Dziś mija 6 miesięcy od wystąpienia prezydenta USA na forum ONZ, w którym podkreślał, że stanowisko irackich władz jest zagrożeniem dla autorytetu Narodów Zjednoczonych i zagrożeniem dla pokoju. George W. Bush argumentował, że konieczne jest podjęcie natychmiastowych działań w sprawie Iraku: Nie możemy stać z założonymi rękami, gdy zbliża się niebezpieczeństwo.

Od wystąpienia Busha minęło pół roku. Był to czas rozbudowywania amerykańskich sił w rejonie Zatoki Perskiej i dyplomatycznych zabiegów, które raczej skłóciły niż połączyły sojuszników.

W świecie dyplomacji cały czas trwają intensywne zabiegi, by wyjść z tego impasu. Podczas rozpoczętej dziś specjalnej dwudniowej debaty w ONZ po raz pierwszy w sprawie Iraku mogły się wypowiedzieć kraje, nie będące członkami Rady Bezpieczeństwa.

Podziały znów się uwypukliły: W świetle ostatniego raportu inspektorów rozbrojeniowych, naszym zdaniem nie ma żadnego uzasadnienia dla wojny przeciwko Irakowi. Dlaczego więc do niej dążyć? - mówił Yaha Mahmassani, ambasador Ligi Arabskiej. Dawanie inspektorom rozbrojeniowym dodatkowego czasu, czy też dodatkowych możliwości nie zmieni niczego, jeśli Irak nie będzie w pełni współpracował - ripostował John Dauth, ambasador Australii.

Nie jest tajemnicą, że wszelkimi możliwymi sposobami, w tym zarówno ekonomicznymi obietnicami jak i groźbami zarówno Stany Zjednoczone, jak i przeciwna wojnie Francja, starają się przeciągnąć członków Rady Bezpieczeństwa na swoją stronę.

Jednym z kluczowych krajów jest Rosja, która grozi zgłoszeniem weta wobec nowej rezolucji w sprawie Iraku. USA chciałyby ją poddać pod głosowanie jeszcze w tym tygodniu. Ambasador USA w Moskwie w wywiadzie dla gazety „Izwiestia” wprost zagroził, że weto pogorszy stosunki między Rosją a USA. Amerykański dyplomata wymienił przy tym inwestycje w sektor energetyczny, współpracę w tworzeniu systemu obrony antyrakietowej i w programie kosmicznym. Ambasador zapowiedział również, że jeśli weta nie będzie, współpraca będzie się zacieśniać.

Dyplomatyczne zmagania doprowadziły już nawet do tarć między sojusznikami. Prawdziwą burzę wywołała wypowiedź amerykańskiego sekretarza obrony Donalda Rumsfelda, który stwierdził, że USA mogą iść na wojnę, nawet bez wsparcia Brytyjczyków, jeśli parlament w Londynie nie wyrazi na to zgody. W odpowiedzi brytyjski minister obrony zapowiedział jednak, że wojska Zjednoczonego Królestwa wezmą znaczący udział w akcji militarnej przeciwko Bagdadowi.

Foto: www.whitehouse.gov

17:45