Kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie, Jerzy Substyk miał niecałe 17 lat – do urodzin zostały mu dwa miesiące. 63 dni walk spędził niemal w jednym miejscu – w gmachu w warszawskim śródmieściu, który jego pluton "Perkun" utrzymał do końca powstania, mimo ciężkich ostrzałów i ciągłych niemieckich bombardowań.

Dziś okazały gmach przy Kredytowej 1 w Warszawie, na rogu Mazowieckiej, mieści w sobie stołeczne Muzeum Etnograficzne. 78 lat temu podczas niemieckiej okupacji był tam Arbeitsamt - czyli niemiecki urząd pracy, który zajmował się wywożeniem ludzi na przymusowe roboty do Niemiec.

Pan Jerzy spędził w tym miejscu praktycznie całe powstanie. Jego pluton (który później, 5 sierpnia, wszedł w skład Zgrupowania AK "Bartkiewicz") zajął i obsadził to miejsce w nocy z 1 na 2 sierpnia.

My, pluton "Perkun", obsadziliśmy tę placówkę i byliśmy tam do końca powstania. Naszym zadaniem było bronienie wejścia przez Mazowiecką, to było jedno z wejść do Śródmieścia. Nie oddaliśmy tego punktu do końca powstania, przez 63 dni, mimo wielu ataków obrona się udała ­- opisuje Jerzy Substyk, ps. "Jurny". 

Jak wspomina, Niemcy zaciekle atakowali ten punkt powstańczego oporu. Drugiego października, jak wychodziliśmy do niewoli zgodnie z warunkami kapitulacji, ten gmach był w ruinie. Po ostrzale z artylerii, czołgów, nalotów bombowych... został odbudowany dopiero po wojnie ­­- dodaje 94-letni dzisiaj żołnierz.

Choć o gmach toczyły się ostre walki, nie był on odcięty. Pan Jerzy podkreśla, że cały czas utrzymywana była łączność, docierało też zaopatrzenie dla broniących tego miejsca żołnierzy. Charakterystyczne dla mnie wspomnienie to był dzień we wrześniu, nie pamiętam już dokładnie, który, kiedy naszą placówkę odwiedził wódz naczelny, Bór-Komorowski wraz z dowódcą Powstania - wspomina.

"Jurny" działał w konspiracji od 1942 roku. Wtedy też dostał swój pseudonim. Tego dnia, kiedy nas zaprzysiężono, dowódca powiedział: "Teraz chłopcy wybierzcie sobie pseudonimy". Pomyślałem, że skoro mam na imię Jerzy, to pseudonim "Jur" będzie akurat. On mówi: "Chłopie, w plutonie Jurów mamy już kilku", chwilę pomyślał i powiedział: "będziesz Jurny". I tak, chcąc nie chcąc, zostałem "Jurny" - wyjaśnia.

Pan Jerzy wyszedł z domu dwa dni przed wybuchem Powstania Warszawskiego i wrócił 2,5 roku później. Po kapitulacji zgodnie z warunkami wyszliśmy do niewoli, w zwartych grupach, z bronią w ręku, do placu Narutowicza, tam składaliśmy broń. Stamtąd kolumną poszliśmy do Ożarowa, tam był przejściowy obóz - relacjonuje.

Później razem z innymi powstańcami Jerzy Substyk został wywieziony do Niemiec, gdzie spędził w niewoli 7 miesięcy. Pod koniec kwietnia 1945 roku z obozu w Dorsten oswobodziła nas armia brytyjska - opisuje. 

Jerzy Substyk nie wrócił od razu do kraju - razem z kilkoma kolegami dotarł do Meppen, by dołączyć do dywizji pancernej gen. Maczka. To było już po kapitulacji Niemiec, o walce nie było więc mowy, ale dywizja otworzyła dla swoich żołnierzy gimnazjum, do którego skierowano "Jurnego". Wcześniej wysłał on do swojej rodziny - przez wracających do Polski żołnierzy - informację o tym, że przeżył wojnę i niewolę.

Zdecydowałem się na powrót do kraju w grudniu 1945 roku. Załadowano nas na brytyjski statek i przewieziono do  Szczecina. Tam wsiadłem w pociąg - byłem w angielskim mundurze - i przyjechałem do Warszawy rano 24 grudnia. Moi rodzice nie wiedzieli, że ja wracam, wiedzieli tylko, że żyję i jestem na zachodzie. Wszedłem na pierwsze piętro do domu, stukam do drzwi, otwiera moja mama - ale nie poznała mnie, dwa i pół roku mnie nie było... ponieważ widziała, że jestem w mundurze angielskim, zapytała "proszę pana, czy pan przywiózł wiadomość od Jurka?". "Mamo, to ja" powiedziałem... popłakaliśmy się oboje i to była moja pierwsza rodzinna wigilia po dwóch i pół roku - tak pan Jerzy wspomina swój powrót do domu.

Opracowanie: