W Bagdadzie codziennie odbywają się pokojowe manifestacje, na których przypomina się tragiczne skutki poprzedniej wojny. Szczególnie wspominany jest schron al-Amiriya. 12 lat temu w to miejsce trafiły amerykańskie rakiety. Zginęło wówczas ponad czterystu Irakijczyków - przede wszystkim kobiet i dzieci...

Jak mówią mieszkańcy Bagdadu, al-Amiriya to symbol amerykańskiej zbrodni. Oni chcą nas zabijać, to wrogowie, którzy walczą z całym narodem. Wszyscy doskonale wiedzą, że ci cywile nie brali udziału w operacji wojskowej, oni nie byli częścią tej wojny - mówi Fati Sar, opiekunka al-Amiriyi - dawniej schronu, teraz miejsca pamięci.

Fati Sar z przerażaniem wspomina dzień ataku: Kobiety i dzieci spały na piętrowych łóżkach. Możecie wyobrazić sobie, co się stało, kiedy pierwsza rakieta przebiła strop... Eksplozja porozrywała ciała i rozrzuciła szczątki. Część z nich siła eksplozji wyrzuciła na zewnątrz.

Amerykański atak przeżyło 14 osób. Jedna z nich niemal codziennie odwiedza schron. Przychodzi tam z córką, jak mówi po to, by pamiętać: To jest moja córka, ma 2,5 roku. Nie rozumie, co się działo. Opowiadam jej, że to miejsce to schron, gdzie jej ojciec się palił, gdzie na ścianach, na zdjęciach są jej wuj, babcia, ciotka, którzy tu zginęli - mówi mężczyzna.

Irakijczycy nie mówią jednak, że pod schronem był drugi bunkier, wojskowy. Nie opowiadają też otwarcie o tym, zarówno w czasie wojny, jak i teraz władze umieszczają centra dowodzenia pod obiektami cywilnymi. Istnieją też udokumentowane relacje, że w czasie Pustynnej Burzy Saddam Husajn nie wahał się wykorzystywać cywilów – kobiety, dzieci – do używania ich jako "żywych tarcz". Zachodnie wywiady twierdzą dziś, że irackie laboratoria, oddziały wojskowe i systemy obrony przeciwlotniczej rozlokowywane są w gęsto zaludnionych terenach miejskich. Ale o tym oficjalna propaganda Iraku milczy.

Foto: Jan Mikruta RMF, Bagdad

20:15