa Stoltenberga z personelem KGB w Oslo.
25 lutego 2003 r. - artykuł w Verdens Gang – drugim co do wielkości dzienniku w Norwegii


2. 

Nizanie różnorodnych koralików informacyjnych i tworzenie z nich wielobarwnych sznurów bywa całkiem przyjemnym zajęciem, nawet jeśli powstaje w ten sposób bardzo nieprzyjemna historia. Tak właśnie jest w przypadku najnowszej megaintrygi rezydenta Kremla. Zanim jednak sznur rosyjskich infoperełek ulegnie - nie daj Boże! - makabrycznej metamorfozie i przekształci się szybko w sznur szubieniczny, a beztroska zabawa stylistyczna  zamieni się natychmiast w suchy opis masowego zabijania, pozwolę sobie jeszcze na beztroskie fantazjowanie z gatunku "gonzo-gnozo" na kanwie agencyjnych faktów. Tu potrzebne jest krótkie wyjaśnienie, przypomnienie, co przez to rozumiem. "Gonzo" to słynna metoda pisarska stworzona przez legendę amerykańskiej psychodelicznej żurnalistyki - Huntera S. Thompsona, polegająca na swobodnym mieszaniu reporterskich relacji z subiektywnymi fantazmatami, prawdziwych historii z narkotycznymi halucynacjami. "Gonzo-gnozo" to wykreowany przeze mnie przed laty (pół żartem, pół serio) blogowy podgatunek. Oprócz Thompsonowskich cech - miksu informacji i imaginacji oraz powagi i blagi - moje hiperteksty są wyrazem fascynacji gnoseologią (czyli teorią poznania) oraz prywatną ekspresją buntu przeciwko gnozie duchowej (herezji wodzącej swych adeptów na pokuszenie samozbawienia, a w końcu samoubóstwienia poprzez odkrywanie  wiedzy tajemnej) oraz przeciw przejawom gnozy politycznej (diabolicznym ideologiom strącającym Boga z tronu i zastępujących Go Człowiekiem Idealnym -Übermenschem, Kosmicznym ProletariuszemAdamem Kadmonem, oraz ściągającym Raj z Nieba na jałową glebę, podmieniającym religijną perspektywę eschatologiczną na utopię cywilizacyjnego raju na ziemi). Realnym efektem takich idealistycznych działań, co już dobrze wiemy z historii powszechnej (a nierzadko niestety z własnego doświadczenia) jest totalne zniewolenie człowieka oraz degrengolada społeczno-polityczna, dystopia, która na każdy kraj sprowadza kryzys, krach i kres. Moje hiperteksty w stylu gonzo-gnozo to kręte trasy płynnej mowy, hektolitry liczb i liter, jak wodne strugi znaków, graficzne meandry, strumienie płytkie, to znów skryte w głębinach wapiennych skał, czasami wręcz niewidoczne czytelniczo niczym rzeczne zjawiska krasowe, lecz wiodące na końcu prosto do Poznania.

Intryga goni intrygę, tropy wskazują inne tropy, a te prowadzą do białoruskich, tak gościnnych hoteli z pokojami bez okien, do polskich tawern na skraju lasu i czasu, do hangarów w afrykańskich puszczach i pustyniach, do niemieckich piwnic, w których nie ma nic, prócz nocy wyjącej recytatywy Wagnera,  to znów do paryskich mansard pełnych słońca, bo pozbawionych zasłon, mebli, ludzi, życia.

