Dwa miesiąc po wybuchach na Nord Stream nadal w wodach Bałtyku są „kieszenie” z podwyższonym stężeniem metanu. Naukowcy zbadali efekty wycieków przy pomocy podwodnych robotów. Dwa tygodnie po powstaniu wycieków poziom metanu był 100-krotnie wyższy niż norma – tak wysoki, że urządzenia miały problemy z pomiarem.

Dane przekazane przez zdalnie sterowane roboty podwodne, operujące w pobliżu wycieków na Nord Stream na Morzu Bałtyckim, wskazują na to, że w wodach nadal jest wysoki poziom metanu.  

Metan przemieszcza się wraz z prądami na dość dużym obszarze. Nawet dziś widoczne są "kieszenie" z dużą zawartością metanu - powiedział Bastien Queste, oceanograf z Uniwersytetu w Goeteborgu, cytowany przez SVT.

Jego zdaniem nie pozostanie to bez konsekwencji dla ekosystemu.

Przez dwa pierwsze tygodnie po eksplozjach na Nord Stream poziom metanu był 100 razy wyższy niż w normalnych warunkach. Z czasem poziom tego gazu zmniejszał się, w wyłączeniem niektórych miejsc, w których ten poziom jest nadal 2-3 razy wyższy niż norma.

Już pod koniec września naukowcy alarmowali, że wyciek metanu z uszkodzonych gazociągów Nord Stream 1 i 2 z pewnością wywoła "silny i natychmiastowy efekt ocieplenia i osłabi jakość powietrza".

Transportowany gazociągami Nord Stream gaz ziemny składa się głównie z metanu, a gaz ten odpowiada za ok. 30 proc. globalnego wzrostu temperatury, mimo że występuje w atmosferze znacznie rzadziej niż dwutlenek węgla.

Wycieki z Nord Stream. Szwedzka prokuratura o śladach materiałów wybuchowych

Do uszkodzeń gazociągów Nord Stream 1 i 2 doszło pod koniec września. Operator Nord Stream 1, spółka Nord Stream AG, poinformowała na początku listopada, że na dnie morskim znaleziono dwa kratery o głębokości od 3 do 5 metrów, będące pochodną wybuchu. Dochodzenie w sprawie eksplozji prowadzi szwedzka prokuratura, a oddzielne badania miejsc uszkodzeń Nord Stream przeprowadziły również władze Danii i Niemiec.

Szwedzka prokuratura w połowie listopada oświadczyła, że wycieki z Nord Stream 1 i 2 były spowodowane sabotażem, a na obcych obiektach znalezionych w pobliżu miejsc eksplozji potwierdzono ślady materiałów wybuchowych.

50-metrowa wyrwa

26 września sejsmografy odnotowały kilka potężnych eksplozji w miejscu przebiegu dwóch nitek gazociągu Nord Stream. W sumie na gazociągach Nord Stream 1 i Nord Stream 2 odkryto cztery wycieki.

Jak zauważał już wcześniej dziennik "Der Spiegel", pisząc o niemieckim śledztwie, "ze względu na złożoność ataku założono, że sprawcą może być państwo. Spekuluje się, że to sama Rosja zniszczyła rurociąg". 

Prezydent Władimir Putin zaprzeczył, że jego kraj ma z tym coś wspólnego. Stwierdził, że Polska, Ukraina i Stany Zjednoczone są głównymi beneficjentami sabotażu Nord Stream.

"Miejsce, gdzie doszło do wybuchów na Nord Stream, nie jest przypadkowe. Spotykają się tam cztery ważne instalacje, przewodzące gaz, prąd i internet" - pisała na początku października szwedzka gazeta "Aftonbladet". 

Obszar, gdzie eksplozje uszkodziły dwa niemieckie gazociągi w szwedzkiej strefie ekonomicznej, ma zaledwie kilka kilometrów szerokości. Przez niego przebiegają cztery instalacje: Nord Stream 1, którym płynie gaz z Rosji do Niemiec; Nord Stream 2 - tymczasowo wyłączony z użytku; biegnący równolegle do nich C-Lion 1, czyli podmorski kabel komunikacyjny między Finlandią a Niemcami oraz krzyżujący się z nimi prostopadle podmorski kabel wysokiego napięcia SwePol Link, łączący Szwecję z Polską.

Budowa gazociągu Nord Stream zaczęła się w 2010 roku. Został oddany do użytku w latach 2011-2012. Budowa Nord Stream 2 zakończyła się jesienią 2021 roku.