Amerykańskie media używają sobie na wiceprezydencie USA, po tym jak w miniony weekend Dick Cheney omyłkowo postrzelił swojego przyjaciela ma polowaniu. Ranny śrutem został 78-letni prawnik Harry Whittington.

Dziennikarze zarzucają Białemu Domowi próbę zatuszowania incydentu, bo sprawa wyszła na jaw dobę po zdarzeniu, kiedy jeden z uczestników polowania anonimowo poinformował prasę. Waszyngtońska administracja tłumaczy, że trzeba było zadbać o dobrą opiekę lekarską dla rannego. Gazety są jednak bezlitosne. Piszą z ironią o „wielkim strzale”. Historycy zaś przypominają, że to pierwszy taki przypadek od czasu, gdy wiceprezydent Aaron Burr śmiertelnie ranił w pojedynku swego politycznego przeciwnika, sekretarza skarbu Aleksandra Hamiltona w 1804 roku.

Swoje 5 minut mają też satyrycy. Tyle śniegu spadło w Waszyngtonie, że Dick Cheney postrzelił grubego faceta, biorąc go za polarnego niedźwiedzia. Gdy ludzie się dowiedzieli, że był to jednak prawnik, popularność Cheneya wzrosła o 92 procent. Mam nadzieję, że postrzelony ma się dobrze, ale kiedy przyjechał ambulans, z przyzwyczajenia położyli na noszach najpierw Cheney'a, a ten zaczął wykrzykiwać: „Tym razem to nie ja, to ten drugi gość” - wyśmiewał się z wiceprezydenta w NBC Jay Leno. W CSB David Letterman stwierdził krótko: W końcu odkryliśmy niezawodną broń masowego rażenia - to Dick Cheney.