W Stanach Zjednoczonych Jastrzębie biorą górę nad Gołębiami - tak można określić stanowisko władz USA w sprawie ataku na Irak. Jastrzębie, czyli zwolennicy interwencji, mówią że odrzucenie racjonalnego systemu inspekcji i demonstrowana przez Saddama Husajna wrogość, składają się na konieczność uderzenia wyprzedzającego (wiceprezydent USA Dick Chenney).

Gołębie jednak, czyli zwolennicy pokojowych rozwiązań – m.in. szef amerykańskiej dyplomacji Colin Powell – uważają, że pierwszym krokiem, aby uniknąć interwencji w Iraku mogłaby być zgoda Bagdadu na powrót oenzetowskich inspektorów rozbrojeniowych. Ale również i Gołębie zdają sobie sprawę, że aby nie dopuścić do interwencji, Saddam Husajn musi wykazać dobrą wolę: Musimy zdawać sobie sprawę, że same inspekcje mogą niczego nie zagwarantować - mówił Colin Powell.

Sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld ostrzega jednak, że zanim podjęta zostanie jakakolwiek decyzja o interwencji w Iraku, konieczne jest zdobycie zaplecza politycznego i poparcie akcji przez europejskich sojuszników. A takiego poparcia Stany Zjednoczone z pewnością łatwo nie zdobędą.

Prasa w Europie poświęca dzisiaj dużo miejsca analizie stosunków europejsko-amerykańskich na tle zapowiadanej rozprawy z irackim satrapą. Większość tytułów zauważa, że kwestia ataku na Irak dzieli północnoatlantyckich sojuszników.

Najbardziej ostry w tonie jest artykuł w niemieckim „Franfurter Rundschau” Gazeta ostrzega, że jeśli Unia Europejska nie wypracuje jednolitego stanowiska m.in. w sprawie poparcia dla amerykańskiego planu uderzenia na Irak, Unii grozi rozpad. Według autora artykułu Europa musi ratować swoją pozycję, poprzez prowadzenie wspólnej polityki zagranicznej.

W samej Brukseli słychać jednak uspakajające głosy. Państwa Piętnastki dzieli już kilka spraw (m.in. rolnictwo, immunitety dla Amerykanów wobec MTK) i jak do tej pory nikt nie mówił rozpadzie Unii. Politycy Piętnastki deklarują, że po prostu potrzeba im więcej czasu na wypracowanie wspólnego stanowiska. Kiedy zostanie uzgodnione – nie wiadomo, ale należy się spodziewać, że będzie naciskało, by w interwencji irackiej główną rolę odegrał ONZ i aby przed użyciem środków wojskowych, wykorzystano wszelkie inne środki.

O ile stanowisko państw europejskich jest przewidywalne, o tyle praktycznie nic nie wiadomo, jak na ewentualną interwencję w Iraku zareaguje Rosja. Dzisiaj w Moskwie przebywa szef irackiej dyplomacji Nadżi Sabri, który zapewne chciałby przekonać Rosję, aby stanowiła swoistą tarczę przed amerykańskim atakiem. Kartą, mającą przekonać do tego Rosjan, mają być projekty, na których Moskwa ma zarobić – wg Iraku – 40 mln dol.

Mało jednak prawdopodobne, że Rosja wesprze Irak, a nawet otwarcie wypowie się przeciwko amerykańskiej interwencji w tym kraju: gdyby prezydent Władimir Putin chciał przeciwstawić się Waszyngtonowi w kwestii Iraku, zrobiłby to już w ciągu ostatnich miesięcy.

20:05