Rosjanie wcale nie zakończyli działań zbrojnych - alarmuje gruziński rząd. Od czasu ogłoszenia przez Dmitrija Miedwiediewa decyzji o wstrzymaniu operacji wojskowej w Gruzji zbombardowanych zostało kilka wiosek, m.in. Ruisi, Sakoringo, Agara i port w czarnomorskim mieście Poti.

Rosjanie wtargnęli także na teren stacji telewizyjnej w Gori. Zginał jeden pracownik, a trzech zostało rannych. Żołnierze zniszczyli sprzęt nadawczy. Rosyjscy wojskowi ostrzegli również przed zamiarem zbombardowania terminalu naftowego Kulevi.

Rosyjski prezydent deklarację o rozejmie ogłosił przed południem Podjąłem decyzję o zakończeniu akcji mającej na celu przymuszenie władz Gruzji do pokoju - oświadczył rosyjski przywódca. Prezydent zastrzegł jednak, że Rosja odpowie ogniem na "każde agresywne działania ze strony Gruzji", a "ogniska sprzeciwu będą niszczone".

Miedwiediew oświadczył, że bezpieczeństwo rosyjskich żołnierzy i obywateli – bo to było oficjalnym powodem interwencji - zostało zapewnione i że "gruziński agresor" został ukarany. Jednocześnie prezydent wydał rozkaz rosyjskiemu ministerstwu obrony, aby wznowiono w każdej chwili działania zbrojnie, gdyby w Osetii Południowej znowu doszło do aktów przemocy wobec ludności.

Miedwiediew poinformował o tym, podejmując na Kremlu prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego, który w imieniu Unii Europejskiej podjął się mediacji w konflikcie między Rosją i Gruzją.

Rząd w Tbilisi potrzebuje jednak dowodów, by się przekonać, że Rosjanie rzeczywiście przerwali działania wojenne - mówił gruziński premier. Lado Gurgenidze podkreślał, że potrzebne są podpisy pod układem pokojowym. Dopóki go nie ma, jesteśmy w pełnej mobilizacji i gotowi na wszystko - dodał premier.