Rozważamy wprowadzenie obowiązku zakrywania nosa i ust w przestrzeniach wspólnych szkół; decyzja w tej sprawie zapadnie w czwartek lub w piątek - przekazał w środę minister edukacji Dariusz Piontkowski. Poinformował też, że dyrektorzy szkół otrzymają specjalne numery telefonu do sanepidu.

Piontkowski poinformował na środowej konferencji prasowej, że resort edukacji rozważa wprowadzenie obowiązku zakrywania nosa i ust w przestrzeniach wspólnych szkół. Przynajmniej w tych największych szkołach wydaje się, że ma to uzasadnienie (...). W mniejszych szkołach wydaje się, że zagrożenie jest dużo mniejsze i tam być może takiego obowiązku nie będzie - podkreślił.

Jak przekazał minister, decyzja w tej sprawie ma zapaść w czwartek lub w piątek.

Szef MEN był też pytany, czy zostaną wprowadzone ułatwienia dla szkół w kontakcie z sanepidem, a także czy zgłoszenia dyrektorów szkół będą musiały mieć formę podania.

Piontkowski przyznał, że "czasami mogły być problemy" z kontaktem z sanepidem, dlatego dyrektorzy szkół otrzymają dodatkowe numery telefonu - tzw. czerwone telefony - dzięki którym będę mogli bezpośrednio i szybko skontaktować się z powiatową stacją sanitarną.

Podkreślił też, że wydawanie opinii ma być jak najmniej sformalizowane. Ponieważ zdrowie dzieci, nauczycieli, pracowników z naszego punktu widzenia jest najważniejsze, mówimy wyraźnie w wytycznych, że może być to na przykład kontakt telefoniczny, mailowy, nie musi być żadne oficjalne podanie. Potem, najwyżej już po fakcie dyrektor sporządzi jakąś notatkę. I odpowiedź powiatowego inspektora (sanitarnego) może być w podobnej formule udzielona - mówił szef MEN.

Jeżeli będzie więc informacja o zakażeniu dziecka, to rozumiemy, że inspektor sanitarny będzie błyskawicznie podejmował decyzję tak, aby uchronić pozostałe dzieci i pracowników szkoły - dodał.

Więcej dzieci będzie mogło wejść do szkoły

Piontkowski zaznaczył też, że zmieniły się wytyczne dotyczące przedszkoli. Według nich jednemu dziecku w placówce należy zapewnić 1,5 mkw. powierzchni, wcześniej wynosiła ona 2-2,5 mkw.

Przyjmuje się, że taki metraż na jedno dziecko powinien wynosić 1,5 mkw. - powiedział.

Jak zaznaczył minister samorządy, przy wcześniej obowiązujących ograniczeniach, zwracały uwagę na to, że część dzieci z takiej opieki nie będzie mogła korzystać. Piontkowski podkreśli, że sanepid wskazuje na to, że te wyliczenia dotyczące powierzchni nie są aż tak bardzo restrykcyjne. GIS wskazuje a to, że te 1,5 mkw na dziecko nie musi być co do centymetra - powiedział.

Minister opisał też jak ma wyglądać postępowanie placówki edukacyjnej w przypadku ewentualnego podejrzenia choroby lub zakażenia. Rodzice powinni skontaktować się z lekarzem, który zleci, w razie konieczności, wykonanie testu na obecność koronawirusa. Jeśli wynik będzie dodatni, dyrektor składa wniosek o wydanie opinii do powiatowego inspektora sanitarnego w jaki sposób zorganizować zajęcia.

Inspektor sanitarny przygląda się sytuacji. Prowadzi dochodzenie epidemiologiczne. Sprawdza krąg osób, które miały styczność osobą zarażoną i te osoby będą musiały udać się na kwarantannę - wyjaśnił.

Do szkoły można posłać tylko zdrowe dziecko

Podczas konferencji prasowej szef MEN przypomniał o zaleceniach Głównego Inspektora Sanitarnego związanych z nowym rokiem szkolnym.

Zaznaczył, że do szkoły czy przedszkola rodzice mogą posyłać tylko zdrowe dziecko, a więc "gdy nie widać zauważalnych objawów kaszlu, podwyższonej gorączki, bólu mięśni, utraty węchu lub smaku". Te ostatnie objawy, jak podaje często w swoich informacjach GIS, mogą oznaczać, że dziecko może być zakażone koronawirusem i wówczas trzeba powiadomić nie tylko lekarza, ale także państwową inspekcję sanitarną - powiedział Piontkowski.

