Naukowcy z Uniwersytetu w Göteborgu prowadzą badania w rejonie miejsca wycieku metanu po uszkodzeniu gazociągów Nord Stream. Wykorzystują do tego podwodne roboty, udostępnione przez fundację Voice od the Ocean (VOTO). Badania mają pomóc w ocenie skutków wycieku tak wielkich ilości metanu dla podwodnego środowiska. Dwa podwodne drony, tzw. glidery już wcześniej badały w tym rejonie poziom zasolenia wody, ilość tlenu czy chlorofilu. Tydzień po rozszczelnieniu gazociągów dodano trzy kolejne, z których jeden ma zainstalowane dodatkowe czujniki metanowe. O tym, na czym polega misja gliderów, opowiada RMF FM dr Aleksandra Mazur, oceanograf z fundacji VOTO.

Informacje w rejonie wycieku i wokół niego będą zbierane jeszcze przez 15 tygodni na różnych głębokościach. Porównanie danych sprzed wycieku, w jego trakcie i obecnie powinno pomóc w ocenie zmian środowiskowych. W morzach i oceanach te zmiany zachodzą zawsze z pewnym opóźnieniem, trudno je uchwycić. Jeśli już doszło do awarii, trzeba to wykorzystać, by je lepiej zrozumieć. 

Grzegorz Jasiński: Uniwersytet w Göteborgu parę tygodni temu ujawnił, że rozpoczyna program badania Bałtyku i badania tego, jaki wpływ na wody Bałtyku, na środowisko, miał wybuch gazociągów Nord Stream 1 i jednej nitki Nord Stream 2. Uniwersytet do tej pracy wynajął glidery, takie podwodne drony, które są własnością organizacji Voice of the Ocean. Chciałbym zapytać o to, co to za organizacja. Zanim będziemy mówili konkretnie o tej misji, to czym normalnie państwo się zajmujecie?

Aleksandra Mazur: Voice of the Ocean (VOTO) to jest prywatna fundacja, założona w 2020 roku. Naszym celem jest przede wszystkim zwiększenie świadomości, a także dostępności wiedzy na temat oceanów. Na razie jesteśmy skupieni na Morzu Bałtyckim, ale generalnie chcemy udostępniać dane i wiedzę. I to nie tylko oceanograficzną. Mamy także dział, który bada dziedzictwo kulturowe, czyli wraki w rejonie Morza Bałtyckiego. To jest taka nasza misja.

To jest szwedzka fundacja czy międzynarodowa?

To jest fundacja prywatna, szwedzka.

Uniwersytet informuje, że państwa drony podwodne, tzw. glidery w rejonie Bornholmu były już od właściwie początków roku. W momencie, kiedy okazało się, że doszło tam do wybuchu, pojawiły się kolejne trzy. Proszę mi powiedzieć coś o tej misji do momentu wybuchu i o tym, co wydarzyło się potem.

Mamy 12 gliderów. Naszym założeniem było gromadzenie w sposób systematyczny danych oceanograficznych w rejonie Bałtyku. Mamy takie trzy obserwatoria. Jedno mieści się w cieśninie Kattegat, drugie w basenie bornholmskim, a trzecie w rejonie Gotlandii. Od marca 2021 roku prowadzimy ciągłe pomiary właśnie w rejonie Bornholmu. W momencie, gdy nastąpił wybuch gazu, we współpracy z Uniwersytetem w Göteborgu postanowiliśmy umieścić tam jeszcze więcej jednostek, czyli właśnie dodatkowe dwa glidery, które należą do nas, a także jeden, który jest własnością Uniwersytetu w Göteborgu. Ale myśmy pomagali w jego przygotowaniu i umieszczeniu w tym rejonie.

Jak blisko to jest od miejsca, w którym doszło do wybuchu?

Nasze glidery na tym naturalnym transekcie, w najbliższym punkcie są około 30 kilometrów od miejsca wybuchu. Natomiast te, które dodatkowo tam umieściliśmy, są mniej więcej 20 kilometrów od tego miejsca.

Co państwo mierzycie?

