Aż 10 doradcami otoczył się prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki. Jeszcze wczoraj było ich 15, ale pozostała piątka właśnie dostała intratne stanowiska dyrektorskie w urzędzie. Mówi się, że owi doradcy to w większości koledzy prezydenta.

Od wczoraj za pieniądze podatnika prezydentowi doradzają m.in. były minister transportu Jerzy Widzyk w rządzie Jerzego Buzka i były szef UKFIS-u Mieczysław Nowicki. Nowi doradcy zarabiają od 1 tys. do 4,5 tys. zł. brutto. Społecznie pracuje tylko detektyw Krzysztof Rutkowski. Prezydent przedstawi ich dziennikarzom w przyszłym tygodniu.

Ogromna liczba doradców wywołała burzę, bo prezydent zatrudnił w większości swoich kolegów, podczas gdy w ramach oszczędności ruszyła właśnie reorganizacja urzędu – polega ona głównie na zwolnieniu 98 urzędników.

Urząd jest dostatecznie biedny, aby nie móc pozwolić sobie na nieposiadanie doradców - tak rzecznik prezydenta Kajus Augustyniak odpowiada na pytanie, czy biedny Urząd Miasta Łodzi stać na tylu doradców.

Co więcej, Kropiwnicki nie zamierza na tym kończyć. Jak deklaruje, jeśli będzie potrzeba, to zatrudni kolejnych doradców. Z pewnymi wyjątkami: Przypuszczam, że nie mógłby stać się moim doradcą pan generał Jaruzelski, pan generał Kiszczak i jeszcze kilka takich osób - mówił prezydent.

W opozycji zawrzało. Wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej Iwona Bartosik mówi, że otaczanie się doradcami, to znak, iż prezydent sobie nie radzi. Osobiście wolałabym, by pan prezydent, nawet za duże pieniądze, zatrudnił sobie Stańczyka. Sprawami, którymi teraz zajmują się doradcy – twierdzi Bartosik wcześniej zajmowali się dyrektorzy wydziałów.

07:25