Była ambasador USA w Ukrainie przerwała milczenie na temat powodów rezygnacji ze stanowiska. Wbrew wcześniejszym oświadczeniom o "sytuacji rodzinnej" Bridget Brink stwierdziła, że postanowiła opuścić placówkę, ponieważ nie mogła bezczynnie przyglądać się, jak Donald Trump wywiera presję na ofierze-Ukrainie, a nie na rosyjskim agresorze.
Brink przedstawiła plany odejścia w liście do redakcji czasopisma Detroit Free Press.
"Szanuję prawo i obowiązek prezydenta do określania polityki zagranicznej USA ― przy zachowaniu należytej kontroli i równowagi ze strony Kongresu USA" - przekazała, dodając:
W związku z tym dyplomatka uznała, że czuje się zobligowana do ustąpienia. "Pokój za wszelką cenę nie jest pokojem w ogóle - to raczej ustępstwa" - podkreśliła Brink, która publicznie wyrażała poparcie dla Kijowa za czasów poprzedniej administracji Stanów Zjednoczonych.
Po przejęciu władzy przez Donalda Trumpa, wypowiedzi ambasadorki stały się bardziej "wyważone".
W kwietniu bieżącego roku Bridget Brink została publicznie skrytykowana przez Wołodymyra Zełenskiego za brak potępienia rosyjskiego ataku rakietowego na Krzywy Róg, w którym zginęło 20 osób, w tym dziewięcioro dzieci. Pocisk wystrzelony przez Rosję spadł wówczas w rejonie popularnej kawiarni w mieście, niedaleko placu zabaw.
W oświadczeniu, w którym Departament Stanu USA potwierdził odejście Brink ze służby zasugerowano, że dyplomatka rezygnuje z powodów osobistych. Niektóre media amerykańskie podawały, że decyzja Brink spowodowana jest brakiem kontaktu z rodziną.
"Ambasador Brink ustępuje. Była tam ambasadorem przez trzy lata - to długi czas w strefie wojny. I szczerze mówiąc, wojna trwa już o wiele za długo". "Prawdziwym problemem jest to, czy Rosjanie i Ukraińcy są gotowi zrobić to, co konieczne, aby zakończyć tę wojnę".


