Kanclerz Niemiec po spotkaniu z liderami w Berlinie z optymizmem stwierdził, że szczyt pozwolił na osiągnięcie największych postępów w dążeniu do pokoju w Ukrainie od momentu rozpoczęcia wojny. W podobnym tonie wypowiadał się Donald Trump. Rzecz w tym, że przywódcy z Wołodymyrem Zełenskim na czele powtarzali jedno: kwestia terytorialna pozostaje nadal nierozwiązana. Czy faktycznie jest szansa na realny pokój w Ukrainie, czy Europa i USA robią dobrą minę do złej gry?
- Ukraina chce realnej ochrony, nie tylko deklaracji na papierze.
- Ukraina zgodziła się zrezygnować z NATO w zamian za konkretne gwarancje, ale doświadczenia z przeszłości wywołują sceptycyzm wobec obecnych propozycji.
- Europejskie państwa i USA chcą wysłać międzynarodowe siły pokojowe, ale Rosja nie zgadza się na zachodni kontyngent wojskowy na Ukrainie, co komplikuje negocjacje.
- Rosja nadal dąży do pełnej kontroli nad Ukrainą i nie zgodzi się na porozumienia ograniczające jej cele.
- Zełenski stanowczo odrzuca oddawanie Donbasu, a negocjacje dotyczące terytoriów między Putinem a Zełenskim wydają się mało realne.
- Chociaż w Berlinie osiągnięto pewne porozumienia, kluczowe kwestie terytorialne pozostają nierozstrzygnięte, a perspektywa pokoju jest bardzo niepewna.
- Po więcej aktualnych informacji zapraszamy na stronę główną RMF24.pl.
W Berlinie omawiano głównie kwestie gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy po ewentualnym zawieszeniu broni. Ukraina domaga się realnych gwarancji wojskowych, mając w pamięci doświadczenia z Memorandum Budapesztańskim, które nie zapewniło jej bezpieczeństwa po rezygnacji z broni jądrowej w 1994 roku.
Zełenski wielokrotnie podkreślał, że gwarancje na papierze go nie interesują. Ukraina uznała, że jest gotowa zrezygnować z kandydowania do NATO w zamian za realną ochronę międzynarodową. Wprawdzie Donald Tusk optymistycznie odniósł się do amerykańskiej propozycji, by objąć Ukrainę umową bezpieczeństwa, podobną do tej, która wynika z 5. artykułu NATO, ale Kijów przerabiał w ostatnich dekadach tyle przypadków złamanych porozumień, że nie można dziwić się sceptycyzmowi ukraińskich władz.
Podczas spotkania w Berlinie europejskie państwa zadeklarowały gotowość utworzenia, przy wsparciu USA, międzynarodowych sił pokojowych, które mogłyby zostać wysłane na Ukrainę po zawarciu pokoju. To oczywiście mogłoby stanowić rozwiązanie problemu zagrożenia powtórką z 2014 i 2022 roku, tyle że w pomyśle tym tkwi jedna pułapka. Misternie przygotowana na Kremlu.
Według cytowanego przez estońskiego nadawcę Eesti Rahvusringhääling (ERR) eksperta ds. bezpieczeństwa Rainera Saksa, Stany Zjednoczone, naciskając na szybkie zakończenie wojny, próbują wypracować wspólną płaszczyznę negocjacji z Rosją. Problem w tym, że rozmowy z Moskwą dopiero przed nami.
"USA zwróciły się do Rosji z prośbą o podanie jej stanowiska wyjściowego i na tej podstawie próbują negocjować z Ukrainą, aby stworzyć wspólną część obu stanowisk, na podstawie której mógłby zostać sporządzony traktat pokojowy. W Berlinie rozmawiały tylko USA, Europa i Ukraina, ale rozmowy z Rosją w jakiejś formie są jeszcze przed nami" - mówi Saks, podkreślając, że ustalenie między Europą, USA i Ukrainą ram gwarancji bezpieczeństwa w porządku powojennym jest pewnym osiągnięciem.
Niestety, niedługo później szef rosyjskiej dyplomacji powtórzył, że cele Rosji w Ukrainie się nie zmieniły. We wtorek słowa Siergieja Ławrowa doprecyzował rzecznik Kremla, podkreślając, że zaangażowanie Europy w negocjacje "nie wróży nic dobrego".
"Nie sądzę, aby spotkania w Berlinie przyniosły skutek w postaci pokoju" - ocenia w rozmowie z ERR Marko Mihkelson, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Estonii.
Według niego atmosfera wokół rozmów pokojowych nadal jest zła. To dlatego, że pokój może zostać ustanowiony wyłącznie przy zgodzie agresora, czyli Rosji, a "cała presja spoczywa na ofierze", czyli Ukrainie.
W rzeczywistości Rosja wielokrotnie podkreśliła, że nie zgodzi się na zachodni kontyngent wojskowy w Ukrainie, a sam Władimir Putin stwierdzał, że takie siły staną się faktycznym i naturalnym celem militarnych operacji.
Rosja próbowała także za pośrednictwem amerykańskich mediatorów uzyskać od Ukrainy niemożliwe do spełnienia ustępstwa terytorialne, w tym ukraiński pas twierdz - ufortyfikowaną linię obronną w obwodzie donieckim, która od 2014 roku stanowi kręgosłup obrony kraju, przypomina Instytut Badań nad Wojną (ISW).
Amerykański ośrodek, który monitoruje wojnę od jej samego początku, ocenia, że celem Putina wciąż pozostaje cała Ukraina, w związku z czym Kreml nigdy nie zgodzi się na jakiekolwiek porozumienie lub gwarancje bezpieczeństwa, które uniemożliwią realizację planów w perspektywie średniej lub długoterminowej. Zajęcie całego Donbasu na mocy międzynarodowych umów znacznie przybliżyłoby Rosję do realizacji zadania.
Tyle, że Zełenski powtarza już niemal codziennie, że o żadnym "oddawaniu" Donbasu nie może być mowy. Na marginesie swoich optymistycznych komunikatów, kanclerz Merz także wspominał, że chociaż w Berlinie dużo udało się osiągnąć, kwestie terytorialne pozostają nierozstrzygnięte.
Jak przypomina ISW, w ocenie dwóch amerykańskich urzędników, z którymi rozmawiał "The New York Times" Putin i Zełenski będą musieli sami omówić i zdecydować o porozumieniach dotyczących ziem. To także brzmi jak politcal-fiction, bo Putin unika spotykań z Zełenskim za wszelką cenę i tłumaczy to utraceniem przez ukraińskiego prezydenta legitymacji do sprawowania władzy.
Wydaje się, że informacje o rychłym pokoju w Ukrainie okazały się mocno przesadzone.


