W poprzedni weekend przeprowadzono w Rosji wybory do Dumy, izby niższej tamtejszego parlamentu. Trudno jednak powiedzieć, że to "Rosjanie wybrali”. "Te wybory zostały zaprojektowane i według tego projektu przeprowadzone ze z góry zaplanowanym wynikiem" – mówi RMF FM Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador RP w Moskwie. Choć ten wynik osiągnięto z trudem, Kreml nie zrezygnuje z zaostrzania represyjnej polityki.

Zgodnie z oficjalnymi wynikami, Jedna Rosja utrzymała większość konstytucyjną w rosyjskiej Dumie. Nadal może więc bez przeszkód rządzić i realizować politykę Władimira Putina. 

Po raz pierwszy od 1993 roku te wybory odbyły się bez obserwatorów Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Choć Kreml zapewnia, że były one uczciwe i równe, mimo braku obserwatorów nie brakuje dowodów na fałszerstwa. O dokładnych wynikach głosowania i przykładach tych manipulacji przeczytacie tutaj

Zaciskanie pętli

Nieprawidłowości i nadużycia związane z wyborami były najbardziej widoczne przy urnach, ale przygotowania do tych wyborów trwały w Rosji co najmniej od kilku miesięcy. W tym czasie Kreml mocno zaostrzył swoje autorytarne działania - ograniczył niezależne siły polityczne i niezależne media, więził, represjonował lub wypychał z kraju opozycjonistów, zaostrzał kontrolę nad internetem.

To jest zmiana systemowa, która się nie cofnie. Zostało przedsięwziętych mnóstwo kroków, które już w Rosji zostaną. Można powiedzieć, że mamy do czynienia tam z totalnym autorytaryzmem. To pozostanie - mówi RMF FM Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador RP w Rosji.

Trudno skutecznie zmierzyć nastroje w rosyjskim społeczeństwie. Niezależne ośrodki badania opinii publicznej praktycznie nie są w stanie w Rosji działać, zostały tylko takie kontrolowane przez władzę. Poparcie dla działań Putina i jego partii wyraźnie jednak spada od kilku lat. Widać to nawet w oficjalnych sondażach. Szacuje się, że realnie "Jedna Rosja" może liczyć maksymalnie na 30 proc. głosów. Do niemal 50-procentowego wyniku, który rzekomo uzyskała w wyborach jest więc bardzo daleko. Coraz bardziej opresyjne działania wobec opozycji czy mediów były z perspektywy Kremla konieczne, by utrzymać większość konstytucyjną w Dumie.

Popularność reżimu i popularność Putina ewidentnie spadają. Utrzymanie się u władzy z taką wysoką przewagą wymagało zwiększenia opresyjności i zdecydowanego zwiększenia kontroli nad społeczeństwem ­- ocenia Pełczyńska-Nałęcz.

Google, Apple i "inteligentne głosowanie"

Czyszcząc sobie drogę do szczegółowo zaprojektowanego wyborczego triumfu, Kreml systematycznie pozbywał się przeciwników. Najpierw posadził w łagrze głównego przeciwnika Putina, Aleksieja Nawalnego. Opozycjonista leczył się w Niemczech (trafił tam, będąc w śpiączce) po tym, jak otarł się o śmierć po otruciu nowiczokiem, za którym niemal na pewno stały rosyjskie służby. Gdy wrócił do kraju na początku 2021 roku, moskiewski sąd uznał, że wyjeżdżając, złamał zasady zwolnienia warunkowego. Wcześniej Nawalny został skazany za rzekome defraudacje finansowe. Opozycjonista trafił do kolonii karnej IK-2 w Pokrowie w obwodzie włodzimierskim. Ma tam spędzić w sumie 2,5 roku.

