Zwycięstwo polskich skoczków narciarskich w konkursie drużynowym Pucharu Świata w Klingentahl wywołało w norweskich mediach szok tak duży, że poza krótkimi notatkami ukazała się tylko jedna dluższa relacja agencyjna.

Zwycięstwo polskich skoczków narciarskich w konkursie drużynowym Pucharu Świata w Klingentahl wywołało w norweskich mediach szok tak duży, że poza krótkimi notatkami ukazała się tylko jedna dluższa relacja agencyjna.
Maciej Kot, Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki /Grzegorz Momot /PAP

Największe gazety przez pierwsze godziny, pomimo obecności swoich wysłanników na miejscu zawodów, nie wspomniały ani słowem o konkursie w Klingenthal i jedyna relacja pochodziła od agencji prasowej NTB, później przedrukowana w innych mediach.

Wielka polska radość w Klingentahl i upadek Norwegii - skomentowała NTB, podkreślając, że było to historyczne pierwsze drużynowe zwycięstwo Polski w Pucharze Świata, "podczas gdy my ani na chwilę nie otarliśmy się nawet o walkę o podium".

Szkoleniowiec norweskich skoczków Alexander Stoeckl nie krył zaskoczenia i powiedział w rozmowie z NTB po konkursie, że różnica pomiędzy jego zespołem a zwycięzcami była dramatycznie duża. Ponad sto punktów to przepaść - ocenił.

Nie jest dobrze. Polska ma czterech skoczków dostarczających na zawołanie świetne, długie i równe skoki, a my tylko jednego - podkreślił.

Na pytanie NTB co Stefan Horngacher zrobił z polskimi skoczkami, że tak się poprawili, Stoeckl odpowiedział, że nie wie. Myślę, że zmienił trening fizyczny, a poza tym znany jest z umiejętności optymalizacji sprzętu.

Podkreślił, że jest zaskoczony zespołową formą Polaków i ich dobrymi skokami. Zwykle mieli trudności z przejściem z sezonu letniego do zimowego, lecz tym razem nie - ocenił.

APA