Standardowe czujniki, jakie są umieszczone na tych platformach, to jest czujnik temperatury, zasolenia wraz z głębokością, czujnik, który mierzy stężenie rozpuszczonego w wodzie tlenu, a także koncentrację chlorofilu. I to są takie podstawowe sensory. Jest też prądomierz, czyli mierzymy też prądy w kolumnie wody. I te nasze standardowe urządzenia są zaopatrzone w te wszystkie czujniki. Natomiast w momencie wybuchu bardzo chcieliśmy umieścić we współpracy z Uniwersytetem w Göteborgu dodatkowo glider, który będzie także mierzył stężenie metanu w kolumnie wody. I ten glider został tam właśnie umieszczony. Tydzień później.

Czy macie państwo już jakieś wyniki, które pokazują, że faktycznie państwa urządzenia, te, które były wcześniej, zaobserwowały jakiś efekt związany z tym, że tam doszło do wybuchu i gigantycznego wypływu gazu?

Tak na razie nie jesteśmy w stanie jeszcze nic powiedzieć. Te glidery, które tam były od marca 2021 roku, systematycznie monitorują to środowisko. I ich dane będą takim tłem dla tych dodatkowych danych, które pojawiły się po wybuchu. I tak naprawdę wszystko to trzeba będzie na razie przeanalizować w kontekście tego, które zjawiska z tych, które tam obserwujemy, są zjawiskami naturalnymi, a które są zjawiskami, które mogą być rezultatem tego wybuchu. Wydaje mi się, że w grudniu możemy na coś liczyć. Gdy rozmawiałam z dr Bastienem Queste, który pracuje na Uniwersytecie w Göteborgu i współpracuje z nami, mówił, że w grudniu postarają się mieć wstępne wyniki. A jeżeli chodzi o jakieś wyciąganie wniosków, to najwcześniej na wiosnę. Natomiast jeżeli chodzi o nasz projekt, to nasza fundacja ma stronę internetową observations.voiceoftheocean.org, na której na bieżąco prezentowane są wyniki pomiarów tych naszych urządzeń i nie są one w żaden sposób interpretowane. To są po prostu czyste wyniki, więc każdy może tam wejść i je zobaczyć. Natomiast nie mogę wchodzić w żadne interpretacje.

Proszę mi powiedzieć o scenariuszu tych badań, bo to są tzw. glidery, drony podwodne, które zbierają informacje według ustalonego scenariusza i co jakiś czas wypływają na powierzchnię, żeby te dane drogą satelitarną przesłać do państwa. Jak to dokładnie wygląda?

Taki glider ma wbrew pozorom bardzo prostą konstrukcję. On się przemieszcza, jest napędzany zmianami wyporności. W nim znajduje się taki pęcherz wypełniony olejem. I w momencie, gdy ten olej jest wypompowywany na zewnątrz, ten glider staje się lżejszy, zaczyna się unosić do góry. Natomiast, gdy on jest wpompowywany do środka urządzenia, glider staje się cięższy i zaczyna tonąć. Dodatkowo przez zmiany środka ciężkości na baterii, on też jest w stanie poruszać się w górę lub w dół, mam na myśli takie pikowanie w dół lub w górę lub też skręcać w prawo i w lewo. I ta konstrukcja jest bardzo prosta, jednak daje nam bardzo dużo możliwości, ponieważ wymagana energia jest bardzo mała. Więc glider może pozostać w wodzie nawet przez trzy do czterech tygodni, mierząc dane z rozdzielczością około jednego herca non stop. My programujemy je mniej więcej w ten sposób, że raz na 2-3 godziny wynurzają się i przesyłają nam dane ze swojej ostatniej misji. Oczywiście to są dane w mniejszej rozdzielczości niż te, które potem możemy zgrać już po wyciągnięciu z wody. Natomiast te dane są wysyłane bezpośrednio przez satelitę do naszego serwera i one właściwie kilka minut później są już dostępne na stronie internetowej.

Natomiast co jakiś czas trzeba go wyciągnąć, bo trzeba go po prostu naładować. On jest zasilany z baterii.

Tak, dokładnie. On jest zasilany z baterii, więc raz mniej więcej na 3-4 tygodnie trzeba go naładować. Takie ładowanie trwa około 12-14 godzin.

