Przekroczenie uprawnień służbowych – to jeden z zarzutów, jakie postawiła katowicka prokuratura byłemu szefowi zarządu śledczego ABW Ryszardowi Bieszyńskiemu. Ma to związek z prowadzonym śledztwem w sprawie afery PKN Orlen.

Przekroczenie uprawnień służbowych, podżeganie do przekroczenia uprawnień innych funkcjonariuszy publicznych oraz podżeganie ich do bezprawnego pozbawienia wolności Andrzeja Modrzejewskiego 7 lutego 2002 roku – to oficjalne zarzuty wobec Bieszyńskiego.

Podczas konferencji prasowej prokurator Tomasz Balas poinformował, że w czasie przesłuchania Bieszyński nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Prokuratura nie zastosowała wobec niego żadnego środka zapobiegawczego. Posłuchaj relacji Marcina Buczka:

Prokuratura nie wyklucza postawienia zarzutów także innym osobom. Na razie więcej szczegółów nie ujawniono. Wiadomo natomiast, że prokuratura szykuje wniosek o przedłużenie śledztwa.

Przypomnijmy. Kiedy doszło do zatrzymania Modrzejewskiego Bieszyński pełnił funkcję szefa zarządu śledczego Urzędu Ochrony Państwa. Potem był szefem zarządu śledczego Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W dzień przed postawieniem mu zarzutów złożył raport o bezzwłoczne odejście ze służby. Raport został przyjęty.

Na Bieszyńskiego cień rzucali świadkowie zeznający przed sejmową komisją do sprawy PKN Orlen, dlatego Zbigniew Wassermann od początku nie miał wątpliwości, że ta rezygnacja ma bezpośredni związek z prokuratorskim śledztwem.

Bieszyński to szara eminencja organów ścigania – dodawał członek orlenowskiej komisji śledczej. Podobna sytuacja, jak z zatrzymaniem Modrzejewskiego, gdzie on odegrał kapitalną sprawczą rolę pozbawienia go wolności, była w przypadku zabójstwa kom. Marka Papały - uważa Wassermann. Wg niego Bieszyński przyczynił się do nagłośnienia sprawy Kalasa, byłego inspektora NIK-u. Podobną rolę - wylicza Wassermann - Bieszyński odegrał także w przypadku zatrzymania Marcina Tylickiego, asystenta posła Gruszki, gdzie śledztwo od samego początku było szyte grubymi nićmi.

Wassermann nie ma też wątpliwości, że Bieszyński nie mógłby sobie pozwolić na takie naganne działania bez błogosławieństwa przełożonych.