Cytat

W cza­sach tak zwa­nej wła­dzy ludo­wej, krą­żył taki żart, że gdyby na Saha­rze zapa­no­wał komu­nizm, to po pew­nym cza­sie zabra­kłoby tam pia­sku. Ni­gdy się nie prze­ko­namy, że tak by się stało. Choć ZSRR pewne wpły­wy w tam­tej czę­ści Afry­ki swego czasu miał. Teraz wraca tam puti­now­ska Rosja. Choć już bez daw­nego zadę­cia. Liczy się biz­nes, no i oczy­wi­ście poli­tycz­ne wpły­wy. Amba­sa­dor Rosji w Algie­rii Igor Bie­lia­jew oznaj­mił, że „w zale­d­wie parę mie­sięcy rosyj­ska obec­ność w Mali przy­nio­sła tam bez­pie­czeń­stwo i sta­bil­ność”. Mali to połu­dnio­wy są­siad Algie­rii, kraj od lat zma­ga­jący się z dżi­ha­dy­stami. Wbrew temu, co mówił dyplo­mata, obec­ność Ro­sjan nie­wiele tam po­ma­ga, ra­czej dopro­wa­dziła tylko do za­ostrze­nia kon­flik­tu. Wagne­rowcy nie tylko nie dali rzą­dzą­cej w Ba­ma­ko jun­cie prze­wagi w woj­nie z dżi­ha­dy­stami, ale na doda­tek, wspól­nie z rzą­dową armią, masa­krują lud­ność cy­wil­ną, którą oskar­żają o sprzy­ja­nie isla­mi­stom. Sce­na­riusz wej­ścia Rosji do Mali, z Grupą Wa­gne­ra na czele, jest po­dob­ny do tego w Repu­blice Środ­ko­wo­afry­kań­skiej. Była fran­cu­ska kolo­nia, bied­na i pogrą­żona w we­wnętrz­nych wal­kach. Mię­dzy­na­ro­dowa pomoc woj­skowa nie­sku­tecz­na w kon­fron­ta­cji z rebe­lian­tami. Wtedy poja­wia się ofer­ta z Mo­skwy: do­sta­wy uzbro­je­nia, a przede wszyst­kim „in­struk­to­rzy woj­skowi” szko­lący woj­sko i ochra­nia­jący rząd. W Mali rzą­dzi woj­skowa junta, po dwóch pu­czach prze­pro­wa­dzo­nych w małym odstę­pie czasu (2020–2021) przez puł­kow­nika Assi­miego Goitę. Armia odsu­nęła cywi­lów od wła­dzy, bo nie ra­dzi­li sobie w woj­nie z dżi­ha­dy­stami powią­za­nymi z Pań­stwem Islam­skim i Al-Kaidą. Mimo wspar­cia UE, in­nych afry­kań­skich kra­jów i przede wszyst­kim Fran­cji, junta zmie­niła też so­jusz­nika. Pary­żowi po­dzię­ko­wano, zapro­szono Ro­sjan. Mo­skwa, w prze­ci­wień­stwie do Za­cho­du, nie kry­ty­kuje nie­de­mo­kra­tycz­nych rzą­dów puł­kow­ni­ków. Ofi­cjal­nie obo­wią­zuje współ­praca woj­skowa, na mocy któ­rej Rosja zapew­nia wspar­cie dorad­ców i do­sta­wy broni. Ale podob­nie jak wcze­śniej w paru in­nych afry­kań­skich kra­jach, to przy­kryw­ka dla obec­no­ści najem­ni­ków. Rosja­nie tak na­praw­dę do Mali wró­cili. Już w cza­sach zim­nej wojny Zwią­zek So­wiec­ki był jed­nym z klu­czo­wych part­ne­rów władz w Ba­ma­ko, wspie­ra­jąc Mali wiel­kimi pro­jek­tami infra­struk­tu­ral­nymi, choć­by w obsza­rze wydo­by­cia złota i pro­duk­cji ce­men­tu, jak też dosta­wami broni.
Grzegorz Kuczyński "Wagnerowcy. Psy wojny Putina"

Troska o sens przy braku myśli, niosących z sobą jakąś treść o świecie, doprowadza mnie do konstruowania prostych zdań o zdarzeniach, które kierują się logiką pustej oniriady, onirokrytycznej sztuki dla sztuki,  twardego snu bez marzeń sennych.

