Dwóch młodych mężczyzn, podejrzanych o napady na sklepy monopolowe we Wrocławiu, zatrzymali policjanci. Zamaskowani sprawcy, grożąc ekspedientom nożem, żądali wydania pieniędzy z kasy, a potem uciekali. Podejrzanym może grozić nawet do 20 lat więzienia.

Policjanci od pewnego czasu pracowali nad sprawą kradzieży w sklepach monopolowych. Podejrzewali, że sprawca musiał przygotowywać się do napadów. Ich scenariusz był podobny: do rozbojów dochodziło w godzinach wieczornych, kiedy w sklepie nie było nikogo poza personelem, a zamaskowany mężczyzna, używając noża lub innego niebezpiecznego narzędzia, terroryzował pracownika. Raz uderzył sprzedawcę kilkakrotnie metalowym prętem.

Funkcjonariusze mieli utrudnione zadanie, bo osoba ta była zawsze zamaskowana i w rękawiczkach. Przełomem w sprawie był moment, kiedy policjant jednego z wrocławskich komisariatów rozpoznał napastnika na monitoringu, mimo iż ten miał kominiarkę i kaptur na głowie - poinformował oficer prasowy Komendanta Miejskiego Policji we Wrocławiu kom. Wojciech Jabłoński.

Policjanci zaplanowali zasadzkę i zatrzymali 30-latka. Zgromadzili dowody, że mężczyzna ma na swoim koncie 7 napadów, a dwóch z nich dokonał wspólnie z innym mężczyzną. Policjanci zatrzymali także jego 29-letniego wspólnika.

Sprawcy działali od 22 lutego do 18 marca we Wrocławiu. Policjanci odzyskali część zrabowanej gotówki i zabezpieczyli ubrania, w których sprawcy dokonywali kradzieży.

Obaj mężczyźni usłyszeli w Prokuraturze Rejonowej Wrocław-Fabryczna zarzuty rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Podejrzani byli już w przeszłości karani za tego typu czyny.     

Sąd zastosował wobec podejrzanych trzymiesięczny areszt. Rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia zagrożony jest karą nawet do 20 lat pozbawienia wolności, a w przypadku recydywy, kara ta może zostać zwiększona o połowę.