Ambasador Królestwa Niderlandów w Polsce Daphne Bergsma została wezwana do Ministerstwa Spraw Zagranicznych - poinformował wiceszef resortu dyplomacji Paweł Jabłoński. To pokłosie wydarzeń, do jakich doszło w Alkmaar przy okazji meczu lokalnego AZ z Legią Warszawa.

"W związku z wiarygodnymi, bardzo niepokojącymi informacjami o dyskryminacyjnych działaniach holenderskich służb wobec obywateli RP m.in. na terenie miasta Alkmaar, do Ministerstwa Spraw Zagranicznych została na jutro wezwana Ambasador Królestwa Niderlandów" - poinformował na X (dawniej Twitter) wiceszef resortu dyplomacji Paweł Jabłoński.

"Nie ma zgody rządu RP na dyskryminację naszych obywateli. Osoby za to odpowiedzialne muszą ponieść konsekwencje. Liczymy w tej sprawie na współpracę z właściwymi organami Królestwa Niderlandów" - podkreślił.

Dziennikarze RMF FM ustalili ponadto, że premier Mateusz Morawiecki rozmawiał dziś ze swoim holenderskim odpowiednikiem Markiem Rutte na temat skandalu po meczu AZ z Legią.

Szef polskiego rządu przekonywał, by Holandia dopuściła pomoc polskiego konsula. Prosił też o analizę całego zajścia, ponieważ - jak przekonywał - relacje polskich i holenderskich służb znacznie się różnią.

Josue i Pankov wracają do Polski

Według relacji osób obecnych na miejscu, po meczu z AZ Alkmaar w fazie grupowej Ligi Konferencji, przegranym przez Legię Warszawa 0:1, służby porządkowe uniemożliwiły drużynie wyjazd autokarem ze stadionu. Tłumaczono, że muszą poczekać, aż obiekt opuszczą kibice. W efekcie doszło do przepychanek, a dwóch piłkarzy warszawskiego zespołu - Portugalczyk Josue i Serb Radovan Pankov - zostali zabrani do aresztu.

O godz. 18:30 Legia Warszawa poinformowała na swoim koncie w X, że i Josue, i Pankov wracają do Polski. Josue i Pankov byli przesłuchiwani w swoich ojczystych językach, czyli w portugalskim i serbskim, w obecności prawnika. Mamy nadzieję, że będą do dyspozycji trenera w niedzielę w bardzo ważnym meczu z Rakowem Częstochowa" - wyjaśnił w rozmowie z PAP rzecznik prasowy Legii Warszawa Bartosz Zasławski.

"Precedens na skalę światową"

Do wydarzeń w Alkmaar odniósł się na konferencji prasowej właściciel i prezes Legii Warszawa Dariusz Mioduski.

To, co się wydarzyło, to absolutny skandal. Przez wiele lat jeżdżę na mecze od Kazachstanu po Portugalię i widziałem kilka sytuacji, np. gdy autobus z naszą drużyną był atakowany przez kibiców rywali, ale nigdy nie widziałem, żeby drużyna i członkowie sztabu, zarządu, byli atakowani przez ochronę i policję. To precedens na skalę światową - ocenił.

Drużyna - bez Josue i Pankova - wróciła do Warszawy w piątkowe południe. Mioduski poinformował, że nie miał możliwości pojechać razem z dwoma zatrzymanymi piłkarzami do aresztu.

Dzisiaj nasi piłkarze na szczęście mają już opiekę, ale wczoraj nie pozwolono mi z nimi pojechać. Zostałem brutalnie odepchnięty - relacjonował. Zapowiedział też, że postara się o to, aby wszystkie okoliczności zostały rzetelnie ustalone.

Nie odpuścimy. Będziemy robić wszystko, żeby to wyjaśnić, sprostować, znaleźć przyczynę tego, co się stało. Kiedy tylko przyjechałem do Alkmaar, od razu słyszałem raporty (od działaczy Legii Warszawa - przyp. red.), że coś się dzieje, że jesteśmy szykanowani. Padły słowa pani burmistrz, że nie życzy sobie Polaków w mieście, ludzie wyprowadzani byli z restauracji. Taka atmosfera trwała od kilku dni. To nie był incydent - dodał Mioduski.

