Fani zarzucali mu brak zaangażowania na scenie. Część z nich zawiedziona postawą wokalisty, opuszczała koncerty jeszcze przed ich zakończeniem. W końcu Justin Timberlake ujawnił co mogło być przyczyną jego słabszej dyspozycji – przyznał, że zdiagnozowano u niego boreliozę.

"Wyglądał, jakby był tu za karę"

30 lipca w Stambule odbyło się finałowe show Justina Timberlake’a w ramach jego międzynarodowego tournée "The Forget Tomorrow World Tour". Po kilku ostatnich występach piosenkarza spadła nań fala krytyki - uczestnicy koncertów narzekali na wyraźny brak energii i zaangażowania artysty. "Wyglądał, jakby był tu za karę" - ocenił jeden z internautów. "Czy on naprawdę myśli, że może dać z siebie absolutne minimum, a ludzie i tak będą piać z zachwytu?" - dopytywał, nie kryjąc frustracji, kolejny. "Nie wydaliśmy kilkuset dolarów po to, by oglądać beznamiętne karaoke" - stwierdził dobitnie ktoś inny.

Okazuje się tymczasem, że przyczyną słabszej formy 10-krotnego zdobywcy nagrody Grammy były jego problemy zdrowotne. U wokalisty wykryto bowiem poważną chorobę, która negatywnie wpłynęła zarówno na jego kondycję fizyczną, jak i psychiczną.

Justin Timberlake o diagnozie: Byłem w wielkim szoku

W opublikowanym na Instagramie wpisie Timberlake podkreślił, że choć jest "skrytą osobą", pragnie wyjaśnić fanom, z jakimi dolegliwościami borykał się podczas negatywnie ocenianych koncertów. "Zdiagnozowano u mnie boreliozę. Nie mówię tego po to, byście mi współczuli - chcę po prostu rzucić trochę światła na to, z czym zmagałem się za kulisami" - wyznał 44-letni piosenkarz, dodając, że schorzenie bywa "doprawdy wyniszczające".

Boreliozę wywołują bakterie przenoszone przez ukąszenie zakażonego kleszcza. We wczesnym stadium można wyleczyć ją przy pomocy antybiotykoterapii. Symptomy obejmują wówczas zwykle tzw. rumień wędrujący oraz objawy grypopodobne: gorączkę, bóle i zawroty głowy, ogólne rozbicie i osłabienie mięśni. W późniejszych stadiach choroby mogą wystąpić przewlekłe bóle stawów oraz zaburzenia neurologiczne i kardiologiczne.

Wokalista stanął przed wyborem

Autor przeboju "Cry Me a River" ujawnił, że choć zupełnie nie podejrzewał u siebie boreliozy, rozpoznanie przyniosło mu pewien rodzaj ulgi. "Kiedy po raz pierwszy usłyszałem diagnozę, byłem w wielkim szoku. Ale przynajmniej zrozumiałem, dlaczego na scenie towarzyszył mi tak ogromny ból, dlaczego ciągle czułem się tak wyczerpany i chory" - zaznaczył gwiazdor. I dodał, że przyszło mu się wówczas zmierzyć z nie lada dylematem.

 "Musiałem podjąć decyzję: przerwać trasę czy znaleźć jakieś rozwiązanie i kontynuować występy? Uznałem, że radość, jaką daje mi granie dla was, znacznie przewyższa chwilowy stres, jaki odczuwało moje ciało. Cieszę się, że tak zdecydowałem" - czytamy w instagramowym oświadczeniu artysty.

Timberlake podkreślił, że mimo wątpliwości co do tego, czy powinien dzielić się diagnozą z odbiorcami, postanowił opowiedzieć o chorobie, by dodać otuchy innym pacjentom. "Nie chciałem o tym mówić, ponieważ zostałem wychowywany tak, by zachowywać takie rzeczy dla siebie. Staram się jednak być bardziej transparentny w kwestii moich zmagań, aby nie były one źle interpretowane. Dzielę się tym wszystkim z nadzieją, że dołożę swoją cegiełkę, aby pomóc innym osobom doświadczającym tej choroby" - podsumował piosenkarz.

Większość fanów przyjęła wiadomość ze zrozumieniem. "Cóż, to wiele tłumaczy" - zaznaczył jeden z nich w komentarzu na Instagramie. "Jako osoba, która od 23 lat zmaga się z boreliozą, chcę podziękować za to, że podzieliłeś się swoją historią i za podnoszenie świadomości" - stwierdziła inna osoba.