W czerwcu i lipcu ubiegłego roku cały świat żył akcją ratunkową w Tajlandii, gdzie 12 chłopców wraz z trenerem zostało uwięzionych w jaskini Tham Lung. Dzisiaj już więcej wiemy o szczegółach akcji ratunkowej, która zakończyła się pełnym sukcesem. Okazuje się, że wbrew wcześniejszym komunikatom, chłopcy nie uczyli się nurkować.

W czerwcu i lipcu ubiegłego roku cały świat żył akcją ratunkową w Tajlandii, gdzie 12 chłopców wraz z trenerem zostało uwięzionych w jaskini Tham Lung. Dzisiaj już więcej wiemy o szczegółach akcji ratunkowej, która zakończyła się pełnym sukcesem. Okazuje się, że wbrew wcześniejszym komunikatom, chłopcy nie uczyli się nurkować.
Chłopcy uratowani z jaskini Tham Luang /PONGMANAT TASIRI /PAP/EPA

Szczegóły akcji ratunkowej ujawnia w swojej książce "The Cave" dziennikarz Liam Cochrame.

Chłopcy zostali uwięzieni w jaskini 23 czerwca. Wtedy wybrali się ze swoim trenerem na wycieczkę rowerową, a w jaskini schronili się przed intensywnym deszczem. Szybko wzbierająca woda odcięła drogę wyjścia i zmusiła ich do pozostania w jaskini.

Na miejscu natychmiast została zorganizowana akcja ratunkowa, w której brało udział ponad tysiąc żołnierzy tajlandzkich, a także specjaliści z USA, Wielkiej Brytanii, Chin, Holandii czy Australii. W jej czasie śmierć poniósł też jeden z nurków, który pomagał w doprowadzaniu tlenu do zalanej jaskini.

Wbrew wcześniejszym doniesieniom, chłopcy podczas akcji ratunkowej nie nurkowali samodzielnie i nie byli uczeni tego, jak bezpiecznie wydostać się ze śmiertelnej pułapki. Specjaliści uznali, że będzie to zbyt niebezpieczne i o wiele lepszym rozwiązaniem będzie podanie chłopcom silnych leków psychotropowych, które ich uśpią. 

Chłopcom podano silne leki psychotropowe

Akcję przeprowadziło dwóch doświadczonych nurków jaskiniowych, dr Richard Harris lekarz, anestezjolog i Craig Challen, emerytowany weterynarz. Przed rozpoczęciem akcji ratunkowej nurkowie na lokalnym krytym basenie przeprowadzili próbę akcji ratunkowej.

Przed wyprowadzaniem z jaskini, każdy chłopiec połknął tabletkę z silnym lekiem psychotropowym - xanaxem. Dodatkowo ratownicy wstrzyknęli do nóg każdemu ketaminę, która miała dodatkowo rozluźnić mięśnie oraz atropinę, która zmniejszyła wydzielanie śliny i ułatwiała oddychanie przez maskę.

Największym zagrożeniem było to, że chłopcy w trakcie przeprowadzania przez wodę, wybudzą się i zerwą maskę tlenową, co mogłoby się skończyć utopieniem. Dlatego tuż po uśpieniu, każdemu chłopcu ratownicy mocno związali ręce na plecach i szczelnie założyli maskę ratunkową. Środki podane chłopcom mogły też przestać działać, dlatego nurkowie wzięli ze sobą strzykawki z ketaminą.

Akcja rozpoczęła się o godzinie 10 rano 8 lipca. Pierwszego dnia wyprowadzono 4 chłopców, następnego kolejnych czterech i 10 lipca ostatnich 4 oraz trenera.

W trakcie pierwszego dnia pojawiły się problemy przy wyprowadzaniu chłopca o imieniu Night, który źle zareagował na podane mu leku. Jego oddech był nieregularny i przez pół godziny nie mógł się uspokoić. Dopiero po tym czasie został ponownie uśpiony i mógł zostać bezpiecznie przetransportowany na powierzchnię.

Drugiego dnia akcji ratunkowej jeden z chłopców zaczął wybudzać się w trakcie transportu. Wtedy nurek Jason Mallinson musiał wstrzyknąć chłopcu dodatkową dawkę ketaminy. To było bardzo trudne, wokół mnie na wodzie unosiły się strzykawki, a ja je próbowałem złapać - wspomina Mallinson.

Ostatni z jaskini został wyprowadzony najmniejszy z nich - Mark. Ratownicy mieli problem, żeby do jego twarzy dopasować odpowiednio małą maskę, która szczelnie przylegałaby do jamy ustnej. Dzięki szczególnej ostrożności ratowników udało się bezpiecznie wydobyć chłopca na powierzchnię.

Opracowanie na podstawie Daily Mail