Władze syryjskie zaprzeczyły oskarżeniom specjalnego wysłannika ONZ Kofiego Annana, że siły rządowe użyły ciężkiej broni i śmigłowców w walkach w wiosce Tremseh. Według źródeł opozycyjnych atak wojsk tłumiących antyrządowe powstanie doprowadził do zabicia ponad 200 osób.

Rzecznik syryjskiego ministerstwa spraw zagranicznych Dżihad Mahdissi powiedział, że siły bezpieczeństwa zabiły w wiosce 37 rebeliantów i dwóch cywilów.

Siły rządowe nie użyły samolotów, helikopterów, czołgów ani artylerii. Najcięższą broń, jaką użyto to ręczne granatniki przeciwpancerne - oznajmił dziennikarzom na konferencji prasowej w Damaszku. Wczoraj otrzymaliśmy list od Kofiego Annana, zaadresowany do ministra spraw zagranicznych Walida el-Muallima. O treści listu można tyle powiedzieć, że opisanie wydarzeń w Tremseh nie odpowiada faktom - dodał.

Przypomnijmy, że Annan potępił w piątek masakrę ludności w wiosce Tremseh. Zaznaczył, że podczas brutalnej pacyfikacji siły rządowe użyły wobec mieszkańców broni ciężkiej, naruszając postanowienia obowiązującego rozejmu.

Najbardziej krwawy incydent w ciągu 16 miesięcy

Syryjskie źródła opozycyjne poinformowały w czwartek, że wojska reżimowe ostrzelały z broni ciężkiej rejon wioski Tremseh. Według ich relacji ci, którzy nie zginęli w bombardowaniu, zostali rozstrzelani przez prorządową milicję złożoną z alawitów (szyicka wersja islamu).

Wioska była zamieszkana przez sunnitów wrogo nastawionych wobec reżimu Asada.

Z informacji opozycji wynika, że w masakrze zginęło 220 osób. Jeśli te doniesienia się potwierdzą, będzie to najtragiczniejszy incydent w trwającym od marca 2011 roku konflikcie.