Po zwycięstwie nad Norwegią polskie panczenistki zmierzą się w sobotę z Rosją w półfinale zawodów drużynowych w Soczi. "Nogi będą już ‘przepalone’, a więc damy pełny piec" - zapowiada barwnie Katarzyna Bachleda-Curuś.

Biało-czerwone były faworytkami ćwierćfinału i sprostały zadaniu. Zaczęło się, co prawda, od falstartu Natalii Czerwonki, ale później Polki sukcesywnie powiększały przewagę nad Skandynawkami, by w końcówce zdecydowanie zwolnić. Pokonały rywalki o trzy sekundy.

Mimo falstartu to był dobry bieg, chociaż spokojnie mogłyśmy jeszcze poprawić się o sekundę. Jak już wypracowałyśmy dużą przewagę, zdecydowałyśmy, że nie jedziemy tak ostro do końca. Podobnie zrobiły Holenderki, przejeżdżając dystans technicznie. Z kolei Rosjanki walczyły w "trupa". Dla nas kolejnym fajnym sygnałem przed pojedynkiem z nimi było to, że się "porwały" - stwierdziła Bachleda-Curuś.

Cztery lata temu na igrzyskach w Vancouver na Polki nikt nie stawiał, a one zdobyły brązowy medal. W poprzednim sezonie sięgnęły po wicemistrzostwo świata. Jeśli w sobotę wygrają z Rosją, znów będą w finale wielkiej imprezy.

Przeciwniczki mają przede wszystkim, niestety dla nas, Olgę Graf, medalistkę indywidualną obecnej olimpiady. Ona ciągnie jak... rosyjski odkurzacz. Z pewnością jutrzejszy półfinał będzie najcięższy. Gospodynie już dziś pokazały swoją moc, pokonując Kanadę - dodała liderka kadry.

Bachleda-Curuś prowadziła polską drużynę aż przez trzy z sześciu okrążeń. Jak przyznała, najlepiej jedzie się jej z przodu, bo "Luiza (Złotkowska) jest mała, a Natalia (Czerwonka)... kopie". Dobrze mi się jedzie za Natalią, chociaż zostawia nogi z tyłu i mnie kopie. Ale kiedy ona pokona prawie 1000 metrów i ja "lecę" dwa kółka do końca, to czuję się... wypoczęta. Oszczędzam 40 procent energii - stwierdziła 34-latka.

Taktyka na półfinał jest dla niej prosta: Nogi będą już lepsze, "przepalone", więc damy pełny piec. Nie chcemy czwartego miejsca.

W drugim półfinale zmierzą się Holenderki i zdobywczynie srebra przed czterema laty Japonki.

(edbie)