Cytat

"Moja praca? Je­stem kre­ato­rem realu. Nie, nie je­stem wa­ria­tem, który wy­obra­ża sobie, że stał się bó­stwem rów­nym Ma­ni­tu. Na od­wrót – trzeź­wo oce­niam swoją pracę, za którą mi tak mi­zer­nie płacą. Każdy real, jak wia­do­mo, sta­no­wi okre­ślo­ną sumę tech­no­lo­gii in­for­ma­cyj­nych." Wiktor Pielewin w powieści "S.N.U.F.F." opowiada historię, która się wydarzyła i wydarzy, a robi to w sposób fascynujący, wciągający i porywający – w takiej właśnie kolejności: fascynuje, wciąga i porywa. "S.N.U.F.F." to powieść badająca konflikt pomiędzy cywilizowanymi mieszkańcami Bizancjum/Big Biz a dzikimi Orkami/Urkami mieszkającymi w kraju Urkana. Materiały filmowe zwane jako S.N.U.F.F.: Special Newsreel / Universal Feature Film (brutalne filmiki bez cenzury) tworzone przez – bohatera, pilota Damilola Karpov – mają na celu zaspakajanie potrzeby kultury Biznacjum, która to potrzebuje odpowiedniej liczby ofiar, do tworzenia obrazu obcego. Oszałamiająca, bestsellerowa, postapokaliptyczna powieść ukazująca wizjonerskie spojrzenie na wojnę i media. S.N.U.F.F. odsłania kartka po kartce jego wizję: świat się zmienił, ale nie człowiek. Wizję ze znakiem zapytania: jak to możliwe? Ludziom się wydaje, że znają wszystkie części, z jakich się składa i będzie składał ten świat (u Pielewina: real),ale gdy go zepsują i złożą z pozostałych kawałków – stanie się inny, całkiem obcy. I człowiek dla tego świata jest ciałem obcym, choć w takim kształcie sam go stworzył. Autor porusza się w nim jak wśród paradoksów starożytnych Greków, które wydają się odpowiednim kluczem do najbardziej skomplikowanego organizmu. Odczytując je na nowo, przykłada jak miarę do tego, co widzi: już nie jeden świat, ale dwa – na dole i na górze, czyli jednocześnie dawny i nowy. W tych dwóch wymiarach prowadzona jest – równolegle – akcja powieści. Żeby dać jej przedsmak, można przywołać taki obraz: „Londyn w naszych czasach to tylko widok za oknem. Żaden inny Londyn już nie istnieje od stuleci”. W opanowanym przez technologię „nowym świecie” – Big Biz – dominuje przekaz, dlatego autor mówi przez bohatera: „żyjemy w społeczeństwie wizualnym”. Informacja ta ma u Pielewina wydźwięk pejoratywny – to narkotyk. Społeczeństwo jest od niego całkowicie uzależnione. Na tym kolejnym poziomie rozwoju – autor nazwie go „postinformacyjnym” – rządzi już jednak nie informacja, ale właśnie przekaz, opierający się na dezinformacji. Inne pojęcia przydatne do jego opisu to: reglamentacja, manipulacja, inwigilacja. Brzmią znajomo, ale Pielewin nie byłby sobą, gdyby nie używał neologizmów bazujących na tym, co wydaje się dobrze znane i oswojone, a pod swoją nową postacią robi się złowieszcze: demarchia (demokracja monarchiczna),demokratura (demokratyczna dyktatura),liberatywny (liberalno-konserwatywny). Wykorzystując filmowaną rzeczywistość, tworzy się jej odpowiednio spreparowaną wersję dla odbiorców. Podstawowym narzędziem tej manipulacji jest snuff. „Po co ludzie kręcą snuffy?” – to pytanie wielokrotnie pada w powieści. Poszukiwanie przez czytelnika odpowiedzi na nie, jak również na to, czym snuffy są i jaki przynoszą skutek, to wędrówka nie tylko po kartach książki, ale też po znanej z mediów współczesności – takiej, jaka została stworzona i jaka już pozostanie w pamięci, utrwalona na taśmie filmowej. Ale z perspektywy powie się o niej: „Filmowano nieprawdę i nikt w nią nie wierzył. Niewiara prowadziła do nienawiści. W wyniku tego cały świat runął”. Wygląda znajomo? Nic dziwnego. To świat alternatywny – jeden z możliwych, utworzony ze znanych dzisiaj dobrze trendów i jeszcze lepiej znanych doświadczeń. Nie może być całkiem obcy tylko dlatego, że rozwinięte i doprowadzone do skrajności zostały masowe techniki najbardziej skuteczne, jeśli chodzi o wpływ na ludzi. Skoro już dziś dominuje przekonanie, że w skali masowej umysłami rządzą media, zwłaszcza obrazkowe (telewizja, kino, Internet),będzie okazja przekonać się, jak to wygląda po kolejnej, 221 Świętej Wojnie, sfilmowanej szerokim planem dla korporacji CINEWS, która ją udostępni wszystkim chętnym. Czytelnicy zapewne zwrócą wtedy uwagę na drobną, ale charakterystyczną modyfikację ujawniającą dwa filary wszechświata informacyjnego: film i wiadomości.
lubimyczytac.pl

