"Patrząc na stratę wynikającą z rund karnych i dobierania amunicji, to dzisiaj z łatwością wygrałybyśmy" - przyznała Krystyna Pałka po występie polskich biathlonistek w olimpijskiej sztafecie 4x6 km. Biało-czerwone zajęły dopiero 10. miejsce.

To niezrozumiałe dla mnie, skąd taka różnica w strzelaniu, jestem w szoku. Po biegu usłyszałam od trenera, że moje strzały znalazły się pod tarczą. Być może ustawienie broni miało znaczenie - powiedziała dziennikarzom Pałka, która startowała na pierwszej zmianie. Podczas pierwszej wizyty na strzelnicy zawodniczka w pięciu próbach leżąc nie trafiła ani razu, a po dobraniu trzech sztuk amunicji pomyliła się jeszcze dwa razy. W efekcie musiała przebiec cztery rundy karne. W pozycji stojącej dobierała tylko raz.

Nie boję się strzelania, a wręcz to lubię. Na przestrzeliwaniu było dobrze. Później byłam na rozgrzewce, a karabin zostawiłam naszemu fizjoterapeucie. Zapewnił, że nikt nie miał do niego dostępu - dodała Pałka.

Jej koleżanki: Magdalena Gwizdoń, Weronika Nowakowska-Ziemniak i Monika Hojnisz przesunęły drużynę z 15. na 10. pozycję. Do zwycięskiej Ukrainy Polki straciły 2,5 minuty.

Z czterema rundami karnymi na igrzyskach olimpijskich na pewno nie można walczyć o medale - stwierdziła po wszystkim Nowakowska-Ziemniak, który w swym najlepszym starcie indywidualnym była siódma w sprincie.

Polskie biatlonistki żegnają się z Soczi, nie mając na koncie żadnego medalu. Przed igrzyskami wszyscy mieli większe oczekiwania - i my, zawodniczki, i kibice oraz media. Nie zamierzam płakać i rwać włosów z głowy. Jest mi przykro, ale życie toczy się dalej. Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mogły pokazać, na co nas stać, może jeszcze w tym sezonie. Nie jestem robocopem, ani żadna z dziewczyn, a w przypadku sztafety to składowa czterech osób - podsumowała Nowakowska-Ziemniak.

Zwycięskie Ukrainki wyprzedziły Rosjanki i Norweżki. Ekipa Białorusi, która w składzie miała trzykrotną złotą medalistkę zawodów indywidualnych Darię Domraczewą, uplasowała się na piątej lokacie.

(edbie)