Mam swoją teorię "buntu" Prigożyna, której ponownie nie waham się użyć. Dla mnie to klasyczna rosyjska "ustawka".

Podejrzewam, że:

1. Putin jest nadal w zmowie z Prigożynem. To wciąż jego "pies wojny" (tej prowadzonej na polach bitewnych) i "ważny troll" ( aktywny w sferze dezinformacji i "maskirowki" czyli wprowadzania w błąd przeciwników, obezwładniania wrogów, oszałamiania ich fałszem).

2. Maskirowka z puczem miała kilka typowych celów, m.in.:  

a. Mobilizację wewnętrzną - przetestowanie rosyjskich systemów bezpieczeństwasprawdzenie infrastruktury

b. Kontrolę procedur i reakcji we wrogich krajach NATO oraz sprawdzenie lojalności sojuszników

c. Uaktywnienie agentury oraz "użytecznych idiotów" w państwach demokratycznych

d. Symulowanie słabości Putina a jednocześnie przedstawianie go jako gwaranta "stabilności", "przewidywalności" zwłaszcza w kontekście zagrożenia nuklearnego    

3. Najważniejsze -wg mnie - było jednak maskowanie operacyjne:

a. "Zalegendowane" rzekomym przewrotem rozparcelowanie i przegrupowanie grupy najemników - część do zadań w Rosji, część w Ukrainie, a część na Białorusi

b. Wyznaczenie Prigożynowi specjalnego zadania w państwie Łukaszenki  

Najbardziej dla mnie frapujący jest ostatni punkt. Praktycznie nie pojawia się on w światowych komentarzach. Kiedy w sobotę wieczorem przeczytałem o "dealu" Putina z Prigożynem, swoistej amnestii i abolicji dla lidera Wagnerowców, pomyślałem od razu, że jego "azyl" na Białorusi to typowy kamuflaż dla prawdziwej misji. Z dużym niepokojem zareagowałem na tę informację, bo zacząłem snuć domysły, że "kucharz Putina" może coś "pichcić" blisko naszych granic. Jaki on może tutaj szykować nam "bigos"?

Moje spekulacje nabrały wiarygodności w związku z komunikatem naszych najwyższych władz. Premier Mateusz Morawiecki wprost się wypowiedział o zagadkowej roli Łukaszenki w zastopowaniu kryzysu wywołanego przez rosyjskich najemników i zakomunikował, że w najbliższym czasie mogą pojawić się dodatkowe napięcia na granicy polsko-białoruskiej. Ja zacząłem snuć historie bardziej przerażające niż wojna hybrydowa z wykorzystaniem migrantów.

W mojej rozpalonej głowie zaczęły się pojawiać obrazy znacznie poważniejszych zagrożeń, z punktowym nuklearnym atakiem terrorystycznym na obszarze naszego kraju dokonanym przez siły specjalne przygotowane przez lidera Wagnerowców i wyekspediowane do nas z białoruskiego terytorium. Tak się składa, że ostatnio nastąpiło bezprecedensowe wzmożenie nuklearnej retoryki w rosyjskich gremiach. Raport Ośrodka Studiów Wschodnich dał mi do myślenia.

O podejrzanym skierowaniu Prigożyna na Białoruś, wersji odmiennej od płaskich interpretacji lansowanych przez lwią część ekspertów i polityków na świecie, usłyszałem i przeczytałem potem w brytyjskich mediach. Przytoczyłem tę opinię w niedzielnych Faktach o 14:00.  Były szef sztabu generalnego armii brytyjskiej generał Richard Dannatt nie mówił wprawdzie o możliwych akcjach przeciwko Polsce, ale wskazywał na możliwość ataku żołdaków Prigożyna na Kijów z terytorium Białorusi.

Piszę o tym krótko, ale rzecz jest warta grubej książki pt. "Kilkanaście godzin, które wstrząsnęły światem". Mną też wstrząsnęły, ale inaczej.     

Już to sugerowałem w poprzednim artykule, porównując "rebelię" grupy Wagnera (lato 2023) z "puczem Janajewa" (lato 1991). Dopiero po latach wyszły na jaw informacje, które potwierdziły, że dramatycznie wyglądające zdarzenia rozegrały się mniej więcej zgodnie z opracowanym scenariuszem, a role "puczystów", a także Gorbaczowa - "ofiary" ich "zamachu"- oraz "demokraty" Jelcyna jako nowego "zbawcy" były istotnym elementem (post)sowieckiej polityki spektaklu.

Co obserwujemy teraz?

Będę wypatrywał, co się wyłania czasem z gęstej sztucznej mgły (dezinformacyjnej), generowanej przez różne światowe machiny. Podkreślam: RÓŻNE, bo wprowadzanie w błąd to broń w toczącej się obecnie globalnej wojnie. Powtarzam ten truizm, bo -mimo raczej powszechnej świadomości, że możemy być oszukiwani także przez "wiarygodne" ośrodki - jesteśmy często niesamowicie wprost naiwni. Bywa że bez oporu, bez najmniejszej krytycznej refleksji, przyjmujemy "prawdy objawione", które już na drugi dzień okazują się wierutną bzdurą. Pozwólcie zatem, że w dalszym ciągu będę się wykazywał daleko idącym sceptycyzmem co do ekspertyz, raportów, ocen i interpretacji suflowanych nam także przez "nasze", "zachodnie" agencje i ośrodki, portale i think tanki.

Nie tylko Rosja i Chiny mogą siać propagandę. Nie tylko Rosjanie i Chińczycy łakną łatwych kłamstw. My też gładko łykamy zatrute ziarno.