Zaledwie 71 minut potrzebowała Iga Świątek, aby wygrać ze Szwajcarką Belindą Bencic 6:2, 6:0 w półfinale Wimbledonu. "Grałam wspaniale. Czułam, że od samego początku jestem w stanie nakładać presję na Belindę" – powiedziała po meczu polska tenisistka. Jej rywalką w walce o szósty tytuł wielkoszlemowy będzie w sobotę Amerykanka Amanda Anisimova.

Bencic w starciu ze Świątek nie miała jednak wiele do powiedzenia. Szwajcarka w opałach była już w drugim gemie, gdy serwowała. W jednej z wymian straciła równowagę i upadła, a po chwili została przełamana. Przy wyniku 5:2 Polka kolejny raz przełamała rywalkę i znalazła się w połowie drogi do finału.

Grałam wspaniale. Czułam, że od samego początku jestem w stanie nakładać presję na Belindę. Byłam skoncentrowana, czułam się dobrze. To był bardzo solidny występ - oceniła.

W drugim secie zaledwie odrobina emocji była w gemie otwarcia. Polka na moment obniżyła poziom swojego serwisu i musiała bronić dwóch break pointów. Zrobiła to skutecznie, a później pędziła w kierunku finału.

Na pewno zaskoczyłam tutaj siebie - przyznała Polka.

Bencic: Iga nie pozwoliła mi grać swojej gry

Bencic walczyła, ale jedynie odwlekała nieuniknione. Przy piłce na 5:0 dla Świątek znów upadła. Nie zdołała się też uchronić przed porażką 0:6. Pierwszą piłkę meczową obroniła, ale przy drugiej była bezradna. Świątek zamknęła spotkanie skutecznym returnem po godzinie i 12 minutach.

Iga nie pozwoliła mi grać swojej gry. Uderzała szybko, celnie, świetnie serwowała. Nie jestem pewna, czy gdybym mogła, to zrobiłabym coś inaczej. Była w absolutnym gazie. Spróbujemy przeanalizować to spotkanie, czy w ogóle dało się coś zrobić. Może żeby ją dziś pokonać, musiałabym zaprezentować swój absolutnie najlepszy tenis i ryzykować przy każdym uderzeniu - przyznała Szwajcarka.

"Zaczęłam się czuć komfortowo na trawie"

Świątek po raz pierwszy awansowała do finału Wimbledonu i pierwszy raz w tym sezonie zagra o tytuł w Wielkim Szlemie. W Australian Open i French Open odpadała w półfinale. W Melbourne od finału dzielił ją tylko punkt. Decydujących spotkań na tych turniejach nie oglądała.

W Melbourne śledziłam wynik na lotnisku, potem wsiadłam do samolotu i po wylądowaniu zobaczyłam, kto wygrał. Zaskoczyło mnie zwycięstwo Madison (Keys - przyp. red.), bo choć oczywiście grała tam świetnie, to faworytką była Aryna (Sabalenka - przyp. red.). W Paryżu natomiast byłam już w domu, ale nie chciałam oglądać czegoś, w czym już nie mogę uczestniczyć. Śledziłam tylko wynik - zdradziła Świątek.

W finałach wielkoszlemowych jest niepokonana, ma na swoim koncie pięć triumfów - cztery w Paryżu (2020, 2022-24) i jeden w US Open (2022).

Każdy z tych Szlemów to była zupełnie inna historia. Ciężko je porównać. Teraz na pewno cieszę się tym, że zaczęłam się czuć komfortowo na trawie - podkreśliła Świątek.

Finał z Anisimovą. "Trawa sprzyja jej stylowi gry"

W finale na triumfatorkę tego pojedynku czekała już Anisimova, która w pierwszym czwartkowym półfinale pokonała liderkę światowego rankingu, Białorusinkę Arynę Sabalenkę 6:4, 4:6, 6:4. Polka nie grała jeszcze z Amerykanką na poziomie seniorek.

Nie śledziłam jej wcześniejszych meczów tutaj. Na pewno musi grać świetnie. Wie, jak grać na trawie. Ta nawierzchnia sprzyja jej stylowi gry. Czeka mnie wyzwanie. Jest zawodniczką, która w trudnych sytuacjach idzie naprzód. Zawsze dobrze jej życzyłam, znamy się od czasów juniorskich - powiedziała Świątek.