Wędkarz wyłowił z Wisły średniowieczny miecz. Przekazał to cudo konserwatorom, którzy poddadzą go analizom.

Jak widać, Wisła skrywa nie lada skarby - informuje stołeczny konserwator zabytków Michał Krasucki, przytaczając historię pewnego wędkarza.

Poszedł on nad Wisłę na wysokości Tarchomina z wędką, ale zamiast ryby wyłowił średniowieczny miecz.

Miecz zachowany jest prawie na całej długości, z charakterystyczną kulistą głowicą i z intrygującym znakiem krzyża na trzonie - opisuje znalezisko, zamieszczając zdjęcia miecza na Facebooku.

Michał Krasucki chwali postawę wędkarza, bo wszystko, co znajduje się w ziemi czy w wodzie, jest własnością Skarbu Państwa. Zabytki archeologiczne muszą być przekazane konserwatorowi zabytków.

Super, że wiedział, co powinien zrobić. W środę przyniósł go do naszego biura. Potwierdziliśmy, że jest to miecz średniowieczny. Więcej będziemy wiedzieli po dalszych analizach - powiedział.

"To był totalny przypadek"

To był totalny przypadek - przyznał w rozmowie z PAP pan Andrzej Korpikiewicz, mieszkaniec Tarchomina, który odnalazł średniowieczny miecz.

Wszystko zaczęło się od wtorkowej przejażdżki skuterem nad Wisłę, gdzie pan Andrzej, jako wędkarz, lubi przesiadywać i patrzeć na płynącą wodę.

Wiedząc, że jest niski stan Wisły, poszedłem nad Wisłę w miejsca ogólnodostępne. Patrzę - coś leży metalowego na takiej napływowej główce (sztuczna budowla w celu ochrony brzegu przed działaniem rzecznego nurtu) w wodzie. Ale tam się często takie metalowe elementy widzi, bo te główki są usypane z żelbetu. Myślałem w pierwszej chwili, że to jest zawias. Wyjąłem z wody i zacząłem wstępnie oczyszczać - wspomina znalazca.

Na mieczu było bardzo dużo ślimaków i kiełży. Po delikatnym oczyszczeniu pan Andrzej zobaczył emblemat krzyża. Wiedziałem już wtedy, że to chyba będzie ciekawsze znalezisko. Od razu pomyślałem, że trzeba będzie to przekazać komuś, kto się na tym zna - podkreślił, dodając, że najciekawsza jest głownia miecza, która wygląda na bardzo dobrze zachowaną.

Pan Andrzej uznał, że skuterem znaleziska wieść nie będzie, schował więc je w trawie, wrócił do domu i wziął samochód. W międzyczasie skontaktował się ze swoim kolegą, który amatorsko chodzi z wykrywaczem metali. Ten powiedział mu, że najlepiej, by miecz był jak najdłużej w wodzie, żeby nie był wystawiony na inne warunki. Pan Andrzej zawinął więc miecz w koszulki zmoczone wiślaną wodą.

Przeleżał noc w samochodzie, a dzisiaj rano, z żoną pojechaliśmy z nim do stołecznego konserwatora zabytków. Tam spotkało nas duże poruszenie i zaskoczenie, bo wychodzi na to, że to chyba duże znalezisko - zaznaczył.

Pan Andrzej przyznał, że otrzymał gratulacje od środowiska poszukiwaczy za obywatelską postawę i nieprzywłaszczenie artefaktu. Mieszkaniec stolicy podkreślił, że wraz z rodziną lubi zwiedzać różne muzea i ma nadzieję, że będzie mógł zobaczyć gdzieś w Warszawie swoje znalezisko.

Wisła skrywa jeszcze wiele tajemnic

Prawdopodobnie miecz został wypłukany przez Wisłę, która często zmienia kształt dna. Nie wiadomo na razie, skąd się w niej wziął.

Wisła skrywa jeszcze wiele tajemnic - podkreślił konserwator zabytków Michał Krasucki.

Miecz przekazano Pracowni Konserwacji Metalu Państwowego Muzeum Archeologicznego, gdzie fachowcy zajmą się jego profesjonalnym zabezpieczeniem.