Kolejnym krokiem było pozbycie się organizacji Nawalnego, czyli Fundacji Walki z Korupcją. Została ona zdelegalizowana, a jej aktywistom groziło więzienie, jeśli nadal będą pracować. Fundacja działała w całym kraju, miała w sumie 37 sztabów i setki działaczy. Członkowie FBK byli zatrzymywani, część z nich wyjechała z Rosji. Wszystko po to, by zdusić i skazać na niebyt pomysł "inteligentnego głosowania", opracowany przez Nawalnego i jego organizację. W uproszczeniu ta metoda polega na głosowaniu na tego kandydata opozycji (nieistotne, z której partii), który w danym okręgu ma największą szansę pokonać człowieka Jednej Rosji. Aktywiści opisali tę metodę na specjalnej platformie internetowej oraz w aplikacji mobilnej. Znajdowały się tam poradniki, jak głosować w poszczególnych okręgach. I strona, i aplikacja zostały zablokowane przez Roskomnadzor, państwowego regulatora sieci i cenzora internetu.

O ile blokowanie stron internetowych na terenie Federacji Rosyjskich nikogo specjalnie już nie dziwi, to usunięcie aplikacji ze sklepów AppStore i Google Play wywołało spore poruszenie. Cyfrowi giganci ugięli się pod naciskiem Kremla, pozbawiając wielu Rosjan jedynego dostępu do treści publikowanych przez współpracowników Nawalnego. To nie były jednak prośby i pokojowa perswazja (choć Roskomnadzor złożył oficjalne wnioski), raczej mowa tu o pospolitym szantażu.

Sformułowano bezpośredni przekaz, że jeśli te firmy się nie podporządkują to ich pracownicy będą mieli poważne problemy. Wiadomo, czym kończą się poważne problemy - z więzieniem włącznie - opisuje Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.

Choć Apple i Google próbowały opierać się presji, w końcu musiały się poddać. Widać więc wyraźnie, że Kreml ma narzędzia, pozwalające wpływać nawet na ogromne, międzynarodowe korporacje i używać ich w walce ze swoimi przeciwnikami. One same nie mają z kolei wielkiego wyboru i mimo potężnej krytyki, która na nie spada, w końcu łamią się pod tym naciskiem.

W międzyczasie, niejako przy okazji, rosyjska władza utrudniała pracę kolejnym mediom. Niezależna telewizja Dożd czy portal Meduza zostały uznane za "zagranicznych agentów", co spowodowało m.in. ograniczenia w funkcjonowaniu i utratę wielu reklamodawców. 

Putin aż po kres?

Tego, co wydarzyło się przed wyborami do rosyjskiej Dumy, raczej nie da się w przewidywalnej przyszłości odkręcić. Naiwnością byłoby liczenie na refleksję Kremla i poluzowanie dławiącego społeczeństwo obywatelskie oraz opozycję uścisku.

W Rosji nie ma też siły, która mogłaby skutecznie walczyć z represyjną władzą - sama władza zresztą bardzo dobrze o to zadbała. Zagraniczne sankcje też nie działają - dla Władimira Putina są raczej lekką niedogodnością niż palącym problemem. 

Biorąc pod uwagę to, jak zdeterminowany jest Putin, by zostać przy władzy, można spodziewać się, że opresyjna polityka rosyjskich władz będzie tylko przybierać na sile. Logika reżimu jest tu nieubłagana - skoro poparcie dla władzy spada, trzeba zwiększać kontrolę nad społeczeństwem, dławić niezależne media i pozbywać się niepokornych opozycjonistów.

Manipulacje i represje przy głosowaniu do Dumy to zresztą dopiero przedbiegi i próba generalna przed wyborami prezydenckimi w 2024 roku. Władimir Putin ma na oku dwie kolejne kadencje - po ostatnich zmianach w prawie może zostać prezydentem do 2036 roku - więc raczej nie złagodzi kursu. Pytanie tylko, czy jest gdzieś granica, na której przekroczenie Rosjanie kategorycznie się nie zgodzą - i co się stanie, jeśli Putin tę granicę przekroczy.  

 

Opracowanie: