Proceder handlowania ludzkimi zwłokami nie jest niczym nowym w Czechach – piszą dziś praskie dzienniki "Lidove Noviny" i "Blesk". Według nich, pracownicy kilku zakładów pogrzebowych, zwani w Czechach "gawronami", pojawiają się w szpitalach i oferują swoje usługi nawet wtedy, kiedy chory jeszcze żyje.

"Lidove Noviny" napisały, że tym makabrycznym handlem, zajmują się w Czechach nie tylko lekarze-sanitariusze i pielęgniarki, ale także policjanci zwłaszcza z drogówki, którzy bardzo często jako pierwsi przybywają na miejsce wypadku. W rozmowie z dziennikarzem gazety ujawnił to urzędnik miejskich służb komunalnych w Pradze Juliusz Mlczoch. Jego zdaniem czeskie hieny cmentarne otrzymują za jedną "skórę" kilka tysięcy koron czyli kilkaset złotych, a proceder trwa od lat. W końcu lat 90. w Czechach ujawniono inny skandal – handel ludzkimi organami w szpitalach.

Firmy, których pracownicy nazywani są "gawronami", są w ścisłym kontakcie z oddziałami patologii poszczególnych szpitali. Na największe naciski firm pogrzebowych wystawieni są jednak przede wszystkim pracownicy pogotowia ratunkowego i policjanci, pomiędzy którymi istnieje nawet rywalizacja. Także w Czechach używa się pavulonu - leku zwiotczającego mięśnie, który mógł służyć w Łodzi do uśmiercania chorych. Zużycie tego leku w czeskich karetkach pogotowia jest jednak minimalne. "Pavulon jest częścią podstawowego wyposażenia lekarza pogotowia, ale w swej torbie ma on dalszych 30 leków, za pomocą których można uśmiercić pacjenta" - powiedział szef praskiego pogotowia Zdeniek Szwarc, komentując łódzką aferę.

W 10-milionych Czechach rocznie umiera około 109 tysięcy osób. Zarejestrowanych jest około 600 firm pogrzebowych, ale działalność prowadzi tylko połowa z nich. Prawie 76 procent zmarłych poddawanych jest kremacji, o wiele tańszej niż klasyczny pochówek. Zdaniem przewodniczącego Towarzystwa Przyjaciół Kremacji z tego właśnie powodu rywalizacja między firmami pogrzebowymi o pozyskanie zwłok nie jest zjawiskiem tak masowym, jak np. w Polsce. Posłuchajcie też relacji korespondenta RMF, Tadeusza Wojciechowskiego.

Foto: Archiwum RMF

22:40