Kto odpowie za śmierć 31-letniej pary, która zginęła przed świętami pod kołami pociągu na przejeździe kolejowym w dolnośląskich Ziębicach? To pytanie stawiają sobie nie tylko bliscy, ale także mieszkańcy okolicy, którzy każdego dnia pokonują torowisko w tym miejscu. Jak wykazało śledztwo - tuż przed wypadkiem rogatki na strzeżonym przejeździe były w górze.

  • 21 grudnia na przejeździe w Ziębicach doszło do tragicznego wypadku.
  • W auto osobowe uderzył pociąg relacji Praga - Gdynia. Zginęła para: Iwona i Krystian, którzy osierocili 2-letnie dziecko.
  • Kiedy samochód wjechał na przejazd, rogatki były otwarte - potwierdza prokuratura.
  • Pytaniem otwartym pozostaje to, czy działała sygnalizacja świetlna.
  • Po wypadku przeprowadzono testy urządzeń, które wtedy działały prawidłowo, a czujniki zdemontowano do badań.
  • PKP PLK S.A. potwierdza, że w dniu wypadku rogatki nie zamknęły się przed pociągiem i zapowiada eksperyment procesowy.
  • Informacje z Twojego regionu znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl. 

Do wypadku doszło 21 grudnia na wyposażonym w sygnalizację i rogatki przejeździe kolejowym drogi wojewódzkiej nr 385 w Ziębicach (woj. dolnośląskie). W auto osobowe uderzył pociąg relacji Praga - Gdynia. 

Prokuratura Okręgowa w Świdnicy nie ma już wątpliwości. Kiedy samochód wjechał na przejazd, rogatki były otwarte - potwierdził dolnośląskiej reporterce RMF FM Martynie Czerwińskiej prokurator Mariusz Pindera. Pod znakiem zapytania stoi jedynie to, czy działała sygnalizacja świetlna. Według świadków wypadku światła były całkowicie wyłączone.

Przejazd kolejowy w Ziębicach jest w pełni zautomatyzowany. To znaczy, że przed przejazdem pociągu szlaban zamyka się automatycznie, a nie po decyzji człowieka.

Prokurator wskazał jednak, że śledztwo jest skomplikowane, bo teraz trzeba ustalić, dlaczego doszło do błędu w systemie i czy jest ktoś, kto może za to odpowiedzieć. Maszynista miał nie mieć świadomości, że rogatki są otwarte.

Do awarii miało dochodzić wcześniej

Z nieoficjalnych ustaleń reporterki RMF FM wynika, że do awarii rogatek na tym przejeździe miało dochodzić już wcześniej. A przez fatalny błąd życie straciła pani Iwona i pan Krystian - rodzice dwuletniej dziewczynki. Dwulatka w momencie tragedii była u babci. Jej ojciec chrzestny napisał przed poniedziałkowym pogrzebem pary: "Brak słów, by opisać tę tragedię. Dziękujemy z całego serca za obecność, wsparcie i każde dobre słowo w tym bardzo trudnym dla nas czasie".

Śledczy mają nagranie z kamery ze zmiażdżonego auta. Obraz jest jednak czarno-biały i materiał jest wciąż analizowany - klatka po klatce.

Testy po tragedii

Okoliczności wypadku analizuje też Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych i PLK S.A. Z informacji przekazanych przez spółkę wynika, że trzy godziny po wypadku służby techniczne pod nadzorem prokuratury i PKBWK przeprowadziły na przejeździe, przy użyciu drezyny, testy urządzeń.

"Podczas badania wszystkie urządzenia na przejeździe działały prawidłowo - najpierw zapaliły się czerwone światła na sygnalizatorze, następnie opadły rogatki" - zaznacza w odpowiedzi na pytania RMF FM Marta Pabiańska z zespołu prasowego.

22 grudnia z przejazdu zdemontowano dotychczasowe czujniki, aby zbadać je w laboratorium. "Dodatkowo na miejscu zdarzenia, z wykorzystaniem tych samych czujników oraz tego samego pojazdu, zostanie przeprowadzony eksperyment procesowy z udziałem PKBWK, policji oraz prokuratury. Obecnie ustalany jest program eksperymentu procesowego" - zaznaczyła Pabiańska.

Na przejeździe zamontowano nowe czujniki. "Po potwierdzeniu ich prawidłowego działania zostały uruchomione" - zaznacza przedstawicielka spółki.

PKP PLK S.A. potwierdza też, że w dniu wypadku rogatki nie zamknęły się przed przejeżdżającym pociągiem.

"Do Spółki nie trafiły żadne zgłoszenia o nieprawidłowym działaniu urządzeń. PLK SA współpracują na bieżąco z komisją i prokuraturą, które wyjaśniają okoliczności zdarzenia" - podkreśliła Pabiańska.