Choć Donald Trump zapowiadał zakończenie wojny w Ukrainie w ciągu 24 godzin od inauguracji swojej prezydentury, to od tego czasu minęło już 88 dni, a końca konfliktu za naszą wschodnią granicą wciąż nie widać. Ba - sytuacja jest na tyle daleka od rozwiązania, że sam prezydent USA grozi, że jeśli nie zobaczy "entuzjazmu" z obu stron, czyli Rosji i Ukrainy, to odejdzie od rozmów. Potwierdza w ten sposób wcześniejsze słowa szefa amerykańskiej dyplomacji Marco Rubio.
W piątek światowe media obiegły słowa sekretarza stanu USA, który stwierdził, że Stany Zjednoczone w ciągu kilku dni zrezygnują z prób doprowadzenia do pokoju między Rosją i Ukrainą, jeśli nie będzie sygnałów, że porozumienie w tej sprawie jest do osiągnięcia.
To o tyle zaskakująca wypowiedź, że Waszyngton przez długi czas - począwszy od 31 stycznia, kiedy Donald Trump poinformował, iż "poważne rozmowy z Rosją już się rozpoczęły" - zapewniał, że wszystko jest na dobrej drodze do osiągnięcia porozumienia ws. wojny w Ukrainie.
Jeszcze niedawno, bo 11 kwietnia, z Władimirem Putinem w Moskwie spotkał się Steve Witkoff, specjalny wysłannik USA ds. Bliskiego Wschodu, który częściej niż sprawami Bliskiego Wschodu zajmuje się jednak kwestią wojny w Ukrainie. Po tej wizycie człowiek Donalda Trumpa powiedział mediom, że prezydent Rosji przedstawił warunki osiągnięcia trwałego pokoju; ocenił też, że porozumienie z Rosją na temat wojny "wyłania się" i może zmienić relacje między obydwoma państwami.
Po wizycie Witkoffa w stolicy Rosji przedstawiciele amerykańskiej administracji zaczęli sygnalizować zniecierpliwienie postawą Moskwy, która w odróżnieniu od Kijowa nie przyjęła propozycji amerykańskiego przywódcy w sprawie zawieszenia broni i postawiła warunki, by powstrzymać się od użycia siły na Morzu Czarnym. Już wtedy przedstawicielka USA w ONZ ostrzegała, że Waszyngton "nie będzie miał cierpliwości" do rozmów prowadzonych w złej wierze.
Wydaje się, że Amerykanom w końcu się "ulało". Piątkowa wypowiedź Marco Rubio tylko potwierdza, że negocjacje pokojowe utknęły w martwym punkcie.
W najbliższych dniach powinniśmy ustalić, czy (pokój) jest osiągalny w ciągu kilku tygodni, czy też nie. Jeśli jest, to zaangażujemy się w to. Ale jeśli nie, to mamy też inne priorytety - powiedział szef amerykańskiej dyplomacji, który w minionych dniach przebywał w Paryżu, gdzie odbywały się rozmowy amerykańskich i europejskich urzędników na temat zakończenia wojny w Ukrainie.
Słowa swojego najważniejszego dyplomaty potwierdził w piątek sam Donald Trump, który stwierdził, że "w idealnym przypadku zatrzymamy to", mając na myśli rzecz jasna zatrzymanie rozlewu krwi w Ukrainie. Jeśli z jakiegoś powodu jedna ze stron bardzo to utrudni, po prostu powiemy: "Jesteście głupcami. Jesteście głupcami, jesteście okropnymi ludźmi i po prostu odpuszczamy" - powiedział.
Mimo to prezydent USA wyraził optymizm i nadzieję, że uda mu się doprowadzić do zakończenia konfliktu, twierdząc, że są na to "duże szanse". Pytany o to, czy jego zdaniem Władimir Putin "ogrywa go" i "gra na czas", odparł, iż "ma nadzieję, że nie", ale dodał, że okaże się to w ciągu najbliższych dni.
Moje całe życie jest jedną wielką negocjacją. Wiem, kiedy ludzie z nami pogrywają, i wiem, kiedy tego nie robią - oznajmił. Pytany o to, jakie warunki muszą spełnić Rosja i Ukraina, by kontynuować rozmowy, gospodarz Białego Domu odparł, że "musi zobaczyć entuzjazm" i chęć zakończenia konfliktu.
Prezydent Stanów Zjednoczonych uniknął przy tym odpowiedzi na pytanie, czy jeśli rozmowy zakończą się fiaskiem, będzie kontynuował wsparcie wojskowe dla Ukrainy. Nie powiem tego, bo myślę, że to załatwimy - powiedział optymistycznie.