Mówiła już pani o tym, jakie dane są zbierane. Jakich informacji możemy oczekiwać na podstawie właśnie tych danych, czyli zasolenia, prędkości wody, ilości tlenu rozpuszczonego w tej wodzie? W jaki sposób może to pomóc monitorować stan danego akwenu?

Morze Bałtyckie jest morzem stratyfikowanym. I w górnej jego warstwie, w górnej części kolumny wody, znajdują się wody bardziej natlenione, mniej słone. Natomiast przy dnie gromadzą się wody bardziej słone, ale bardzo często one, w rejonie właśnie m.in. basenu bornholmskiego, są beztlenowe. Więc my możemy obserwować, czy i jak przemieszcza się ta piknoklina w górę i w dół. Czy nastąpiły ewentualne wpływy natlenionych wód słonych z Morza Północnego? Wiemy, że wlewy tych wód są bardzo istotne dla Morza Bałtyckiego, więc biorąc pod uwagę prądy też możemy oszacować jak te wody będą się przemieszczać i w jakim tempie. Więc to są takie podstawowe dane oceanograficzne, które bardzo dużo nam mówią o samym środowisku morza.

Piknoklina to bardzo trudne słowo, proszę wytłumaczyć, co to jest.

Piknoklina jest to warstwa, na której następuje zmiana gęstości wód. Może zacznę od termokliny. Wody u góry są bardziej ciepłe, zaś wody przy dnie są bardziej zimne. I ta granica, kiedy ta temperatura się gwałtownie zmienia, nazywana jest termokliną. Natomiast piknoklina to jest również taka granica, gdzie następuje gwałtowna zmiana gęstości.

Bałtyk jest morzem płytkim i Bałtyk jest morzem, które ma za sobą ciężką przeszłość. Wiele tam się znalazło i wraków statków, i niestety broni chemicznej. Mówi się o tym, że fragmenty Bałtyku są wręcz niedotlenione. To jest coś, co państwo też możecie obserwować, co jest elementem państwa badań? Czy ewentualnie możecie też badać toksyny? Mówi pani, że są czujniki ilości chlorofilu. Czy dobrze rozumiem, że zakwitanie glonów to też jest coś, co państwo możecie obserwować?

Tak. Generalnie każdy glider wyposażony jest w czujnik stężenia rozpuszczonego w wodzie tlenu, więc my jak najbardziej obserwujemy rejony beztlenowe w rejonie basenu Bornholmu czy Gotlandii. Jeżeli chodzi o toksyny to nie. Natomiast mamy czujniki chlorofilu i również niektóre glidery - nie wszystkie - wyposażone są w czujniki fikocyjaniny czyli sinic.

To może pomóc w przewidywaniu zakwitania sinic?

Wydaje mi się, że przewidywać to nie, ale na pewno zrozumieć, co generuje takie zakwity, a także bardzo szybko na nie odpowiadać. Bo my jesteśmy w stanie bardzo szybko taki zakwit wykryć.

Jak jest z tzw. czynnikami oficjalnymi. Bo państwa obecność tam jest do pewnego stopnia ograniczona ze względu na te ograniczenia i z jednej strony związane z bezpieczeństwem samego rurociągu, a potem - jak już wybuchło - no to pewnie ze śledztwem związanym z tym, co się wydarzyło. Państwo musieliście występować o jakieś zgody, czy z tej odległości, w której państwo jesteście, to nie ma już znaczenia?

Nie musieliśmy występować o żadne zgody, ponieważ my w tym rejonie mamy obserwatorium już od - jak wspomniałam - marca 2021 roku i mamy zgodę od duńskiego ministerstwa obrony, aby pracować w ich strefie ekonomicznej. Jednocześnie my też informujemy zarówno duńskie, jak i szwedzkie ministerstwa obrony o pozycji naszych gliderów, o tym gdzie one się w danej chwili znajdują. I oni także dostają dane z tych urządzeń. Więc nie musieliśmy się ubiegać o żadne dodatkowe zgody. Natomiast są oni informowani o naszych działaniach i o naszych operacjach.

