Prezydent Krakowa Aleksander Miszalski poinformował w mediach społecznościowych, że otrzymuje groźby śmierci. Jak przekazał, służby ustaliły już tożsamość nadawcy. Miszalski łączy groźby z "klimatem nienawiści", który - jak twierdzi - ma być efektem działań Łukasza Gibały. Opozycyjny radny odpowiada: "Ten bezczelny atak Aleksandra Miszalskiego na mnie jest oznaką bezradności w zarządzaniu miastem" - komentuje Gibała.

Aleksander Miszalski napisał na facebookowym profilu, że otrzymuje groźby śmierci; zamieścił też screeny wiadomości. Jego zdaniem winę za to ponosi Łukasz Gibała, lider klubu Kraków dla Mieszkańców, z którym wygrał wybory na prezydenta miasta.

"Trzy dni temu radny Gibała po raz kolejny zaatakował mnie, posługując się językiem pełnym insynuacji, porównań i kłamstw. Tym razem zarzucając mi mafijne układy rodem z Sycylii. Tego typu brudna polityka ma swoje konsekwencje, które radny świadomie od dawna ignoruje. Otrzymałem niedawno wiadomość od ‘anonimowego profilu’ z groźbą: ‘uważaj na siebie, bo możesz przypadkowo nie dociągnąć kadencji do końca... życia’" - napisał Miszalski na Facebooku.

Prezydent Krakowa podkreślił, że takie działania są "skrajnie nieodpowiedzialne" i przywołał zabójstwo Pawła Adamowicza.

"To nie jest przypadek. To jest bezpośredni efekt klimatu nienawiści, który radny świadomie tworzy wokół siebie zamiast merytorycznie rozmawiać o programie i przyszłości Krakowa. Pamiętajmy, że od podobnych kampanii szczucia i nienawiści zaczęła się tragedia Ś.P. Pawła Adamowicza" - podkreślił.

Sprawca gróźb został namierzony i przyznał, że kierowała nim polityczna motywacja:
"Służby ustaliły tożsamość tego internetowego anonima. Zgadnijcie, jak tłumaczył swoje postępowanie! Wskazał na ‘polityczną motywację’, a więc hejt i nienawiść wymierzone we mnie, które skłoniły go do takich działań" - poinformował prezydent.

Gibała odpowiada: Bezczelny atak

Łukasz Gibała odniósł się do oskarżeń Miszalskiego na swoim profilu, pisząc m.in., że "bezczelny atak jest - jego zdaniem - oznaką bezradności w zarządzaniu miastem". 

"Kraków nie rozwija się tak jak powinien, a mieszkańcom żyje się coraz trudniej. W ostatnim rankingu Business Insider nasze miasto zostało sklasyfikowane jako najgorsze do życia w Polsce. A Aleksander Miszalski, zamiast się wziąć do pracy, chodzi po dachach i tańczy do piosenki o tym, że jest 'młody, czarny i bogaty', kompromitując i poniżając nasze miasto" - czytamy we wpisie Gibały.

Radny podkreśla, że sam regularnie otrzymuje groźby śmierci - "wiadomości, w których chorzy z nienawiści ludzie grożą, że połamią mu nogi albo zadźgają nożem". Gdy przeczytał wpis Miszalskiego, "opadły mu ręce".

"Trudno o większy przykład cynizmu i obłudy. Diabeł się w ornat ubrał i na mszę dzwoni. Przecież Aleksander Miszalski został prezydentem Krakowa wyłącznie dzięki bezprecedensowej w swojej skali i metodach kampanii hejtu i nienawiści wymierzonej we mnie" - uważa Gibała, przywołując atakujący go filmik youtubera Tomasza Matysiaka, który pojawił się dwie godziny przed ciszą wyborczą i przytaczał fałszywą historię sprzed 30 lat.

