"Myślę, że ludzie, którzy namalowali na ogrodzeniu syryjskiej ambasady w Warszawie dwa napisy w języku arabskim, są dumni z tego, co zrobili. Oni chcieli pokazać, że dzieje się coś złego" - mówi Samer Masri w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Mariuszem Piekarskim. Rzecznik Polskiego Komitetu Wsparcia Rewolucji w Syrii uważa, że brak rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie Syrii to wielka porażka, bo zamyka drogę do interwencji w tym kraju, a to może doprowadzić do wielkiej tragedii.

Mariusz Piekarski: Co ten napis oznacza?

Samer Masri, rzecznik Polskiego Komitetu Wsparcia Rewolucji w Syrii: Napis na murze ambasady mówi, że skończyły się czasy represji. Później jest słowo "wolność" i napis: "Baszar, ty kryminalisto. Odejdź psie".

Świat to zobaczy i usłyszy? To taka skoordynowana akcja, która ma na celu pokazanie problemów Syrii?

Tak, to jest po to, żeby pokazać problem Syrii, żeby Syryjczycy zobaczyli, że jesteśmy z nimi. Wszystkie komitety koordynujące protesty w Syrii umieściły ten filmik u siebie wraz z informacją o tym, że była taka akcja w ambasadzie syryjskiej w Warszawie. Jest to wsparcie moralne.

Ludzie w Syrii zobaczą, że o ich problemach, o tym, co dzieje się w kraju, o tych tłumionych demonstracjach i mordowanych ludziach wie świat.

Tak, zobaczą, że jesteśmy z nimi i informujemy społeczność międzynarodową o tym, co się dzieje. W bardzo dobitny sposób podkreślamy, że potrzebna jest pomoc. Około 10-12 osób brało udział w tej akcji. To była szybka akcja, bo - tak jak mówię - w ciągu pół godziny tam już nie było śladu po tych ludziach. To była akcja po to, żeby zaznaczyć, jak bardzo dramatyczna jest sytuacja teraz w Syrii. W piątek zginęło 260 osób, wczoraj 93 osoby. W sumie liczba zabitych wzrosła do 7616 osób i Rada Bezpieczeństwa ONZ po raz trzeci nie była w stanie podjąć żadnej rezolucji w sprawie Syrii. To jest wielka porażka, która zamyka drogę do jakiejkolwiek interwencji i pomocy ze strony zachodu. To troszkę pokazuje, że sytuacja w Syrii zdąża w kierunku wojny domowej i wielkiej tragedii. Próbujemy tłumaczyć na wszelkie sposoby, że pozostawienie sytuacji w chwili obecnej tak jak jest, czyli bez pomocy, doprowadzi do wielkiej tragedii w regionie. Trzeba podjąć działania. Społeczność międzynarodowa nie może się uchylać od odpowiedzialności, bo nie ma rezolucji ONZ. Musi być zwołana konferencja międzynarodowa w sprawie Syrii na najwyższym szczeblu i muszą być podjęte decyzje niezależnie od tego, czy Rosja i Chiny zgadzają się na to.

Nie boicie się odpowiedzialności? Pracownicy ambasady składają doniesienie o zniszczeniu. Nie boicie się odpowiedzialności karnej? To było wtargnięcie na teren ambasady.

Ja nie mam czego się bać. Nie wiem, jak osoby, które wykonały ten napis. Myślę, że oni są z siebie dumni i że należy rozumieć, że tego typu akcje przeprowadzane są pod wpływem emocji, wyższych pobudek w celu zaznaczenia, że dzieje się coś złego na świecie. Jak zareaguje policja? Myślę, że musi podjąć procedurę i szukać sprawców. Nie sądzę, żeby wiązało się to z wielkimi konsekwencjami, zwłaszcza, że te osoby, które wykonały napisy, są nieznane. Nawet ja, jako rzecznik Komitetu Wsparcia Rewolucji, zostałem odcięty od tej informacji. Myślę, że zrobiono to po to, żeby nie stawiać mnie w kłopotliwej sytuacji, żebym nie musiał się tłumaczyć. To jest szansa dla Zachodu, żeby pokazał, że jest po stronie demokracji i wolności, a nie reżimu, który naprawdę nic już nie wniesie i nie jest gwarantem żadnej stabilności w Syrii.

Jak wygląda codzienność w Syrii? Jest wojna, otwarta wojna czy tylko demonstracje brutalnie tłumione przez reżim?

Równolegle są pokojowe demonstracje i dezerterzy z wojska, którzy wracają w swoje strony i próbują bronić swoich bliskich. Mają broń, są zawodowymi żołnierzami, dlatego w niektórych regionach dochodzi do starć zbrojnych. Ale to są żołnierze. Ludność cywilna pokojowo demonstruje. W dużych miastach jest najgorsza sytuacja. Na przykład w Hims, które jest trzecim największym miastem w Syrii, siły reżimu otoczyły całe miasto, odcięły prąd, wodę, nie ma lekarstw. Po ostatnich bombardowaniach ludzie próbują spod gruzu wyciągać zabitych. Jest mnóstwo rannych. Wczoraj komitety koordynujące podawały, że 7 tysięcy osób jest ciężko rannych. Są 3 szpitale polowe. To faktycznie przypomina wojnę. Prawda jest taka, że to jest wojna reżimu z ludnością cywilną.