"Może to jest dobra koncepcja, która pozwoli wypracować jakieś nowe rozwiązania, które będą możliwe do zastosowania" - mówi prof. Krzysztof Pyrć o obecności np. ekonomistów w Radzie Medycznej, działającej przy premierze. On sam jest jednym z 13 ekspertów, którzy zrezygnowali z zasiadania w tym gronie.

"Sposób działania rady jesienią był głęboko niesatysfakcjonujący. Straciła rację bytu" - wyjaśnia powody swojego odejścia z ciała doradczego przy rządzie. I dodaje: "Rada, która nie może artykułować swoich zaleceń, nie powinna funkcjonować. To był efekt długotrwałych prób zadziałania, które niestety nie przyniosły rezultatu". "Irytacja z powodu różnych wypowiedzi gdzieś tam się pojawiała, ale nie był to pojedynczy czynnik" - przyznaje prof. Pyrć.

Nasz gość wspomina, że "źle zaczęło się dziać około wakacji zeszłego roku". Jak mówi, Rada Medyczna nie była w stanie wydać rekomendacji, m.in. dotyczących wykorzystania certyfikatów unijnych, które - jak podkreśla - w innych krajach uratowały miliony ludzi. Przyznaje natomiast, że nie było mowy o obowiązkowych szczepieniach przeciw Covid-19. "Nie było takiego głosu, że szczepienia powinny być przymusowe" - oświadcza gość Bianki Mikołajewskiej.

Zdaniem wirusologa, kolejna, piąta fala zachorowań na koronawirusa, która jest przed nami, "będzie bardzo wysoka". "Nie wiemy jeszcze, jak przełoży się na liczbę hospitalizacji i zgonów. Szkoda, że działania nie zostały podjęte na wiosnę zeszłego roku lub latem zeszłego roku" - dodaje gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM.

Prof. Pyrć: Morawiecki i Niedzielski wspierali radę medyczną, ale to nie miało przełożenia na rzeczywistość

"Stoimy u progu fali zakażeń, która będzie bardzo wysoka i której ponownie dużo osób nie przeżyje" - mówił prof. Pyrć w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Wirusolog ma jednak też dobrą wiadomość. Jego zdaniem fala Omikronu będzie ostatnią tak dużą falą zakażeń Covid-19.

"Bylibyśmy w tym punkcie po jesiennej fali Delty, ale Omikron troszkę tutaj namieszał. Ale wydaje się, że zmierzamy w kierunku stabilizacji. To nie znaczy, że wirus przestanie być problemem medycznym. On będzie problemem medycznym, cały czas ludzie będą umierali, natomiast w mniejszym stopniu powinien być już problemem społecznym, który paraliżuje świat" - stwierdził Pyrć.

Prof. Pyrć mówił też o Radzie Medycznej przy premierze. Jego zdaniem dalsze funkcjonowanie tego ciała nie miało już sensu.

"Muszę wziąć w obronę ministra Niedzielskiego i premiera Morawieckiego, którzy, przynajmniej deklaratywnie, zawsze wspierali nasze działania. Natomiast niestety nie przekładało się to na rzeczywistość, co niestety zaowocowało tym, że sensowność tej rady spadła do zera" - powiedział wirusolog.

(...)

Bianka Mikołajewska: Witam serdecznie, naszym gościem jest dzisiaj prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog i do piątku członek Rady Medycznej przy premierze. Jeden z 13 naukowców, którzy zrezygnowali z zasiadania w radzie. Panie profesorze, minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił, że teraz w sprawach związanych z pandemią premierowi nie będą już doradzać wyłącznie lekarza, ale także m.in. np. ekonomiści. Czy to jest dobre rozwiązanie?

