Na lotnisku w Irkucku, gdzie doszło do katastrofy pasażerskiego airbusa, zakończono akcję ratowniczą. Wg ostatnich informacji zginęły 122 osoby, 70 zostało rannych, a 12 uznano za zaginione. Wśród ocalałych jest dwoje Polaków.

Samolot leciał z Moskwy, na jego pokładzie znajdowały się 204 osoby. Ranne osoby, w tym wiele ciężko poparzonych, przewieziono do szpitala. Kilkunastu osobom udało się samodzielnie opuścić samolot. Pożar maszyny ugaszono dopiero po ponad 2 godzinach. Wśród pasażerów airbusa było wiele dzieci, lecących z Moskwy na obóz nad Bajkałem.

Na pokładzie samolotu była dwójka Polaków z Kalisza, którzy podróżowali do Mongolii. Tak katastrofę relacjonuje dla RMF Tomasz Gorzkiewicz: Samolot wyjechał poza pas lotniska i prawym skrzydłem uderzył w budynki. Momentalnie się zatrzymał. Nas tylko trochę wyrzuciło do przodu – nic nam się nie stało. Mieliśmy szczęście, że siedzieliśmy z tyłu. Pan Tomasz jest tylko posiniaczony. Jego koleżanka – Aldona Widawska, ma skręconą lub złamaną nogę. Utraciliśmy 90 proc. naszych rzeczy - podkreśla Gorzkiewicz. Posłuchaj:

Polacy byli wśród 11 obcokrajowców, którzy podróżowali feralnym samolotem. Teraz najprawdopodobniej wrócą do Polski.

Prawdopodobną przyczyną katastrofy była awaria systemu hamowania w samolocie – twierdzi komisja, która bada przyczyny wypadku. Z jej wstępnych ustaleń wynika, że hamulce popsuły się po wylądowaniu samolotu na lotnisku i uruchomieniu systemu wygaszania prędkości. Wtedy piloci stracili kontrolę nad samolotem. Tę teorię mogą potwierdzić dane pochodzące z czarnych skrzynek, które zachowały się w bardzo dobrym stanie.

Lotnisko w Irkucku jest bardzo trudne dla pilotów, którzy podchodząc do lądowania, muszą wykonać w powietrzu skomplikowane manewry. Podobnie jest po starcie. Dlatego w ciągu ostatnich 12 lat w okolicach Irkucka doszło do trzech wielkich katastrof lotniczych, w których zginęło 300 osób. Dziś po raz czwarty doszło tam do tragedii.

Prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił, że 10 lipca będzie w Rosji dniem żałoby narodowej.