A może to jedna z prób naszego systemu szczelności przed przyjęciem amerykańskich samolotów F16? – takie słowa usłyszał reporter RMF FM w bazie lotniczej w Powidzu. 2 dni temu samolot pasażerski zamiast na cywilnym wylądował na wojskowym lotnisku.

Polscy wojskowi nie wykluczają, że środowy incydent z lądowaniem nie na tym lotnisku co trzeba, mógł mieć drugie dno.

W Powidzu, gdzie mieści się inne wielkopolskie lotnisko, zebrało się wczoraj na naradzie całe szefostwo polskiego lotnictwa. Szef lotniska stwierdził, że zawiedli tylko cywile, natomiast służba wojskowa zadziałała tak, jak powinna.

- Służba wojskowa zadziałała bardzo prawidłowo, czyli odizolowała samolot, bo nie wiemy, co w nim jest de facto. Może to jest jedna z prób kontroli szczelności i bezpieczeństwa w bazie, która niedługo odbierze F16 - stwierdził w rozmowie z RMF FM płk Tadeusz Mikutel. Przyznał jednak, że wolałby, by była to pomyłka. Najwyraźniej są więc dopuszczane inne wersje wydarzeń, niż pomyłka pilota.

Podobnego zdania jest Stanisław Koziej, były wiceminister obrony. Zaznacza jednak, że gdyby rzeczywiście chciano przetestować polski system obrony, to dziwi obrana metoda. - Ja myślę, że można lepszymi metodami sprawdzić, czy stan przygotowania danego obiektu jest wystarczający, czy odpowiada normom. Są zapewne inne sposoby, prostsze, bez takiego wielkiego ryzyka - tłumaczy.

Właśnie ryzyko, jako argument przeciwko tezie o testach polskiego bezpieczeństwa, wymienia ekspert lotniczy Tomasz Hypki. Jego zdaniem, nikt dla takich prób nie ryzykowałby życiem ludzi. - Gdyby jakiekolwiek informacje wyciekły, to byłby wstrząs polityczny na skalę globalną. Takiego ryzyka nikt nie podejmie. Należy uznać, że to przypadek - dodaje. Jednak, jak zauważa prof. Koziej, takiej „przypadki” to sygnał dla terrorystów.

Przypomnijmy. Turecki samolot z 200 polskimi pasażerami na pokładzie zamiast na cywilnej Ławicy wylądował na wojskowych Krzesinach. Oficjalna wersja, podawana przez Ministerstwo Obrony Narodowej, mówi o pomyłce i słabej znajomości angielskiego u pani pilot.

Wciąż wiele spraw dotyczących lotu pozostaje niewyjaśnionych. Nie wiadomo, czy Turczynka była pierwszym czy drugim pilotem. Jednak od początku lotu to właśnie ona kontaktowała się z wieżą lotów i to ona podjęła decyzję o lądowaniu w konkretnym miejscu. Potem okazało się, że być może podejmowanie takiej decyzji nie należało do niej, a do kapitana. Ten jednak „zaufał kobiecej intuicji”. To, jak miało być naprawdę, wyjaśnić mają badający sprawę specjaliści.

Wiadomo, że do podobnych „pomyłek” dochodziło w Krzesinach już wcześniej. Jednak po raz ostatni lotnisko wojskowe pomylono z cywilnym… w latach 80. Jak mówią bowiem kontrolerzy lotów, piloci mylący początkowo lotniska dość szybko orientują się i podnoszą samolot do dalszego lotu, by spokojnie dotrzeć na Ławicę. Mimo ostrzeżeń nie zrobiła tego załoga tureckich linii Sky – linii, na które do tej pory nie było skarg.

Tu odzywają się zwolennicy teorii mówiącej o uknutym przez Turków spisku. Mieliby oni chcieć zdyskredytować Polskę tak, by tarcza antyrakietowa została ulokowana w Turcji, a nie w Polsce.