Zwrócił uwagę, że jeżeli są nieco słabsze objawy u dziecka, a więc źle się czuje, "to bezpieczniej będzie zarówno dla niego, jak i dla jego kolegów i koleżanek, jeśli zostanie w domu". Rodzice wówczas są zobowiązani do skontaktowani się z lekarzem i posłuchania jego rady, co dalej zrobić z dzieckiem - dodał minister.

Na pytanie jak się zachować, jeśli okaże się, że jedno z dzieci jest zakażone, szef resortu edukacji narodowej powiedział, że "dziecko zakażone i członkowie jego rodziny podlegają kwarantannie".

Jeśli nie ma badania w trakcie kwarantanny, nie ma testu, to przy braku poważniejszych objawów, kiedy dziecko i rodzice czują się dobrze - odbywają kwarantannę do końca - do 14 dnia. Po jej zakończeniu, jeśli nic się nie wydarzyło, nie ma poważnych objawów chorobowych dziecko może wrócić do szkoły - powiedział Piontkowski.

Zwrócił uwagę, że jeśli jeden z rodziców jest podejrzewany, że może być zakażony koronawirusem, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że dziecko mogło się także zakazić. Takie dziecko również nie powinno uczestniczyć w zajęciach stacjonarnych - oświadczył minister.

Przypomniał również o przestrzeganiu przez uczniów podstawowych zasad higieny takich jak: mycie rąk czy dezynfekcja ich po wejściu do szkoły. Dziecko powinno korzystać ze swoich przyborów, podręczników i zeszytów. Nie powinno dzielić się nimi z innymi, aby przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się choroby.

"Nie ma powodu, żeby by opóźniać rozpoczęcie roku szkolnego"

Szef MEN odniósł się na konferencji prasowej do przedstawionych we wtorek postulatów ZNP i apelu o możliwe przesunięcie edukacji tradycyjnej o 14 dni. Minister był też pytany o zapewnienie nauczycielom środków ochrony osobistej, bezpłatnych badań, testów i szczepień przeciwko grypie.

Piontkowski zaznaczył, że kwestia szczepień jest w gestii ministra zdrowia. Odnosząc się z kolei do przesunięcia o dwa tygodnie rozpoczęcia roku szkolnego, zaznaczył, że nie ma badań, które mówią o masowych zakażeniach dzieci podczas wakacji.

Rozumiem że ZNP ma jakieś tajne dane, które mówią o tym, że w trakcie wypoczynku zorganizowanego dzieci i młodzieży, tysiące młodych ludzi zachorowało na COVID-19 i w związku z tym jest groźba rozprzestrzenia się tej choroby, gdy wrócą do szkoły. Ja takich danych nie mam - powiedział minister.

Jak dodał, takie doniesienia nie pojawiają się też w przestrzeni medialnej, dlatego - jak podkreślił - nie ma powodu, by z tej przyczyny opóźniać rozpoczęcie roku szkolnego.

Domniemujemy, a to jest także domniemanie ministra zdrowia i głównego inspektora sanitarnego, że wakacje odbyły się w zasadzie bezpiecznie i nie ma większej skali zachorowań, i w związku z tym nie ma żadnego powodu, by akurat z takiej przyczyny opóźniać rozpoczęcie roku o dwa tygodnie - powiedział Piontkowski.

Odnosząc się do postulatu bezpłatnych testów na koronawirusa dla nauczycieli, przypomniał stanowisko GIS, że testowanie jest możliwe, gdy są na to wskazania epidemiczne.

Pytany z kolei o zalecenia ZNP, by w powiatach uznanych za strefy czerwone automatycznie przechodzić na nauczanie zdalne, odpowiedział, że ten temat będzie poruszony na kolejnej konferencji prasowej. Główny Inspektor Sanitarny przekazuje w tej chwili bardzo dokładne wytyczne, w jakich wypadkach należy wydać pozytywną opinię o przechodzeniu na wariant B lub wariant C - powiedział szef MEN.

Jak zaznaczył, GIS wyraźnie wskazuje, że sam kolor żółty lub czerwony strefy jest kolorem umownym. Nie oznacza on jednak automatycznie, że w każdej placówce jest ogromne zagrożenie epidemiczne - podkreślił Piontkowski.