"Wiedziałem, że skok był naprawdę super, ale nie wiedziałem, jakie da mi miejsce. Słyszałem, że Anders Jacobsen i Peter Prevc skaczą naprawdę daleko. Nie wiedziałem jak daleko, nie wiedziałem też, ile zdobyli punktów, bo wiadomo, że z tymi belkami jest różnie. Po prostu skoczyłem i czekałem, co się zdarzy" - przyznał Kamil Stoch, opowiadając o emocjach związanych ze skokiem, który dał mu złoty medal mistrzostw świata w Val di Fiemme. Polak wygrał konkurs na skoczni HS 134 w Predazzo.

Lider polskiej kadry czuł przed zawodami, że stać go na walkę o najwyższe lokaty. Czułem, że jest dobrze, ale też wiedziałem, że skoki to jest tak nieprzewidywalny sport, że tutaj wystarczy minimalny błąd i albo jesteś na podium, albo wygrywasz, albo cię nie ma w dziesiątce - podkreślił. Na górze było nerwowo, ale nie tak, jak na normalnej skoczni. Dużo się nauczyłem po tamtym konkursie i teraz po prostu myślałem o tym, co mam zrobić - że mam skoczyć normalnie i to wystarczy w zupełności - dodał.

25-latek prowadził w zawodach po pierwszej serii i w finałowej rundzie skakał jako ostatni. Tuż przed nim bardzo daleko polecieli natomiast Słoweniec Peter Prevc i Norweg Anders Jacobsen. Miałem to w głowie tak mocno zakodowane, że wiedziałem, co mam zrobić, a w myślach powtarzałem sobie tylko takie elementy techniczne, które muszę przypilnować, a reszta niech się dzieje jak chce - opowiadał po konkursie.

"Trzeba było zrobić swoje"

Zobacz również:

Gdy wylądowałem, wiedziałem, że skok był naprawdę super, ale nie wiedziałem, jakie mi da miejsce - wyjaśnił. Słyszałem, że Anders i Peter skaczą naprawdę daleko. Nie wiedziałem jak daleko, nie wiedziałem też, ile zdobyli punktów, bo wiadomo, że z tymi belkami jest różnie. Po prostu skoczyłem i czekałem, co się zdarzy - kontynuował.

Stoch, skacząc w drugiej serii, nie myślał też o dużej przewadze, którą miał nad rywalami. Ta przewaga przy dzisiejszych przelicznikach może stopnieć w każdej chwili.Trzeba było zrobić swoje i tyle - zauważył. Z obu skoków jestem zadowolony. Oba były takie, jakie powinienem oddawać zawsze w zawodach. Nie zawsze się jednak da - dodał.

"Jeszcze wiele wzlotów i upadków przede mną"

W sobotę najlepszy polski skoczek zmarnował szansę na medal na skoczni HS 106. Po pierwszej serii był wtedy drugi, ale ostatecznie zajął dopiero ósme miejsce. Kilka dni pomiędzy średnią a normalną skocznią było dużo łatwiejsze, niż to, co działo się od początku sezonu do zawodów w Engelbergu. Tam było naprawdę trudno, ale daliśmy radę - zaznaczył jednak Stoch. Uważam, że wiele się nauczyłem w ciągu mojej kariery i myślę, że dalej będę się uczył, bo to na pewno nie jest koniec i jeszcze pewnie wiele wzlotów i upadków przede mną - dodał.

Nowy mistrz świata zdołał uniknąć łez wzruszenia. Była taka mieszanina uczuć, że łzy nie miały nawet czasu popłynąć - nie ukrywał. Nie będzie również miał zbyt wiele czasu na świętowanie. Dzisiaj pewnie jakoś skromnie, bo w piątek już kolejne treningi. W sobotę mamy bardzo ważne dla nas zawody, w których postaramy się zrobić, co do nas należy. Musimy wierzyć - to klucz do naszego sukcesu. Świętowanie zostawimy sobie na po sezonie, ale jak to mówił pan Grabowski - małe piwo nigdy nikomu nie zaszkodziło - zakończył ze śmiechem.

Wygrał w fantastycznym stylu

Polak zdobył mistrzowski tytuł nokautując rywali. Prowadził już po pierwszej serii, po skoku na 131,5 metra, a w drugiej rundzie jedynie potwierdził wysoką formę. W drugiej próbie uzyskał o 1,5 metra mniej niż w pierwszej i wygrał z notą 295,8 punktu. Srebrny medal zdobył Słoweniec Peter Prevc, który w obu skokach uzyskał 130,5 metra i stracił do Stocha 6,1 punktu. Brąz wywalczył natomiast Norweg Anders Jacobsen (129 i 131 metrów).

Na 19. miejscu zawody zakończył Piotr Żyła, a tuż za nim znalazł się Dawid Kubacki. Maciej Kot był natomiast 27.

(MRod)