Konflikt na Bliskim Wschodzie skupił na sobie uwagę nie tylko światowych mediów, ale i Stanów Zjednoczonych - Donald Trump w ostatnich dniach nie zauważa, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Tymczasem - jak powiadomił szef ukraińskiej dyplomacji Andrij Sybija - minęło 100 dni, od kiedy Kijów przyjął amerykańską propozycję bezwarunkowego zawieszenia broni. Moskwa wówczas ją odrzuciła i jak się okazało - bez konsekwencji. Władimir Putin śmieje się prezydentowi USA w twarz?
Jak przypomniał minister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha, w czwartek minęło 100 dni, od kiedy Ukraina przyjęła amerykańską propozycję bezwarunkowego zawieszenia broni, a Moskwa ją odrzuciła. "Minęło dokładnie 100 dni, odkąd Ukraina bezwarunkowo przyjęła amerykańską propozycję pokojową, mającą na celu całkowite zawieszenie broni, położenie kresu zabijaniu i rozpoczęcie prawdziwego procesu pokojowego" - napisał szef ukraińskiej dyplomacji na platformie X.
"Minęło (też) dokładnie 100 dni, odkąd Rosja odrzuciła ten podstawowy, pierwszy krok w kierunku pokoju. 100 dni rosyjskich manipulacji i zmarnowanych okazji, by zakończyć wojnę. 100 dni eskalowania przez Rosję terroru przeciwko Ukrainie, zamiast zakończenia go" - podkreślił, zapewniając, że jego kraj nadal jest oddany pokojowi. "Niestety, Rosja nadal wybiera wojnę, ignorując wysiłki USA, by zakończyć zabijanie. Czas działać teraz i zmusić Rosję do pokoju. Pokoju poprzez siłę, zwiększone sankcje i zwiększone możliwości dla Ukrainy" - oświadczył.
Kiedy 11 marca Ukraina zgadzała się na propozycję Stanów Zjednoczonych dotyczącą wdrożenia natychmiastowego, tymczasowego 30-dniowego zawieszenia broni na froncie, wielu Ukraińców miało nadzieję, że - w razie sprzeciwu strony rosyjskiej - Waszyngton sięgnie po wszystkie możliwe narzędzia, by wymusić na Moskwie pokój.
Nic bardziej mylnego. Kreml całkowicie lekceważy nawoływania do pokoju, mydląc oczy zachodnim przywódcom. Jedni zdają sobie z tego sprawę, jak np. kanclerz Niemiec Friedrich Merz czy prezydent Francji Emmanuel Macron, inni - jak np. prezydent USA Donald Trump - wydają się tego w ogóle nie widzieć.
W nocy z poniedziałku na wtorek Władimir Putin dał kolejny pokaz swojej ignorancji. Siły rosyjskie przeprowadziły wówczas - jak to ujął prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski - "jeden z najstraszniejszych ataków na Kijów", w wyniku którego zginęło co najmniej 28 osób, a 134 zostało rannych. Tego dnia ofiarą sił Moskwy padła zresztą nie tylko ukraińska stolica, bo Rosjanie skierowali ponad 440 dronów i 32 różnego rodzaju pocisków na inne miasta, np. Odessę.
Rosyjski atak zbiegł się ze szczytem G7 w Kanadzie, na co zwrócił uwagę szef ukraińskiej dyplomacji. "Putin robi to celowo - właśnie podczas szczytu G7. Wysyła sygnał całkowitego lekceważenia pod adresem Stanów Zjednoczonych i innych partnerów, którzy wezwali do zakończenia zabijania" - podkreślił.
Zdaniem Andrija Sybihy Rosja odrzuca pomysły zawieszenia broni i rozwiązań, które miałyby doprowadzić do zakończenia wojny. "(Putin) cynicznie uderza w ukraińską stolicę, udając jednocześnie, że szuka rozwiązań dyplomatycznych. Cel Putina jest bardzo prosty: sprawić, by przywódcy (państw) G7 wyglądali na słabych. Tylko zdecydowane działania i realna presja na Moskwę mogą mu udowodnić, że się myli" - oświadczył.
