Kilka kartonów z dokumentacją upadłego biura podróży Sky Club znaleziono w pomieszczeniach wynajmowanych kiedyś przez Sky Club. Właściciel lokalu grozi, że odda dokumenty na makulaturę, bo nikt się do nich nie przyznaje.

Zobacz również:

Dokumenty porzucone w lokalach w Krakowie mogą dotyczyć przepływów finansowych między agentami spółki, bo pod tymi właśnie adresami Sky Club prowadził swoje centrum operacyjne. W kartonach mogą być również potwierdzenia wpłat od klientów, bo w opuszczonych lokalach prowadzono też system rezerwacyjny.

Właściciel lokalu Jacek Legendziewicz, który dostał w spadku dokumenty biura podróży twierdzi, że do nich nie zaglądał. Jest jednak zdziwiony, że nikt nie przeszukał biur po Sky Clubie i nie zabezpieczył dokumentów. Jakby ktoś był jakkolwiek zainteresowany, by to wyjaśnić, to by się tu pojawiono. Wzięto by te dokumenty, zabezpieczono by to wszystko. Nikomu na niczym nie zależy - wyjaśnia w rozmowie z reporterem RMF FM. Dodaje, że próbował zwrócić dokumenty zarządowi Sky Clubu, ale nikt nie odpisuje na jego pisma. Jak mówi, nie jest tym zdziwiony, bo Sky Club zalega mu z płatnościami za wynajem biur. Zaskoczyła go jednak odpowiedź małopolskiego Urzędu Marszałkowskiego, do którego wysłał informację o będących w jego posiadaniu dokumentach.

Odpisali mi, że to może być ważne i że przesłali sprawę dalej do urzędu na Mazowszu. Napisałem, że trzymam to do 15 listopada i potem oddaję je na "złom". Zaczynam żałować, że w ogóle napisałem to pismo, bo teraz mam kłopot. Trzeba było zawieźć na makulaturę i nikogo nie informować - mówi Legendziewicz.

Jeśli żaden urząd nie zainteresuje się dokumentami po Sky Clubie, za 3 dni mają wylądują one... na śmietniku lub w skupie makulatury. Prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie upadku Sky Clubu i bada, czy klienci biura nie zostali celowo oszukani, sprawdza na razie, czy w ogóle wie o istnieniu krakowskiego biura Sky Club.

Biuro upadło w lipcu


Biuro podróży Sky Club, organizujące wyjazdy także pod marką Triada, ogłosiło upadłość na początku lipca. Wówczas za granicą przebywało około 6 tysięcy turystów, którzy wykupili wycieczki w tej firmie. Sprowadzenie ich do kraju kosztowało trzy miliony złotych.

Justyna Satora