Prof. Krzysztof Pyrć: Może od początku to byłby dobry pomysł. Troszkę na tej zasadzie działa zespół, którego mam być zaszczyt członkiem, przy prezesie Polskiej Akademii Nauk, gdzie faktycznie osoby z różnych specjalizacji wymieniają się swoimi doświadczeniami, przez to wychodząc ze swoich baniek specjalizacyjnych. Dla mnie to jest też bardzo, bardzo wartościowe. Może jest to dobra koncepcja, która pozwoli wypracować nowe rozwiązania, które będą możliwe do zastosowania.

Ale kiedy ogłasza to minister zdrowia, podkreślmy zdrowia, a nie gospodarki, czy to nie jest jednak ogłoszenie kapitulacji w walce z koronawirusem, ze sceptykami, antyszczepionkowcami wewnątrz obozu władzy?

Powiem szczerze, że mam nadzieję, że nie. 

Pan minister przyznaje, że jesteśmy u progu piątej fali koronawirusa, że za chwileczkę nas czeka być może nawet 60 000 zakażeń dziennie, a pan minister wychodzi już w tej chwili do przodu, mówi o tym, że musimy myśleć o tym, co po pandemii itd. Czy nie czas jeszcze jednak zajmować tym, co teraz robić?

W tym momencie stoimy przed falą, jak pani powiedziała, kolejną zakażeń, falą, która będzie na pewno bardzo wysoka. Jeszcze nie wiemy, na ile przepisze się to na ciężkie przypadki, na zgony. Miejmy nadzieję, że dojdzie jednak do rozłączenia tego powiązania przypadki - zgony - hospitalizacje, bo przy tak dużej liczbie przypadków byłoby to tragiczne. Wiemy z innych krajów, że faktycznie jest na to szansa, że ta liczba zgonów będzie trochę mniejsza, może nie mniejsza, ale proporcjonalnie mniejsza od liczby przypadków, które nastąpią. Natomiast w tym momencie tak naprawdę jest bardzo, bardzo późno, bo ta fala już zaczęła wzrastać. Faktycznie fajnie by było, gdyby jakieś działania zostały podjęte. Troszkę szkoda albo bardzo szkoda, że te działania nie zostały podjęte na wiosnę zeszłego roku lub latem zeszłego roku. 

Składając rezygnację z zasiadania w radzie, napisaliście, że ta decyzja już dojrzewała w was od dłuższego czasu. Co tą szalę goryczy przepełniło?

Trudno tu mówić o szali goryczy, bardziej potrzeba jednak efektywności. Jesteśmy naukowcami, zajmujemy się w tym momencie pandemią. Ja wirusami zajmuję się całe swoje życie zawodowe. Wydaje się, że sposób działania rady jesienią był głęboko niesatysfakcjonujący i ona straciła rację bytu. Rada, która nie może artykułować swoich zaleceń, nie powinna funkcjonować.

Czyli to nie było jakieś teraz jednorazowe zdarzenie? Np. chociażby wypowiedzi publiczne osób z obozu rządzącego, tylko to były po prostu zespół rozmaitych czynników, który wpłynął na tę decyzję?

Na pewno wszystkie wypowiedzi w jakiś sposób są irytujące, ale byłoby to będą trochę niepoważne i dziecinne, gdyby tak ważna decyzja została podjęta obrażając się na to, że ktoś coś niemądrego powiedział. To był efekt długotrwałych prób zadziałania, które niestety nie przyniosły efektu, który mieliśmy nadzieję uzyskać.

Prof. Robert Flisiak mówił o tym, że w jego przypadku zadecydowała wypowiedź pani posłanki Siarkowskiej; to, jak przebiegały prace komisji zdrowia dotyczące ustawy, która miała pozwalać na sprawdzanie covidowych certyfikatów przez pracodawców. Mówił, że po prostu to, co się tam działo, urąga wiedzy naukowej, że to, co głosiła pani poseł Anna Siarkowska, to była medyczna bzdura i że w jego przypadku to zadecydowało.