To tylko jedno z potężnych ataków lotniczych, które w ostatnich dniach i tygodniach przeprowadzili Rosjanie. Przyznał to we wtorek prezydent Ukrainy. Podczas gdy w zeszłym roku użycie 100 Shahedów (rosyjskich dronów uderzeniowych - przyp. red.) w ciągu jednej nocy było prawdziwym szokiem, teraz wydaje się niezwykłe użycie mniej niż 100 dronów w jednym ataku. W rzeczywistości jest to jedyna realna zmiana w zachowaniu Rosji od czasu zmiany prezydenta USA. A to dowodzi, że ci, którzy popierają nowe i silniejsze sankcje wobec Rosji, mają absolutną rację - powiedział.
Ukraina nieustannie zwraca uwagę na rosyjskie lekceważenie wezwań do pokoju. To jednak - przynajmniej na razie - działania bezskuteczne, bo w Waszyngtonie bardziej rezonuje narracja Moskwy, niż Kijowa. W dodatku Donald Trump ma teraz inną rzecz na głowie - konflikt między Izraelem a Iranem i kwestię ewentualnego włączenia się Ameryki w działania wojenne.
Przywóda Ameryki dobitnie pokazał to właśnie we wtorek, kiedy Rosjanie przeprowadzili zmasowany atak na Kijów. Gdy dziennikarze obecni na pokładzie samolotu Air Force One, którym amerykański prezydent wracał ze szczytu G7 w Kanadzie, zapytali go o rosyjski atak, ten nie miał absolutnie pojęcia, co się stało.
Ukraiński portal Kyiv Independent zauważył - opierając się na dostępnych nagraniach - że zegar na pokładzie prezydenckiej maszyny wskazywał godz. 1:30 czasu waszyngtońskiego, czyli godz. 8:30 czasu w Kijowie - było zatem 2,5 godz. po dziewięciogodzinnym ataku sił rosyjskich i po tym, jak światło dzienne ujrzały straty wśród mieszkańców ukraińskiej stolicy. Kiedy to się stało? Kiedy? - powiedział Donald Trump, zapytany przez jednego z dziennikarzy o rosyjski atak. Kiedy otrzymał odpowiedź, że doszło do tego "bardzo niedawno", odrzekł: Muszę to sprawdzić.
Ta sytuacja najlepiej pokazuje podejście Waszyngtonu do konfliktu za naszą wschodnią granicą. Wysiłki dyplomatyczne Białego Domu skupiły się obecnie na rozwiązaniu konfliktu na Bliskim Wschodzie i nawet pojedyncze ruchy, jak np. planowane spotkanie specjalnego wysłannika USA ds. Keitha Kellogga z przywódcą Białorusi Aleksandrem Łukaszanką, niczego nie zmienią.
A Władimir Putin robi swoje, atakując Ukrainę i oferując, że może pomóc w mediacji w konflikcie izraelsko-irańskim. Przyznał to w niedzielę sam Donald Trump, dzień po tym, jak przeprowadził rozmowę telefoniczną z Władimirem Putinem. W wypowiedzi dla telewizji ABC prezydent USA powiedział, że w zawarciu porozumienia między Izraelem i Iranem może mu pomóc prezydent Rosji i że on sam byłby otwarty na mediację rosyjskiego przywódcy. On jest gotowy. Zadzwonił do mnie w tej sprawie. Długo o tym rozmawialiśmy. Rozmawialiśmy o tym więcej niż o jego sytuacji. Uważam, że to zostanie rozwiązane - oświadczył przywódca Ameryki.
Gospodarz Kremla też dobrze wie, jak rozmawiać ze swoim odpowiednikiem zza oceanu. W nocy ze środy na czwartek, podczas wystąpienia na Forum Ekonomicznym w Petersburgu, powiedział, że Donald Trump ma rację, kiedy mówi, iż wojna przeciwko Ukrainie nie miałaby miejsca, gdyby to on sprawował w 2022 r. władzę w Stanach Zjednoczonych. Komentując relacje z amerykańskim przywódcą, zaznaczył, że ich potencjalne spotkanie powinno być dobrze przygotowane i przynieść pozytywne rezultaty. To dobrze, że Trump jest biznesmenem, dobrze kalkuluje - ocenił, wyrażając nadzieję, że Waszyngton podejmie kroki w celu przywrócenia stosunków z Moskwą.
Wniosek z tego jest następujący - Władimir Putin kpi z Donalda Trumpa, kpi ze Stanów Zjednoczonych, kpi z całego Zachodu. I jak na razie uchodzi mu to płazem.