"Gdybym był w kabinie żurawia, nie miałbym żadnych szans. Z kabiny nie zostało nic. Mogliby zbierać, ale moje DNA" – mówił w rozmowie z reporterami RMF FM Mariuszem Piekarskim i Markiem Balawajdrem pan Wojtek - operator dźwigu przewróconego przez podmuch wiatru w Krakowie. W wypadku zginęły dwie osoby, dwie odniosły obrażenia.

Marek Balawajder, Mariusz Piekarski: Co się stało?

Pan Wojtek: W środku tego budynku po prostu skotłowało się powietrze i utworzyła się trąba powietrzna.

Widzieliście to z boku?

Ja to widziałem. Mam to przed oczami, bo byłem w aucie na parkingu, jakieś 8 metrów od żurawia, kiedy runął.

I co pan wtedy pomyślał?

Byłem w szoku. Nie dowierzałem, że to się dzieje, jak ten materiał latał wszędzie, po prostu po całej budowie. Siedziałem w aucie. To było przed godziną 9, a o samej godz. 9 runął ten żuraw. Wtedy pojawiła się ta trąba. Wszystko zaczęło fruwać. Miałem odpalone auto i tylko wrzuciłem wsteczny. Widziałem kątem oka, jak żuraw się wywraca. Myślałem, że po prostu coś mi się majaczy w głowie albo w oczach. Był i wiatr, i deszcz. Myślałem, że coś mi się po prostu wydaje. No, ale jednak, jak odjechałem z budowy, wysiadłem z auta, zobaczyłem to całe spustoszenie, dotarło dopiero w tej chwili do mnie, że jednak dobrze widziałem, że maszyna runęła.

Wszyscy mówią: jak to jest możliwe, że on nagle się złamał? 

On razem z 80-tonowym balastem, który jest na krzyżaku, na dole, wywrócił się. On się nie złamał. Stał w piwnicy. Jest tzw. poziom "0" i dziura. W piwnicy przez dziurę jest ustawiony żuraw. On przełamał się przy samym dole, bo balast - obciążenie - był na samym dole. Złożył się, jak paczka zapałek. Dostał takiego strzała z boku. W chwili uderzenia tam wiało z prędkością 140 km/h. Popchnął go wiatr. Wywrócił się razem z balastem, ze wszystkim. On miał pod hak prawie 50 metrów wysokości. To była bardzo mocna, potężna 10-tonowa maszyna.

Pana koledzy, którzy zginęli, byli na dachu? 

Na rusztowaniach i chyba na dachu. Nie jestem w stanie tego określić. Wiem, że zginął jeden pan od elewacji. Za budynkiem. Wysięgnik położył się na budynku, a końcówka wysięgu złamała się i uderzyła w elewację. Panowie byli na ścianie, ocieplali budynek.  

Oni nie mieli szans uciec?

Żadnych. Skąd mogli wiedzieć, że żuraw się wywróci. Oni nawet nie przypuszczali, że coś takiego może się stać. My na górze w kabinie mamy wiatromierze. Możemy sprawdzić chwilową siłę wiatru, podmuch w danym momencie.

Pan był w kabinie?

Nie podjąłem się w ogóle pracy, żeby nie wdawać się w potyczkę słowną z kierownikiem.

Obok są dwa inne żurawie na tej budowie. Byli w nich operatorzy?

Tak, byli. Siedzieli w kabinie operatora żurawia wieżowego, na górze. Gdyby ta trąba dosięgła boczny żuraw, to kto wie, czy by druga maszyna nie runęła.

Byli w tym momencie, kiedy pana żuraw się zawalił?

Tak jest.

Czyli nie odmówili pracy, jak pan?

Odmówili pracy. W pobliżu tej budowy, tego żurawia nikt nie pracował, ale operatorzy byli na górze. Nie podejmowali pracy. Czekali.

A jaka jest procedura?

Procedura jest taka, że kiedy kierownik sobie wymyśli, że może nas puścić, to nas puści. A jak ma kaprys, to nas nie puści.

Z przepisów to nie wynika?

My nie powinniśmy wychodzić, ale jesteśmy do tego przymuszani. My mamy obstawić i obsługiwać budowę. Mamy być, kiedy przestanie wiać. Ale ani pan, ani ja nie jesteśmy "wróżką zębuszką", żeby przewidzieć, kiedy będzie podmuch wiatru.

Gdyby był pan w środku, miałby pan szansę uciec?  

Gdybym ja był w środku, to zbierano by moje DNA. Z kabiny nie zostało nic. To niech pan sobie wyobrazi, co ze mnie by zostało. Mogliby zbierać, ale moje DNA.

Tylko pan nie wszedł na górę?

Tak, dokładnie.

Trochę, jakby pan wygrał los na loterii.

Dokładnie. Gdyby nie to, nie rozmawialibyśmy dzisiaj.    

Potrafi pan sobie i nam słuchaczom powiedzieć, dlaczego akurat ten żuraw się zawalił?

Kiedyś były bardziej przewidywalne warunki atmosferyczne. W tej chwili w Polsce, od dwóch-trzech lat dzieją się takie kataklizmy.

Pytam bardziej o to, czy pana zdaniem ten żuraw był odpowiednio przygotowany? Jak należy go zostawić w przypadku właśnie silnych porywów wiatru?

Kiedy zdawałem egzamin na żurawie wieżowe, to było nam wbijane do głowy, że musimy trzymać się wszelkich procedur, w tym wiatrowania maszyny. To jest jak w pacierzu. Zostawienie maszyny w punkcie wiatrowym, czyli maksymalne ściągnięcie zblocza hakowego, jak najbliżej kabiny i zostawienie maszyny odblokowanej, puszczonej wolno na wiatr - czyli zwiatrowanej. Fachowo to nazywając. Rozmawiałem dzisiaj z moją koordynatorką i z panem z Urzędu Dozoru Technicznego. Zostało sprawdzone, że żuraw został zwiatrowany w dniu poprzednim, został fachowo zostawiony.

Czyli ma pan pewność, że pan zrobił wszystko, co należy?

Ja mam taką pewność i zostało to potwierdzone przez Urząd Dozoru Technicznego.

Błędu technicznego żadnego raczej nie było?

Nie. Jeżeli chodzi o błąd techniczny czy np. błąd w montażu, maszyna została w 100 proc. postawiona zgodnie z przepisami. Została zbalastowana na dole, na krzyżaku, tak jak powinna.