"Na papierze faworytem będą Niemcy, ale gra Argentyny jest nieprzyjemna dla przeciwników, dlatego kwestia nowego mistrza świata jest sprawą otwartą" - mówi w RMF FM Zbigniew Boniek. Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej deklaruje, że w niedzielnym finale będzie kibicował Niemcom, bo pierwszy wyjazdowy mecz po mundialu zagrają oni w październiku w Warszawie. "I jestem przekonany, że nie przegramy" - deklaruje Boniek.

Kacper Merk: Czy pana zdaniem Argentyna ma w ogóle szanse w finale mundialu z Niemcami?

Zbigniew Boniek: Na papierze faworytem na pewno będą Niemcy, lecz jestem pewien, że to nie będzie dla nich łatwa przeprawa. Moim zdaniem finał jest sprawą otwartą: Niemcy mają więcej argumentów, jeśli chodzi o taktykę, zdrowie i przygotowanie fizyczne, ale z kolei Argentyna ma indywidualności, w tym jedną taką, która w każdym momencie może w pojedynkę rozwiązać każdą akcję ofensywną.

Wiem, że gra Argentyny nie porywa kibiców, ale warto zauważyć, jak nieprzyjemna jest też dla przeciwników - przecież oni praktycznie nie tracą bramek, a w ofensywie mają ogromny potencjał i jak nie strzelą w trakcie meczu, to półfinał z Holandią pokazał, że potrafią też znakomicie wykonywać rzuty karne.

Z naszego punktu widzenia pewnie fajnie byłoby, gdyby mistrzem świata zostali Niemcy, bo przecież tuż przed mundialem zremisowaliśmy z nimi w meczu towarzyskim, a tuż po mundialu gramy w eliminacjach do Euro 2016.

Życzę Niemcom tytułu mistrza świata, bo pierwszy wyjazdowy mecz po mundialu grają właśnie z nami, więc dla kibiców byłaby to olbrzymia frajda. Oczywiście nikt nie będzie chodził i opowiadał, jak to tuż przed mundialem zremisowaliśmy z Niemcami, bo oni grali w innym składzie i nie ma się co oszukiwać.

Ale nie godzę się też na szydzenie, ile bramek dostaniemy w tym meczu eliminacyjnym na Stadionie Narodowym. Jestem przekonany, że nie przegramy tego spotkania! Na boisko po obu stronach wyjdzie jedenastu dokładnie takich samych ludzi - czasami ambicją, koncentracją i dobrym planem taktycznym można zatuszować pewne różnice w umiejętnościach.

A czy na mundialu widać, jak daleko uciekł nam piłkarski świat?

Na pewno trochę nam uciekł, natomiast dystans między naszymi najlepszymi piłkarzami, a najlepszymi zawodnikami światowego środka stawki nie jest aż tak duży. Naszym problemem cały czas jest brak koncepcji, do tego dochodzi też brak szczęścia w kluczowych momentach - przecież z Anglią na Wembley przegraliśmy minimalnie, drugą bramkę tracąc w 90. minucie. Swoje szanse mieliśmy też na Ukrainie.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę z faktu, że dzisiaj nie mamy argumentów, by przeciwstawić się krytyce, ale uważam, że od świata nie dzieli nas aż tak wiele i jestem pewien, że udowodnimy to już jesienią. Wierzę, że wówczas reprezentacja będzie dobrze funkcjonowała.

Na pocieszenie można powiedzieć, że nawet grając źle, nie prezentujemy się aż tak źle, jak Brazylia w meczu z Niemcami?

Nie chcę nawet tego komentować. Natomiast dla Brazylii to jest tragedia narodowa i to nie tylko ze względu sportowego. Brazylijczycy mieli wielkie problemy z organizacją tego mundialu, ale wraz z jego rozpoczęciem reprezentacja połączyła ludzi.

Po takiej klęsce w kraju będzie jednak bardzo negatywny klimat do dalszych wydatków na sport, a nie należy zapominać, że za dwa lata Rio De Janeiro będzie gospodarzem letnich Igrzysk Olimpijskich.