Kto z kim „ma kosę”, a kto „ma zgodę” – to pytanie znów jest aktualne. Ruszyły rozgrywki ekstraklasy i odnowiły się dawne klubowe przyjaźnie i waśnie. Od tego, jak wygląda mapa polskiego kibicowania, zależy bardzo często, czy w czasie i po meczu będzie spokojnie.

Polskę oplata prawdziwa pajęczyna układów. Jest jednak kilka głównych linii. Legia Warszawa ma zgodę z Pogonią Szczecin, Zagłębiem Sosnowiec i Olimpią Elbląg. Sympatia łączy także kibiców Wisły Kraków, Śląska Wrocław i Lechii Gdańsk. Jeszcze inny układ obejmuje Arkę Gdynia, Lecha Poznań, Cracovię Kraków, Polonię Warszawa i kielecką Koronę. Taki podział pozwala już przed meczem stwierdzić, czy po spotkaniu będzie spokojnie, czy mecz zyska status „podwyższonego ryzyka”.

A to zawsze jest wysokie w derbach, np. Krakowa czy Warszawy. Legia i Polonia, dwa najstarsze kluby w stolicy, nie przepadają za sobą od lat. - Nie mogą przeżyć tego, że Polonia przez 10 lat grała w I lidze, zdobyła mistrzostwo Polski, i co ciekawe, na stadionie Legii, tam też zdobyła Superpuchar - wyjaśnia kibic Polonii. - To nie Legia ich nie lubi, tylko oni mają większe kompleksy wobec nas - odparowuje fan Legii. Nadają, że jesteśmy jakimś postkomunistycznym klubem czy czymś, a to jest tradycja.

Warto dodać, że Starówka i Muranów to uznane dzielnice Polonii. Najbardziej oddane Legii są: Powiśle i Praga.

Zdarzają się jednak także sytuacje na pozór pozbawione sensu – kiedy do gardeł skaczą sobie kibice tej samej drużyny. Przykładem jest Białystok, gdzie tragicznie zakończyła się wojna między „pretorianami” a „skinami” – obie grupy kibicują miejscowej Jagiellonii. Zginął 19-latek skatowany kijami baseballowymi i kilkakrotnie pchnięty nożem. Niestety konflikt trwa. - Często widzi się nawet, że noszą baseballe w rękawach, wystają noże - mówi jedna z matek, która boi się wypuszczać synów z domu.

Jak nie wyglądałaby jednak mapa polskiego kibicowania, w Polsce kibic bardzo często utożsamiany jest z boiskowym chuliganem. A tak być nie musi. Przykładem są Włochy, gdzie miłośników drużyn piłkarskich można znaleźć w każdym środowisku: od sprzedawcy na straganie po profesora uniwersytetu. - I to jest powód do dumy, a nie powód do wstydu. Myślę, że jeżeli to zjawisko w Polsce się zmieni, jeżeli pokonamy tą barierę, to wtedy może dołączymy do Europy - uważa doktor Stefan Bielański z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Jednak droga do tego jest daleka i wiedzie przez zmiany, których nie da się ominąć – chodzi o działania represyjne, organizacyjne i postawę klubów piłkarskich. - Niestety kluby, zwłaszcza czołowe, za mało w tym kierunku działają. Za dużo public relations, za mało konkretnego działania - konkluduje doktor Bielański.