"Historia dotyczy tego jakoby mój ojciec oszukał swojego wspólnika, doprowadzając do jego śmierci. Portale związane z PO natychmiast podchwyciły ten filmik, podając go dalej i było widać, że jest to świetnie zorganizowana i centralnie koordynowana akcja". 

Dalej zaznacza, że jego post z 2 września - o którym wspomina Miszalski - był merytoryczny i dotyczył faktu, że Aleksander Miszalski jako radny miał udziały w spółkach, które wchodziły w obszerne relacje biznesowe z instytucjami miejskimi, co jest etycznie naganne i prawnie wątpliwe. 

"Nie atakuję ojca Aleksandra Miszalskiego, nie przywołuję historii przed 30 lat. Skupiam się na nagłaśnianiu tego, co dotyczy tematów miejskich i co mieszkańcy mają prawo wiedzieć. Na tym polega normalna działalność opozycyjna, która jest częścią dobrze funkcjonującej demokracji" - tłumaczy.

Przypomnijmy, że we wpisie z 2 września Gibała zarzucał Miszalskiemu powiązania biznesowo-polityczne z poprzednim prezydentem Jackiem Majchrowskim. Pisał m.in., że z Majchrowskim łączyła go "sieć bliskich, skomplikowanych powiązań i zależności".

"Sycylia słynie z wielu rzeczy. Między innymi z pięknych krajobrazów. Ale też z tego, że lokalny biznes i polityka są ze sobą splecione w siatce niejasnych, patologicznych i rodzących ryzyko korupcji powiązań. Niestety podobnie wygląda to w Krakowie pod rządami Jacka Majchrowskiego i Aleksandra Miszalskiego" - napisał Gibała na Facebooku.

W swoim wpisie wskazał także na powiązania biznesowe Miszalskiego z czasów, gdy ten był radnym.

"Wyobraźcie sobie, że pewien radny, który jest w koalicji z prezydentem, ma też udziały w różnych spółkach. Część pracowników tych spółek urzęduje w wynajmowanym od miasta pawilonie na placu Wszystkich Świętych. Sprzedają tam między innymi bilety na miejskie imprezy, od których spółki inkasują prowizję. Z kolei w tym czasie miejscy urzędnicy sprzedają wycieczki, które organizują spółki radnego. Za tego typu usługi miasto dostaje prowizję od sprzedaży" - pisał Gibała.

Jan Hoffman: Dla mnie to jest szokujące

Współpracę Miszalskiego z ówczesnym prezydentem Jackiem Majchrowskim nagłośnił radny Jan Hoffman, przewodniczący Rady Dzielnicy I Stare Miasto.

Z jego ustaleń wynika, że w czasie, kiedy Aleksander Miszalski był radnym Krakowa (lata 2014-2019; do 2018 roku był także przewodniczącym Komisji Promocji i Turystyki Rady Miasta Krakowa.), spółka UTC Tour Operator, w której Miszalski był wspólnikiem, zawierała umowy z Krakowskim Biurem Festiwalowym. Tych umów było sporo. 

"(...) Niektóre z nich dotyczyły tego, że spółka sprzedawała bilety na imprezy miejskie i pobierała za to wynagrodzenie w kwocie 7 procent brutto. Były też umowy w drugą stronę. Wycieczki spółki były sprzedawane w miejskich punktach informacji turystycznej. Zarabiała na tym spółka, w której wspólnikiem był ówczesny radny, także w pewnym okresie przewodniczący komisji Promocji i Turystyki Rady Miasta Krakowa Aleksander Miszalski. Dla mnie to jest szokujące" - mówił Hoffman na konferencji prasowej zwołanej 28 lutego.

Radny podkreślał, że choć część umów zawarto w wyniku postępowań przetargowych, problemem są kwestie etyczne.

"Ja gdybym był wspólnikiem takiej spółki, nie dopuściłbym do czegoś takiego. (...) Pan prezydent ma tutaj widocznie inną wrażliwość" - ocenił.