Proszę mi jeszcze opowiedzieć o tych badaniach wlewów i wypływów z Bałtyku, bo wiadomo, że ten dopływ wody z Morza Północnego jest istotny. Jak państwo to obserwują, jak to następuje? Czy to po prostu, ot płynie sobie taka struga i jak dopłynie, to będzie dobrze?

Nie, żeby taki wylew nastąpił musi się złożyć kilka czynników, zarówno odpowiednie wiatry, kierunek wiatru, wypływ z Morza Bałtyckiego, aby coś do Morza Bałtyckiego mogło przy dnie wpłynąć. My mając glidery zarówno w rejonie cieśniny Kattegat, jak i Bornholmu, możemy bardzo szybko taki wlew zauważyć. Natomiast nie jesteśmy w stanie tego ani wygenerować, ani prognozować.

A jak często to następuje, to jest taki stały proces?

To jest dosłownie kilka wlewów na dekadę. One się tak często nie zdarzają. Wydaje mi się że ostatni jeżeli dobrze pamiętam taki silny był albo w 2015, albo 2016 roku.

No to dużo za rzadko. Niestety...

Tak. Bardzo duże połacie Morza Bałtyckiego są niestety rejonami beztlenowymi i obserwujemy to zarówno w rejonie Bornholmu jak i w rejonie Gotlandii.

To jeszcze na koniec proszę mi powiedzieć, jak państwo to robicie, że jesteście w stanie reagować tak szybko, bo jednak mimo wszystko, to do czego doszło na Morzu Bałtyckim w tym roku, to są wydarzenia bez precedensu. I jakby od razu udało się państwu zorganizować i rozpocząć pomiary. Jak to było możliwe?

My jesteśmy fundacją, która ma dość duże zasoby, jeżeli chodzi o sprzęt, o liczbę gliderów, o dyspozycyjność statków. Więc w momencie takiej sytuacji my praktycznie z dnia na dzień jesteśmy w stanie mieć gotowy statek, który jest w stanie wypłynąć i przeprowadzić akcję wypuszczania takiego glidera. Przygotowanie, jeżeli wszystkie czujniki mamy na miejscu, też zajmuje około jednego dnia. W tym przypadku zajęło nam to troszeczkę dłużej, ponieważ nie mieliśmy czujnika metanu. I właśnie dr Bastien Queste z Uniwersytetu w Göteborgu we współpracy z firmą ALSEAMAR, która produkuje glidery, próbowali jak najszybciej zorganizować i dostarczyć nam ten czujnik. I to było trochę szalone, ponieważ kurier, który go przywoził, dowiózł nam go o trzeciej w nocy. Od trzeciej w nocy instalowaliśmy go na gliderze, przygotowywaliśmy dron, podczas gdy druga ekipa przygotowywała się na wyjazd do Karlskrony i akcję jego wypuszczenia. Oczywiście, jak to bywa w pracy na morzu, zawsze naszym głównym przeciwnikiem jest pogoda. I w momencie, gdy doszło do wybuchów na Nord Stream, pogoda na Bałtyku była sztormowa. Zdążyliśmy mniej więcej na jakieś dwie, trzy godziny zanim ten wiatr już zerwał się na tyle, że na przyszły tydzień by nas unieruchomił. Tak naprawdę to właśnie szybka reakcja pozwoliła na to, że my tam mierzymy już w tydzień po tym całym zdarzeniu.

I jak rozumiem już pogoda w tak bardzo duży sposób nie wpływa na pracę samych gliderów. Bo jak rozumiem tam istotny jest tylko ten moment, kiedy one się wynurzają i muszą przesłać informację. Czy to nie jest żaden problem?

Pogoda dla nich, jeżeli one już są w wodzie, nie jest żadnym problemem, bo one i tak się wynurzą. Będą może troszeczkę bardziej wstrząśnięte, ale nie ma to na nie żadnego wpływu. Natomiast pogoda bardzo redukuje nam czas pracy na morzu, bo my musimy pracować bezpiecznie. Więc jeżeli fale są za duże, no to my niestety nie możemy wypłynąć. Na razie jeszcze nie mamy naszych nowych statków, które - mamy nadzieję - otworzą nam to okno pogodowe dużo bardziej.

Opracowanie: