To prawdopodobnie najczęściej cytowany w zachodnich mediach obok Władimira Putina rosyjski polityk. W odróżnieniu od ludzi z kręgu wewnętrznego Kremla może jednak pozwolić sobie na najbardziej brutalne opinie i komentarze. Niektórzy uważają, że były prezydent Rosji został zmarginalizowany przez Moskwę, a jego słowa nie mają realnego przełożenia na politykę kraju. Traktowane często jako histeryczna samowolka, stanowią dla dużej części analityków ciekawostkę na linii starcia informacyjnego Rosja-Zachód. To błąd, jeden z wielu popełnianych przez komentatorów w Europie i USA wobec Rosji. Dmitrij Miedwiediew ma do spełnienia jedną z najważniejszych funkcji w rosyjskiej machinie.

W grudniu 2014 roku, czyli kilka miesięcy po nielegalnej aneksji Krymu i po tym, gdy rozpoczęła się już wojna w ukraińskim Donbasie, Miedwiediew opublikował szeroki, wielowątkowy artykuł "Rosja i Ukraina: życie według nowych zasad", w którym przestrzegł Kijów przed zbliżeniem z Zachodem. Ówczesny premier Rosji przekonywał o podobnej tożsamości kulturowej Rosjan i Ukraińców, o wspólnych celach gospodarczych i konieczności zacieśnienia więzów politycznych. Polityk twierdził w tekście, że Unia Europejska będzie traktowała Ukrainę, jak ubogiego wasala. Równocześnie o władzach w Kijowie i ich proeuropejskim kierunku mówił z lekceważeniem. "Wschodnia Ukraina pracuje dla Rosji, a zachodnia w Rosji" - pisał ówczesny premier Miedwiediew, odwołując się do relacji ekonomicznych obu krajów, grożąc ich rozpadem i katastrofą gospodarczą Ukraińców w efekcie. Równocześnie sygnalizował, w jakim kierunku będzie zmierzał przekaz propagandowy z Moskwy w ciągu nadchodzących lat.

Miedwiediew na pierwszej linii frontu

Od 2020 roku, oficjalna rola Miedwiediewa w strukturach rosyjskiego przywództwa była sukcesywnie marginalizowana, a wraz z osłabianiem jego formalnego autorytetu rosła swada, z jaką wypowiadał się publicznie. 5 kwietnia 2022 roku w tekście zatytułowanym "O fałszerstwach we współczesnej historii" znalazło się już wszystko, z czego znamy Miedwiediewa dziś.

"Prezydent Rosji Władimir Putin zdecydowanie postawił sobie za cel demilitaryzację i denazyfikację Ukrainy. Tych złożonych zadań nie da się wykonać za jednym zamachem. I nie zostaną one rozwiązane jedynie na polach bitew. Najważniejszym celem jest zmiana krwawej i pełnej fałszywych mitów świadomości części obecnych Ukraińców. Cel w imię spokoju przyszłych pokoleń samych Ukraińców i możliwości ostatecznego zbudowania otwartej Eurazji - od Lizbony do Władywostoku" - ogłosił wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, sugerując, że plany Moskwy wykraczają daleko poza zajęcie Kijowa. Tekst opublikowany 5 kwietnia stanowił epilog dla innego, ogłoszonego na łamach Ria Nowosti dwa dni wcześniej, w którym Miedwiediew nawoływał do "eksterminacji" ukraińskich elit, "deukrainizacji" społeczeństwa i okupowania ziem ukraińskich.

Agresywna retoryka Miedwiediewa narasta od tego czasu systematycznie i wykracza poza groźby kierowane wobec Ukrainy. Miedwiediew uderza w Zachód, w tym Polskę. "Polska odegra rolę 'hieny Europy', która rozpętała III wojnę światową" - pisze w listopadzie 2023 roku, a pół roku później ostrzega państwa natowskie przed zezwoleniem Ukrainie na ataki dalekiego zasięgu w Rosji. "To nie jest ani zastraszanie, ani nuklearny blef. Obecny konflikt zbrojny z Zachodem rozwija się zgodnie z najgorszym możliwym scenariuszem" - napisał wówczas, w całej serii komunikatów o możliwej zagładzie atomowej.

Wreszcie po incydencie z rosyjskimi dronami we wrześniu 2025 roku nad Polską, były prezydent odniósł się do pojawiających się propozycji o zestrzeliwaniu przez kraje NATO, stanowiących zagrożenie bezzałogowców jeszcze nad terytorium Ukrainy. "Wdrożenie prowokacyjnego pomysłu Kijowa i innych idiotów o stworzeniu strefy zakazu lotów nad Ukrainą, wraz z zezwoleniem krajom NATO na zestrzeliwanie naszych dronów, oznaczałoby tylko jedno - wojnę NATO z Rosją".

Carski błazen

W tradycji dworskiej błazen miał prawo mówić rzeczy niewygodne, prowokacyjne, a nawet obraźliwe, których inni nie mogli wypowiedzieć bezkarnie. Dzięki temu stawał się wentylem bezpieczeństwa dla władcy, pozwalającym testować granice i nastroje. Miedwiediew jest błaznem doskonałym. Jako były prezydent i premier, posiada wciąż autorytet, który jest trudny do zlekceważenia, ale jednocześnie został odsunięty od realnej władzy. Dzięki temu może pozwolić sobie na znaczące, radykalne, szokujące wypowiedzi, które nie obciążają bezpośrednio Putina czy oficjalnej linii Kremla.

Błazen na dworze miał głównie pełnić funkcję, dzięki której rozładowywał napięcia, ale w przypadku Miedwiediewa chodzi raczej o ich podsycanie - zarówno na potrzeby wewnętrznej polityki Rosji, jak i na Zachodzie. Wypowiedzi Miedwiediewa są często skrajne: groźby użycia broni jądrowej, ataków na kraje NATO, czy obraźliwe komentarze wobec zachodnich przywódców. W związku z ich kontrowersyjnym wydźwiękiem, takie słowa przedostają się z łatwością do mediów - jako sensacyjne. Podobne komunikaty pozwalają Kremlowi obserwować reakcje Zachodu i społeczeństw, bez ryzyka oficjalnego zaangażowania najwyższych władz. Jeśli reakcja jest zbyt ostra, można się odciąć, twierdząc, że to "prywatna opinia" lub pominąć ją milczeniem, co zresztą jest w Moskwie częstą praktyką. Ale nie zawsze Kreml odżegnuje się od słów nadwornego błazna.

W niedawnym komunikacie rzecznika prasowego prezydenta Rosji Dimitrij Pieskow podkreślił w kontekście wsparcia udzielanego przez Zachód Ukrainie, że "NATO znajduje się w stanie wojny z Rosją i nie potrzeba dalszych dowodów". To wzmocnienie propagandowego przekazu, który ma na celu przestraszenie opinii publicznej w krajach natowskich. Słowa Miedwiediewa i Pieskowa padły tego samego dnia w trakcie budzących niepokój ćwiczeń wojskowych na Białorusi i niedługo po naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony.

Kampania dezinformacyjna i reakcje

Polska organizacja pozarządowa Res Futura, zajmująca się monitoringiem środowiska informacyjnego stwierdza w swoim raporcie, że równocześnie z atakiem dronów, uderzono również w polskie media społecznościowe, wykorzystując incydent do przeprowadzenia zorganizowanej kampanii dezinformacyjnej, której celem było eskalowanie emocji, polaryzacja społeczeństwa i podważenie zaufania do władz Polski i NATO. "Analiza treści w polskich mediach społecznościowych wskazuje na wysokie nasycenie powtarzalnych narracji, charakterystycznych dla działań koordynowanych" - informuje Res Futura.  Ocena ośrodka analitycznego jest jasna: kampania dezinformacyjna zorganizowana równolegle do naruszenia przestrzeni powietrznej podważyła zaufanie do NATO w polskiej przestrzeni publicznej. "Operacja informacyjna osłabiła zaufanie do NATO - nie całkowicie, bo część komentujących nadal uznaje je za gwaranta bezpieczeństwa, ale duża część narracji została przesunięta w stronę sceptycyzmu, cynizmu i nieufności" - podsumowuje Res Futura.

Według raportu organizacji, wśród podstawowych emocji pojawiających się we wpisach związanych z "wtargnięciem", na pierwszy plan wysuwają się: strach, złość, pogarda, niedowierzanie oraz ironia i sarkazm. To narzędzia, którymi na codzień posługuje się Miedwiediew w swoich komentarzach.

Wcześniej pod koniec lipca doszło do jednego z głośniejszych incydentów związanych z wojenną retoryką Miedwiediewa, który stwierdził, że kolejne ultimatum Stanów Zjednoczonych dla Rosji w kwestii zakończenia wojny "jest krokiem w kierunku wojny". Wówczas na prowokacyjny komentarz wiceprzewodniczącego rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa zareagował sam prezydent USA. Donald Trump, dostrzegając w wypowiedzi Miedwiediewa coś więcej niż bełkot politycznego frustrata, poinformował o rozkazie rozmieszczenia "w odpowiednich rejonach" dwóch okrętów podwodnych o napędach atomowych. Rozmawiając z dziennikarzami tego samego dnia, Trump przekazał - "pojawiła się groźba i uznaliśmy ją za niestosowną, zamierzam bronić naszych ludzi".

Tym samym strategia informacyjna Kremla rezonowała w decyzjach na najwyższych szczytach władz, a Miedwiediew, jako postać z tła, która moderuje dyskusję wokół groźby wojny nuklearnej nieoczekiwanie zyskał na znaczeniu. Wypowiedzi Dmitrija Miedwiediewa, choć często brzmią jak polityczny kabaret, są elementem poważnej gry Kremla o wpływy i emocje. Ich lekceważenie może być błędem, bo każda taka deklaracja to test dla Zachodu i sygnał dla rosyjskiego społeczeństwa. Rosja ma swojego błazna, napędzającego machinę dezinformacyjną. Zachód musi wymyślić swoją odpowiedź.