Kolejny były wojskowy podejrzany w sprawie matactw związanych z tragedią w kopalni "Wujek". Instytut Pamięci Narodowej postawił wczoraj zarzuty byłemu pułkownikowi, w grudniu 1981 roku wiceszefowi Prokuratury Garnizonowej w Gliwicach. To ona prowadziła śledztwo w sprawie tragicznych wydarzeń w śląskich kopalniach na początku stanu wojennego.

Były pułkownik nadzorował śledztwo. Jak powiedział RMF Andrzej Majcher, prowadzący sprawę prokurator IPN, ówczesny wojskowy nie wykonał wielu czynności śledczych i nie dopełnił swoich obowiązków. Nie zadbał też od razu o zabezpieczenie wielu dowodów.

A mógł to zrobić, tym bardziej, że na terenie kopalni Wujek był tuż po tym, jak zabito górników. Oglądał zwłoki 6 z zabitych górników jeszcze w stacji ratownictwa górniczego na terenie kopalni, nie zlecił zabezpieczenia terenu, zabezpieczenia broni; nie podjął żadnych działań zmierzających do zabezpieczenia dowodów w tej sprawie - wyjaśniał prokurator Majcher.

Podejrzany, obecnie 60-letni emerytowany wojskowy nie przyznał się do winy. Nie chciał też składać wyjaśnień. Zakwestionował zasadność prowadzenia tej sprawy przez Instytut Pamięci Narodowej.

Śledztwo IPN w sprawie prokuratorskich matactw trwa już ponad rok. W styczniu zarzuty postawiono pierwszemu podejrzanemu. W grudniu 1981 roku prowadził on sprawę użycia broni w kopalni Wujek. Po miesiącu ówczesny porucznik umorzył postępowanie. Obu podejrzanym grozi do pięciu lat więzienia.

Foto: Archiwum RMF

07:05