Na pewno była to kompletna bzdura, ale myślę, że było to złożenie we wszystkich przypadkach tak naprawdę różnych elementów. Natomiast absolutnie nie chcę wypowiadać się w imieniu innych członków rady. Mówię w swoim imieniu wyłącznie.  We mnie była to decyzja, która narastała od dłuższego czasu, w związku właśnie z tym, że ciężko było wypowiedzieć swoje zdanie w sytuacji, kiedy mieliśmy na falę Delty, bardzo wysoką, mieliśmy ponad 54 000 zgonów tej jesieni. Pewne działania musiały być podjęte, ale jak powiedziałem, irytacja z powodu różnych wypowiedzi na pewno gdzieś tam się pojawiała, ale w moim przypadku przynajmniej nie był to pojedynczy czynnik, który o tak ważnej decyzji zdecydował.

Panie profesorze, dzisiaj wiceminister zdrowia, pan Waldemar Kraska mówił, że rekomendacje Rady Medycznej były wielokrotnie uwzględniane. Więc tak naprawdę nie rozumie, dlaczego twierdzicie, że jest inaczej, że nie brano waszych głosów pod uwagę. W jakich sprawach was nie posłuchano?

Ja myślę, że tutaj ważne jest to, żeby powiedzieć, że rada działała bardzo ostro, bardzo mocno. My się spotykaliśmy dosyć rzadko, natomiast pracowaliśmy, byliśmy w stałym kontakcie, gdzie dyskutowaliśmy różne kwestie, zarówno odpowiadając na pytania, jak i sami podnosząc różne zagadnienia. I, faktycznie, wielokrotnie te słowa były wysłuchiwane. Ja tutaj absolutnie nie mogę powiedzieć, że gdzieś ta rada była schowana w kieszeni. Natomiast zaczęło się źle dziać tak naprawdę gdzieś koło wakacji w zeszłym roku, kiedy to zalecenia nie były wysłuchiwane. To jest prawo polityków. My jesteśmy radą doradczą, która miała rekomendować pewne rozwiązania. Nie byliśmy i nie rościliśmy sobie nigdy prawa do bycia decydentami. Natomiast pojawił się problem taki, że nie byliśmy w stanie wydać niektórych rekomendacji, one nigdy nie powstały.

Ale jakich rekomendacji, panie profesorze? Jakich konkretnie rekomendacji nie byliście w stanie wydać?

Chodzi głównie o rekomendację dotyczącą stosowania zasad przeciwpandemicznych oraz wykorzystania tych certyfikatów covid, unijnych, które jednak widać, że w wielu krajach uratowały powiedziałbym nawet miliony ludzi.

Czy był także spór dotyczący tego, jakie działania podejmować w szkołach, związane właśnie z zapobieganiem rozprzestrzenianiu się koronawirusa?

Na pewno były rekomendacje, które były w tę stronę kierowane. Widać, że szkoły również nie funkcjonowały tak, jak może by powinny. My również jako zespół, nie tylko jako rada medyczna, jako zespół przy prezesie Polskiej Akademii Nauk rekomendowaliśmy ostrożne otwieranie szkół. Nigdy nie byliśmy przeciwko temu otwieraniu szkół, bo szkody, które pojawiają się w wyniku tego, że szkoły nie działają, są potworne. I apelowaliśmy głównie o mądre otwieranie szkół tak, żeby nie było konieczności ich zamykania albo żeby one się same nie zamykały. Bo w tym roku, chociaż nie były zamknięte, to wiele z nich nie było w stanie działać ze względu na liczbę zakażeń, która się pojawiała.

A czy większość członków Rady Medycznej była za obowiązkowymi szczepieniami? Powszechnymi, obowiązkowymi szczepieniami.

Te obowiązkowe szczepienia to jest troszkę trudny temat, ponieważ jakby nie było jasnego stanowiska, że to powinno być obowiązkowe dla wszystkich. Była rozmowa o wykorzystaniu narzędzi, które mamy, czyli certyfikatów covidowych. Natomiast na pewno nie było takiego głosu, że szczepienia powinny być przymusowe.