"Panowała atmosfera braku bezpieczeństwa"

Prezes stołecznej drużyny, który sam ucierpiał wskutek potrącenia i uderzenia przez holenderskiego funkcjonariusza, podkreślił, że - jego zdaniem - wydarzenia ze stadionu były efektem sytuacji, która od kilku dni narastała. Nastawienie władz lokalnych było fatalne, panowała atmosfera braku bezpieczeństwa - podkreślił.

Kibiców Alkmaar zapraszamy do Polski. Pokażemy, jak wygląda bezpieczeństwo, gościnność, dobra atmosfera - zaznaczył Mioduski. Będziemy chcieli pokazać, że mogą się tu czuć bezpiecznie i dobrze się bawić, że w naszym kraju jest spokojnie i przyjaźnie - dodał.

Drużyna była wstrząśnięta tym, co się działo, bo nikt nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżył. Wszyscy martwią się o swoich kolegów, o swojego kapitana (Josue - przyp. red.). Myślę, że na koniec to wszystko powinno drużynę jeszcze bardziej skonsolidować i zmotywować, bo to jest coś, co uderza w nas wszystkich - powiedział Mioduski.

Rzecznik prasowy klubu Bartosz Zasławski uzupełnił, że po powrocie do hotelu piłkarze, sztab i działacze jeszcze długo dyskutowali o tych wydarzeniach. Myślami jesteśmy i z Radovanem, i z Josue. Oni mają w Warszawie swoje rodziny, które na nich czekają - zwrócił uwagę.

Nieoficjalne ustalenia RMF FM

Josue i Pankov zostali zatrzymani przez holenderską policję po zawiadomieniu o pobiciu. Jak dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM, złożyli je jeden ze stewardów oraz działacz AZ Alkmaar, którzy mieli być poszkodowani.

Z informacji, które uzyskał Krzysztof Zasada, wynika, że przed północą ze stadionu zaczęto wypuszczać kibiców Legii Warszawa, którzy spokojnie wychodzili do autokarów. W tym samym czasie do autokaru zaczęli udawać się także piłkarze i działacze warszawskiego klubu. W pewnym momencie służby porządkowe zablokowały wyjście dla sztabu, do czasu opuszczenia stadionu przez wszystkich kibiców. Część piłkarzy próbowała jednak dostać się do autobusu, ale służby cały czas to uniemożliwiały.

W związku z tym kilku zawodników oraz działaczy obeszło blokadę i wsiadło do pojazdu. Za nimi weszli ochroniarze. Wtedy przed autokarem i w środku wywiązała się awantura, podczas której miały zostać poszkodowane dwie osoby.

Po tej awanturze holenderscy policjanci z autobusu zabrali na komisariat dwóch zawodników stołecznej drużyny.

Holenderska policja przedstawiła inną wersję wydarzeń

Tymczasem według miejscowej policji - która opublikowała komunikat w tej sprawie - już przed meczem było niespokojnie.

"Kibice Legii Warszawa przypuścili szturm na bramę wjazdową. Niestety, nasze jednostki nie zdołały powstrzymać tych działań ze względu na przemoc kibiców wobec stewardów i policji. W wyniku zamieszek jeden z funkcjonariuszy policji stracił przytomność i nie był w stanie kontynuować pracy. Aby chronić bezpieczeństwo własne i stewardów, użyto gazu łzawiącego. Kibice Legii odebrali policji część pałek i miotaczy gazu pieprzowego. W rezultacie niektórzy sympatycy polskiego klubu przedostali się na stadion bez biletów" - napisano w komunikacie.

Jak podkreślono, ze względu na odbywające się w centrum Alkmaar uroczystości policja nie mogła zagwarantować w czwartkowy wieczór bezpieczeństwa w mieście. Dlatego, według funkcjonariuszy, porozumiano się wcześniej z Legią Warszawa i polską policją na temat sposobu, w jaki kibice drużyny gości będą uczestniczyć w meczu, lecz te ustalenia nie zostały dotrzymane przez polski klub.

"W godzinach popołudniowych, gdy okazało się, że sympatycy Legii przywieźli ze sobą materiały pirotechniczne, władze Alkmaar zakwalifikowały teren wokół dworca kolejowego i stadionu jako obszar zagrożenia bezpieczeństwa. Oznaczało to, że na tym terenie mogą zostać przeprowadzone prewencyjne rewizje" - podano w komunikacie policji.