Mariusz Wlazły chciałby dołączyć do kadry na igrzyska olimpijskie. Na powrót syna marnotrawnego jest jednak za późno - informuje "Przegląd Sportowy". Zgody nie wyraził Andrea Anastasi, szkoleniowiec biało-czerwonych

Mariusz Wlazły, który z kadrą pożegnał się po mistrzostwach świata w 2010 roku, spotkał się z selekcjonerem polskiej reprezentacji. Miał zadeklarować chęć swojego powrotu do drużyny narodowej. Na to jest już jednak za późno.

Nie ma go w składzie na Ligę Światową i Igrzyska Olimpijskie. Tego nie da się zmienić. Poza tym, to byłoby nie w porządku wobec innych chłopaków. Jak miałbym powiedzieć teraz komuś, kto był z drużyną na dobre i złe, że musi ustąpić miejsca zawodnikowi, którego z nami nie było. To zniszczyłoby ducha drużyny. To definitywny koniec sprawy Wlazłego - przyznał Andrea Anastasi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

Deklaracja Wlazłego jest sporym zaskoczeniem, bo do tej pory 29-letni zawodnik zdecydowanie odmawiał gry w kadrze. W 2011 roku wydał nawet specjalne oświadczenie. Działania Związku zrujnowały moje marzenia. Uwierzcie mi, że jeżeli gra w reprezentacji byłaby tylko zaszczytem i honorem, to na pewno bym w niej grał. Nie mam większych sportowych marzeń niż olimpijski medal, niż wysłuchanie Mazurka Dąbrowskiego z najwyższego stopnia podium. Niestety, coraz wyraźniej widzę, że nie będę miał możliwości tych marzeń zrealizować. I z pewnością nie jest to moja wina - napisał siatkarz.

Co się zmieniło. Może Mariusz zobaczył, że rzeczy, które mu się nie podobały, nie mają już miejsca - skomentował prezes PZPS Mirosław Przedpełski. Teraz nie ma to już jednak żadnego znaczenia, bowiem atakującego PGE Skry Bełchatów w reprezentacji nie zobaczymy.

"Przegląd Sportowy"