Na Placu Puszkina w Moskwie odbył się protest przeciwko wynikom wyborów parlamentarnych w Rosji. W manifestacji uczestniczy kilkaset osób. Działacz partii komunistycznej Walerij Raszkin zażądał anulowania głosowania online w stolicy kraju.

Po południu szefowa rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej (CKW) poinformowała na konferencji prasowej, że rządząca partia Jedna Rosja zdobyła 49,79 proc. głosów w wyborach parlamentarnych.

Aktywiści i obserwatorzy wskazywali jednak na niejasne sytuacje podczas wyborów. Kreml przekonuje natomiast, że były one jawne oraz uczciwe.

Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej (KPRF) zajęła drugie miejsce w wyborach do niższej izby parlamentu, Dumy Państwowej, uzyskując - według oficjalnych wyników - 19 proc. głosów. Jednocześnie w Moskwie kandydaci partii przegrali w ośmiu okręgach jednomandatowych, w których wcześniej prowadzili, gdy do podliczonych już głosów dodano wyniki głosowania elektronicznego. Oświadczyli oni, że nie uznają wyników głosowania online w Moskwie.

KPRF zapowiadała zgromadzenie na Placu Puszkina jako spotkanie z wyborcami, które można prowadzić bez zgody władz. Merostwo Moskwy nie wydało zgody na demonstrację, powołując się na ograniczenia związane z pandemią Covid-19.

Radio Swoboda szacuje liczbę uczestników demonstracji na kilkaset osób, niezależny portal Meduza - na 200. Napływają doniesienia o setkach funkcjonariuszy policji, którzy otoczyli plac.

Występujący na placu przedstawiciele komunistów zapowiedzieli dalsze demonstrację, "walkę w sądach i na trybunach" przeciwko wynikom wyborów. 

Grupy zgromadzonych skandowały: "Rosja bez Putina!" i "Precz z bandytami i złodziejami!". Warto przypomnieć, że to opozycjonista Aleksiej Nawalny, który obecnie przebywa w więzieniu, używał określenia "partia bandytów i złodziei" wobec rządzącej partii Jedna Rosja.