W momencie wypadku kierowca stołecznego autobusu miejskiego był świadomy - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM. Prawdopodobnie we wtorek lub środę mężczyzna wyjdzie ze szpitala. Wczoraj autobus zjechał ze skarpy, potem uderzył w barierkę. Do szpitali trafiły 32 osoby. W niedzielę kolejna została wypisana do domu. W placówkach jest jeszcze ośmiu poszkodowanych.
Na razie nic nie wskazuje na to, że kierowca musiał nagle skręcić, by np. ominąć przeszkodę. Do wypadku na pewno nie doszło z powodu zajechania drogi przez inny samochód. Przynajmniej nic takiego nie widać na nagraniu z kamery umieszczonej na przedniej szybie autobusu.
Nic nie wskazuje na to, żeby ingerencja innych uczestników ruchu drogowego wpływała na zaistnienie tego zdarzenia - mówił Paweł Mąkol wiceszef Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji. Nie chciał jednak zdradzić, co jest na nagraniu z wnętrza autobusu i czy kamera zarejestrowała zachowanie samego kierowcy.
A to może wskazywać, że przyczyną wypadku nie było zasłabnięcie. Kluczowe będą jednak wyniki lekarskie i zeznania świadków. Jeden z pasażerów, który jechał z przodu autobusu, miał powiedzieć, że kierowca tuż przed wypadkiem pochylił się.
Do wypadku doszło po godzinie 14. Autobus linii 739 jechał wiaduktem w kierunku Piaseczna. Zjeżdżając z niego, nie skręcił prawidłowo, a przejechał przez krawężnik i zjechał z nasypu na ulicę Rzymowskiego. Później uderzył w barierki oddzielające pasy ruchu; zderzyła się z nim nadjeżdżająca toyota.
W autobusie było ok. 40 osób. 32 z nich, w tym ośmioro dzieci trafiło do szpitala. Najciężej ranny był sam kierowca, pozostałe osoby miały głównie urazy kończyn, kręgosłupa, otarcie i skaleczenia. W tej chwili wciąż hospitalizowanych jest osiem osób, w tym troje dzieci.
16-letni chłopiec doznał urazu kręgosłupa. W jego przypadku konieczna będzie rehabilitacja. Będzie musiał nosić specjalny gorset. Mamy nadzieję, że będzie mógł zostać wypisany ze szpitala w ciągu najbliższych dni - powiedział Maciej Kot, rzecznik szpitala przy ul. Niekłańskiej.