Celowe pustosłowie jest jak labiryntowy pustostan, architekstura hermetycznego teatru niepamięci, po którym można się przechadzać, błądząc myślami w całkiem obcym ciele, w jego ciepłej ciemni, po omacku, w przyssanej do twarzy masce antybohatera, figury antymitu, porzuconego protagonisty, pozbawionego fabularnego celu, z odciętą pępowiną,  odłączonego od "czułej przewodniczki", z zerwaną nitką, która znika niczym strużka czerwieni w serdecznej pieczarze, razem z potworem bólu.

Enigmatyczne obrazy, rodzące się samoistnie, są istotą tej fazy dziennikarskiego dochodzenia, bo właśnie dochodzimy do sedna, myśląc że jesteśmy od istoty sprawy dalej niż kiedykolwiek.

3.

Powieść w odcinkach o rosyjskiej gnozie politycznej musi przejść przez fazę totalnej niewiedzy, zanim załamani poszukiwacze zaginionej marki, sekretnego znaku kremlowskiej fabryki symulakrów, osiągną właściwy poziom świadomości, jaką to globalną rolę teraz odgrywa przepoczwarzony komunizm, morderczy ustrój zrodzony przed wieloma laty w Moskowii, czym jest obecnie to Imperium Zła, w jaki sposób w naszych czasach wypełnia swoją stałą dziejową misję - szczerego jak zawsze szerzenia szarości, barwy wystygłych popiołów, wszędzie, gdzie piękni ludzie Wschodu, szlachetne matki i żony Rosjanki i zatroskani o wszystkich prócz siebie Rosjanie, objawiają światu swoje płomienne uczucia.

Uroda Rosji jest uderzająca, jak nowa fala atomowa. Albowiem to kraj o wielkim sercu, pękniętym od ciągłych uderzeń w dziejowy dzwon. To państwo o potężnych płucach, którymi zwykły człowiek tak swobodnie dyszy.

To Rosja jest dzisiaj imperium światowym. Rosja nie zna granic. Prawie cała Europa jest Rosją i niemal cała Ameryka Północna jest tak naprawdę całonocną Rosją. Stany Zjednoczone były w stanie zmieścić się w środku Alaski. Ameryka Środkowa leży nad Oką, pod okiem Katechona. Azja jest w sercu Rosji, Australię Rosja nosi w torbie, a Antarktydę trzyma w lodówce odłączonej od prądu za długi. Arktyka jest w Chinach, ale Chiny są już całe na rosyjskiej Syberii.

Innymi słowy Rosja to Ziemia, a Ziemia to Matka, Matuszka Rassija.

Następny będzie Mars, Czerwona Planeta, dla niepoznaki przemalowana na trzy kolory: czerwony, granatowy i biały.

Albowiem nawet Mars z Marksa jest miejscem maskowania operacyjnego, ale to ponoć tak potężny i tajny kamuflaż, że nawet Putin nie wie nic o tej operacji przeprowadzanej przez głęboko zakonspirowanych Kosmicznych Proletariuszy. Według sowierszenno sekretnych plotek, marsjańska misja Rosji to Matka Wszystkich Maskirowek.