Prokuratura wie już, jak doszło do śmierci dwójki seniorów, których ciała na początku sierpnia znaleziono w aucie zatopionym w zbiorniku wodnym w Russocicach w Wielkopolsce. Łukasz Sobczak z Prokuratury Rejonowej w Turku w rozmowie z TVN24 mówi, że do tragedii doprowadził "niefortunny zbieg okoliczności".
W wypadku w Russocicach zginęli 75-letnia kobieta i 77-letni mężczyzna. Policję zaalarmowali zaniepokojeni członkowie rodziny, którzy nie zastali seniorów w domu. Tego dnia mieli oni zostać zawiezieni do sanatorium.
Strażacy odnaleźli auto należące do poszukiwanych w zbiorniku wodnym w Russocicach, około 10 metrów od brzegu, na głębokości 5 m. W pojeździe znajdowały się ciała dwóch osób.
Jak doszło do tragedii? W rozmowie z TVN24 Łukasz Sobczak z Prokuratury Rejonowej w Turku przedstawił najnowsze ustalenia śledczych. Poinformował m.in., że biegły zbadał stan techniczny auta i wykluczył awarię hamulców.
Jak ustalono, za kierownicą auta siedział 77-latek. Podczas jazdy doznał zawału serca i zmarł. Zdaniem biegłego należy przyjąć, że zgon nastąpił jeszcze zanim samochód wpadł do zbiornika. Podczas sekcji okazało się, że płuca mężczyzny w porównaniu do jego żony były zupełnie inne. Stąd przeświadczenie, że kierowca zmarł, zanim jego żona się utopiła - przekazał w rozmowie z TVN24 prokurator Sobczak.
Dramatyzm sytuacji zwiększa jeszcze fakt, że gdyby auto zjechało z drogi kawałek dalej, nie wpadłoby do wody.
Z jednej strony, gdzie ten pan jechał (z lewej - przyp. red.) stały betonowe zapory na końcu asfaltu. Po prawej stronie były grube drzewa akacjowe, na których pojazd by się zatrzymał. Niestety auto zjechało z drogi w miejscu, gdzie są tylko krzewy i tak auto zjechało z tej górki i wpadło do wody - relacjonował prokurator Sobczak.


