Prezes Narodowego Banku Polskiego Leszek Balcerowicz nie zapłaci grzywny za niestawienie się na przesłuchanie przed sejmową komisja śledczą – tak zdecydował Sąd Okręgowy w Warszawie.

Tak jak można było się spodziewać sąd wziął pod uwagę miażdżący wyrok Trybunału Konstytucyjnego sprzed 10 dni. Sędziowie uznali wówczas, że uchwała o komisji śledczej jest częściowo niegodna z ustawą zasadniczą, a szef NBP nie powinien być wzywany przed jej oblicze, ponieważ nie podlega kontroli Sejmu. Tym samym komisja nie posiadała uprawnień wynikających z tej ustawy, dla realizacji celu w postaci wyjaśnienia sprawy będącej przedmiotem jej działania, ponieważ taki przedmiot od początku nie istniał. Konstatacja ta dotyczy także takiej kwestii ja wzywanie osób w charakterze świadków oraz składania wniosków o ich ukaranie - uzasadniał sędzia prowadzący sprawę.

Leszek Balcerowicz wyjaśniał, że nie pojawił się przed śledczymi, bo jego przesłuchanie mogłoby zagrozić niezależności banku centralnego i wartości polskiego pieniądza. Mamy do czynienia tak naprawdę z kwestią prawną, a nie z tym, czy prezes Balcerowicz złamał nogę, albo był zajęty, bo się nie mógł przed komisją stawić. Mamy do czynienia z kwestią prawną, czy komisja miała kompetencje do tego, żeby go wzywać i w związku z tym, czy pan prezes Balcerowicz miał obowiązek przed nią stawać - stwierdził Tomasz Zimny, pełnomocnik szefa NBP.

Wniosek o wystąpienie do sądu o ukaranie Balcerowicza za niestawienie się przed komisją śledczą ds. banków i nadzoru bankowego został przyjęty przez komisję 15 września. Zgłosił go Adam Hofman z PiS. Za przyjęciem wniosku głosowali posłowie koalicji.

Tydzień później Trybunał Konstytucyjny orzekł, że komisja śledcza nie może wezwać prezesa Narodowego Banku Polskiego, ponieważ bank centralny i jego prezes nie podlegają kontroli Sejmu.