O godz. 20 piłkarze Rakowa Częstochowa przystąpią do rewanżowego meczu z KAA Gent w 4. rundzie eliminacji Ligi Konferencji Europy. Pierwsze spotkanie w Bielsku-Białej wicemistrzowie Polski wygrali 1:0. Stawką spotkania w Gandawie jest udział w rozgrywkach grupowych LK.

Poza sukcesem sportowym oznacza to również wzbogacenie klubowej kasy o blisko 3 mln euro.

Zadanie, jakie czeka podopiecznych trenera Marka Papszuna na pozór wydaje się łatwe - wystarczy zrobić to samo, co udało się w pięciu poprzednich meczach eliminacji Ligi Konferencji, czyli nie stracić gola.

Bramkarz Vladan Kovacevic jest niepokonany w tych rozgrywkach od ponad 510 minut, na co składa się pięć pełnych spotkań, dwie dogrywki oraz czas doliczony przez arbitrów. Przypomnijmy, że najpierw Raków dwukrotnie zremisował 0:0 z Suduvą Mariampol, ale okazał się lepszy od wicemistrzów Litwy w serii rzutów karnych, a potem zremisował 0:0 z Rubinem Kazań i w rewanżu, po dogrywce, wygrał w stolicy Tatarstanu 1:0, a Kovavevic już w 122 minucie gry obronił rzut karny. Teraz przeciwnik jest jeszcze bardziej wymagający, co potwierdził już w ubiegłym tygodniu na stadionie Podbeskidzia, gdzie zagrał bardzo agresywnie i wypracował sobie kilka wręcz idealnych sytuacji do zdobycia goli, ale bramkarz Rakowa i tym razem zdołał zachować czyste konto. Czy ta sztuka uda mu się jeszcze raz?

Kapitan KAA Gent, zarazem były piłkarz warszawskiej Legii, Vadis Odjidja-Ofoe jest przekonany, że jego drużyna odrobi straty z pierwszego spotkania. Mówił o tym już w Bielsku-Białej i podkreślał, że pomoże w tym doping belgijskich kibiców, którzy w czwartkowy wieczór stawią się na mogącym pomieścić 20 tys. widzów stadionie Ghelamco Arena. Trener Hein Vanhaezebrouck też zachowywał optymizm i przekonanie, iż do fazy grupowej Ligi Konferencji awansuje jego zespół, a Tarik Tissoudali czy Laurent Depoitre będą mieli lepiej nastawione celowniki niż w pierwszym spotkaniu.

Z kolei Marek Papszun zwracał uwagę na klasę przeciwnika i podtrzymywał twierdzenie, że to Belgowie pozostają faworytami dwumeczu. Ale zaraz dodał, że jego podopieczni postarają się pokrzyżować im szyki. Będzie o to może trochę łatwiej ze względu na to, że już wiadomo, czego można się po rywalach spodziewać.

Oba zespoły miniony weekend poświęciły na przygotowania do decydującej konfrontacji i przełożyły swoje mecze ligowe - Raków z Górnikiem Zabrze, a Gent z Anderlechtem Bruksela.
Z obozu belgijskiego nie dochodziły żadne wieści o kontuzjach lub innych kłopotach ze zdrowiem. Tymczasem w pierwszym meczu dwóch piłkarzy Rakowa musiało opuścić boisko na noszach - Zoran Arsenic ze złamaną ręką (po zderzeniu z Odjidją-Ofoe), a Wiktor Długosz z pękniętym łukiem brwiowym i wstrząśnieniem mózgu (po uderzeniu głową Nurio Fortuny).

Pierwszego z nich z powodzeniem zastąpił Milan Rundic i on też zapewne zagra w rewanżu na lewej stronie obrony, gdyż Arsenica czeka kilkutygodniowa przerwa w grze i treningach. Natomiast Długosza, który wszedł do gry w 75 min, nikt nie mógł zastąpić, gdyż Raków wykorzystał już limit zmian i w ostatnich minutach (a z czasem doliczonym przez arbitra było ich prawie 10) musiał grać w dziesiątkę przeciwko jedenastce przeciwników. Niemniej Długosz powinien być gotowy do gry w czwartek, podobnie jak wracający do drużyny po dłuższej przerwie defensywny pomocnik Igor Sapała.

W wyjściowym składzie nie należy jednak spodziewać się niespodzianek i przypuszczalnie tworzyć go będą: Vladan Kovacevic - Fran Tudor, Andrzej Niewulis, Milan Rundic - Mateusz Wdowiak, Giannis Papanikolaou, Marko Poletanovic, Patryk Kun - Marcin Cebula, Ivi Lopez oraz Sebastian Musiolik lub Vladislavs Gutkovskis. Kadrę uzupełniają: bramkarz Kacper Trelowski oraz Żarko Udovicic, Jakub Arak, Daniel Szelągowski, Dominik Wydra, Fabio Sturgeon i Alexandre Guedes.

W drugiej rundzie eliminacji Ligi Konferencji KAA Gent wyeliminował Valerengę Oslo, z którą wygrał u siebie 4:0 i przegrał na wyjeździe 0:2, a w trzeciej poradził sobie z RFS Ryga - po remisie w Gandawie 2:2, w stolicy Łotwy wygrał 1:0. Tym razem rewanż Belgowie zagrają na własnym stadionie.

W Częstochowie wszyscy mają nadzieję, że pucharowa przygoda Rakowa jeszcze się nie skończy, a niektórzy dopatrują się nawet pewnej symboliki w tym, że właśnie w czwartek przypada święto Matki Boskiej Częstochowskiej.