"Byłam w sklepie osiedlowym, kiedy dowiedziałam się, że coś było nie tak przy lądowaniu samolotu z prezydentem. Przyszłam do domu i już wszystko było wiadomo. W jednej sekundzie zawaliło się nam życie" - w 3. rocznicę katastrofy smoleńskiej Alina Wojtas, wdowa po pośle PSL Edwardzie Wojtasie, wspomina 10 kwietnia 2010 roku. "Po trzech latach coraz bardziej sobie uświadamiam, że on jednak już nigdy nie wróci" - mówi.

Krzysztof Kot: Jak pani przeżywa 10 kwietnia?

Alina Wojtas: Każda kolejna rocznica to większy ból. Wcześniej wydawało się, że to nieprawda, że może mąż jeszcze wróci, przyjedzie, ale teraz, po tych trzech latach, zaczynam sobie coraz bardziej uświadamiać, że on jednak już nigdy nie wróci, nigdy nie przyjdzie. Przychodzi tylko we snach i wtedy przez chwilę jest mi tak lżej, bo przekazuję mu wszystkie swoje problemy, kłopoty dnia codziennego i tak sobie myślę: Może pomoże mi coś rozwiązać, może będzie lżej? Ale budzę się, niestety rzeczywistość jest inna, jest smutna.

Jak to było wtedy, 10 kwietnia?

Dla nas to był szok. W sklepie osiedlowym dowiedziałam się, że coś było nie tak przy lądowaniu samolotu z prezydentem. Pomyślałam sobie: Boże, przecież tam jest mój mąż! Przyszłam do domu i już wszystko było wiadomo, już w telewizji było podane, że nikt nie przeżył tej katastrofy. W tym momencie po prostu szok, płacz, łzy. Po prostu zawaliło się nam życie w jednej sekundzie. W pierwszej chwili nie wierzyłam, miałam jeszcze taką nadzieję, że może on gdzieś tam przeżył, że może to nieprawda. Z tych dwóch tygodni, kiedy czekaliśmy na sprowadzenie ciała, po prostu niewiele pamiętam. To były bardzo ciężkie i bardzo bolesne dni.

Po tych trzech latach jak sobie pani radzi?

Staramy się żyć normalnie, chociaż trudno powiedzieć, żeby można było żyć normalnie, to słowo "Smoleńsk" jest ciągle żywe. A ponieważ jestem osobą bardzo wrażliwą, to to słowo od razu powoduje w sercu ból, w oczach łzy. Ciągle słyszmy coraz to nowe informacje, różne informacje, które powodują taki mętlik w głowie. Przeżyliśmy pełne emocji chwile, kiedy usłyszeliśmy, że niektóre ciała zostały zamienione czy że na wraku samolotu znaleziono trotyl. To dla nas ogromne przeżycie i stres. I ciągle czekamy na tą ostateczną prawdę.

Wierzy pani, że to był zamach, czy raczej, że była to katastrofa? Jak pani podchodzi do tych różnych spekulacji, które się pojawiają?

Trudno mi uwierzyć, że to był zamach, chociaż słucham doniesień zarówno z jednej strony, jak i z drugiej. Jest to bardzo niepokojące. Myślę, że ta komisja, która wkrótce będzie powołana ze strony rządowej, może wyjaśni coś więcej czy przynajmniej zdementuje informacje o tych wybuchach, o tym zamachu... Trudno mi jest w to uwierzyć i ponieważ nie znam się na tym, nie jestem jakimś w tej dziedzinie ekspertem, po prostu czekam - czekam, aż otrzymamy te ostateczne informacje, te o jakiejś prawdzie.

To nie jest smutne, przykre, że niektórzy wciąż próbują to wykorzystywać dla jakichś swoich doraźnych celów, a nie do końca może chodzić im o to, żeby po prostu wyjaśnić przyczyny tej katastrofy?

Sądzę, że jest to bardzo przykre. Szczególnie nam, rodzinom, jest przykro, że zarówno politycy, jak i rodziny tak troszeczkę się podzielili. Jedni znają swoją prawdę, mają swoje poglądy, inni stoją z boku, słuchając, co wyjaśni komisja rządowa. I szczególnie w te dni rocznicowe, w te dni, kiedy są obchody, jest to przykre, bo trudno się wtedy odnaleźć. Trudno znaleźć jakieś takie swoje miejsce w tym dniu. Ja jestem z daleka od polityki, po prostu kieruję się swoim rozumem, sercem. Wiem, że trzeba uczcić pamięć tych ludzi. Trzeba być tam, gdzie są ogólne obchody. Jestem wdzięczna wszystkim tym, którzy fundują tablice, którzy chcą w jakiś sposób upamiętniać tych, którzy zginęli właśnie 10 kwietnia. Bo wydaje mi się, że tak jak oni pamiętali o tych, którzy zginęli w Katyniu, tak chciałabym, żeby te pokolenia młode, przyszłe pokolenia pamiętały też o tych, którzy zginęli 10 kwietnia, jadąc oddać hołd innym.

Jakie będą te następne lata? Mówi pani, że z każdym rokiem jest coraz trudniej?

Z każdym rokiem, z każdą rocznicą jest coraz większy ból, pustka, smutek. Myślę też, że dopóki nie poznamy takiej ostatecznej prawdy o katastrofie, nie będzie takiego ostatecznego wyjaśnienia, ten ból będzie narastał. Ból, niepokój.

Spekulacje nie działają kojąco.

Każde takie spekulacje rodzą domysły, czy to naprawdę był tragiczny wypadek, czy może ktoś faktycznie przyczynił się do tej katastrofy. Jest to normalne, ludzkie, że wszystkie takie doniesienia, wszystkie takie informacje nastręczają takie właśnie domysły. Ale myślę, że doczekamy kiedyś jednej prawdy, prawdy dla wszystkich.

Pytanie, czy wszyscy zechcą się z tą prawdą pogodzić?

No właśnie, trudno powiedzieć. Być może, że już do końca każdy będzie miał taką prawdę, jaką sobie gdzieś w swoim umyśle przyswoi. Trudno tutaj wyrokować, czy ta prawda będzie jednakowa dla wszystkich. Ale chciałabym tego.